Wpisy technologiczne czasami są moimi ulubionymi. Do stworzenia tego potrzebowałem paru miesięcy testów, żeby dobrze sprawdzić wszystkie rozwiązania, wysnuć wnioski i móc spróbować zarekomendować coś osobom, które podczas swojego pobytu w Argentynie chciałyby mieć swój własny dostęp do Internetu, a nie tylko polegać na wi-fi. Wbrew temu, co czytałem przed podróżą, sprawa połączenia wcale nie wygląda tak różowo i należy uzbroić się w cierpliwość.
Tuż po wylądowaniu na lotnisku w Buenos Aires dostępny był darmowy Internet i to właściwie w każdym pomieszczeniu. Trzeba było odklikać kilka regulaminów, ale w końcu zadziałało – prędkość nie powalała, ale żeby pobrać pocztę w zupełności wystarczało – i właściwie głównie do tego. Na innych lotniskach, na których pojawialiśmy się, było podobnie. Co więcej, nawet w wybranych terminalach portowych taka usługa była świadczona. Pobrać nic się nie dało i wgrać wpisu na bloga też nie, ale Internet w teorii był.
Wyjeżdżając, zabrałem ze sobą modem Huawei, żeby kupić kartę sim i z niego generować hotspot dla wszystkich naszych urządzeń. Niestety nie udało się. Tylko jedna sieć – Claro – teoretycznie miała to w ofercie, ale po dwóch wizytach w salonach, okazało się, że po prostu od dawna swojej strony nie aktualizowali i żaden konsultant nie potrafił mi takiej usługi sprzedać. Jedyne, co mogliśmy zrobić, to wykupić zwykłą kartę prepaid i za 2.50 peso dziennie mieć 10 megabajtów transferu. Po jego wykorzystaniu prędkość teoretycznie miała się obniżyć, ale to taka mała ilość danych, że zawsze miałem wrażenie, że wszystko działa sprawniej po tym, jak dostawałem SMSa informującego nas o zakończeniu dziennego limitu i zachęcającego do wykupienia kolejnych 10 mega. Nigdy tego nie robiłem, ale raz dziennie system pobierał te 2.50 peso, więc załadowałem parokrotnie po 50 peso i mieliśmy spokój. O dziwo, po włożeniu karty SIM z tym „pakietem” do modemu – wszystko działało sprawnie.
Operatorzy komórkowi, u których możemy kupić karty SIM to:
- Claro,
- Movistar,
- Personal.
I w sumie wszystko byłoby fajnie, gdyby nie zasięg sieci w Argentynie. Jest on na tyle dziwny, że podzieliłem go na dwie różne kategorie.
Rodzaje zasięgu (teoretycznie):
- GPRS,
- Edge,
- 3g/HSDPA.
Czyli jest to standardowy podział pod względem wykorzystanej technologii. Jednak praktycznie wyglądało to tak:
- HSDPA i 3g nie działają w ogóle,
- GPRS i EDGE działają jak 3g,
- HSDPA i 3g działają jak powinny.
Trzecia kategoria występowała najrzadziej, a te dwie pierwsze w znakomitej większości kraju. Wpatrywanie się w to, co mówi telefon o aktualnej – teoretycznej – jakości połączenia, nie ma sensu, bo nie mam bladego pojęcia, od czego zależy faktyczna przepustowość. Sam fakt bycia w zasięgu, świadczy tylko o tym, że możemy wysłać SMSy i wykonać połączenie alarmowe. Dobry zasięg występuje tylko w miastach, pomiędzy nimi z reguły nie ma żadnego (jeśli dystans przekracza 50 kilometrów) i wielokrotnie byliśmy poza nim.
Jeśli nie chcemy mieć ze sobą telefonu, tylko sporadycznie sprawdzać pocztę, to wtedy mamy do wyboru:
- hotelowe/hostelowe wifi – poza Buenos i dużymi miastami uzależnione jest od zasięgu telefonii komórkowej w danym mieście. Z reguły do miast właśnie drogą radiową doprowadzany jest sygnał i wszyscy korzystają z jednego źródła,
- kawiarniane wifi – dostępne bardzo rzadko poza Buenos Aires,
- kafejki internetowe – tych jest naprawdę sporo i z reguły mają najlepszą prędkość, co nie znaczy, że Internet działa szybko.
Reasumując, jeśli ktoś chce mieć dobre połączenie z siecią, podczas podróży po Argentynie, trzeba się trochę wysilić. My w pewnym momencie sobie odpuściliśmy, bo zaczynało to rzutować na naszą przyjemność z samego bycia w drodze. Wolne połączenia i ich brak sprawiały, że albo się udało wrzucić fotki na Instagrama, albo czekały w kolejce, aż będzie chwilowo lepszy zasięg. :)
2 komentarze