Jesteśmy u rodziny na Podlasiu. To takie miejsce na Ziemi, gdzie tylko jedna sieć komórkowa ma przyzwoite dwie kreski. Pierwszy dzień zawsze bywa ciężki – odruchowo sprawdzam telefon co kilkanaście minut i usilnie próbuję połączyć się z pocztą. Praca w nowych mediach zostawia swoje piętno. Potem, wkurzony po ośmiu godzinach prób, rzucam telefon w kąt i zaczyna być fajnie. Ale nie o tym ten wpis. Przed nami miesiąc pełen rozjazdów, wydarzeń i chcę to zebrać w jeden wpiso-plan.

Postaram się, żeby ten tekst nie był długi, ale tak jakoś, patrząc na brata Ani, który ładuje drewno do pieca a mama smaży [czubajki] kanie (które ja zwę „sowami”), to nic, tylko pisać i pisać. Nawet dla samego pisania.
Już jutro, tj. w poniedziałek 17 września, o godz. 10.00 rozpoczyna się konferencja o wideo w sieci z cyklu mediafunLAB. Jak się wybić na YouTube, jak zarabiać, czy kręcić a może tylko gadać do kamery? Mnóstwo interesujących tematów i event, gromadzący branżę w ilości jakiej dawno nie udało się nikomu zgromadzić. W tym całym przedsięwzięciu najbardziej fajne jest to, że jest darmowe (15 PLN opłatą nie można nazwać), gromadzi Wszystkich i, patrząc na poprzednie, trwale oddziałuje na środowisko vlogerów i blogerów. Ja wystąpię tam na zakończenie z małym show. Opowiem o vlogach i vlogerach „na krańcu świata”, czyli o tych, co podróżują, oraz tych, co mieszkają gdzieś, hen daleko, i o tym opowiadają. Patrząc na tematy dookoła, moja część to taka wisienka na torcie, a my niezmiennie próbujemy pokazać siłę, jaka drzemie w b(v)logosferze podróżniczej, i to kolejna okazja. Poprosiłem wielu vlogerów o wypowiedzenie się w kilku kwestiach i nagranie tego na wideo. Sam wybrałem fragmenty i przez 25 minut spróbuję dać czadu. Kilka osób jest akurat w Polsce, więc publiczność może być pozytywnie zaskoczona ich obecnością. Nie mogę się doczekać tego panelu. Szkoda tylko, że cały dzień będę siedział jak „na szpilkach”. Tych, co wpadną, zapewniam jednak, że warto czekać.

Zaraz po mediafunLABie planujemy ciężki wtorek związany z udanym after party i próbami naszej prezentacji o „Szukając Witkacego”. W piątek o 12.00, w samo południe, bierzemy udział w konkursie „Witkacy pod Strzechy”. – Szanse mamy marne. Pełno tam zdolniejszych, nie tyle ludzi, ale artystów, niż my. Konkurs odbywa się w Słupsku i tych, co mają witkacowskiego pojeba, zapraszać dwa razy nie trzeba. To miejsce, w którym trzeba być.

Podlasie
Podlasie

Ze Słupska wracamy na chwilę do Warszawy, potem wsiadam w pociąg do Berlina, gdzie spędzę kilka dni, uroczo integrując się z „firmą”, po czym uciekam do Gruzji. Wyląduję tam w czwartek 27 września w nocy na kilka dni przed wyborami parlamentarnymi, które planowane są na 1 października. Sytuacja nie jest tragiczna, ale emocjonalna. Rozmawiałem ostatnio z przyjacielem i pytam: „Jak tam Heniu przed wyborami”. Odpowiedział tylko jednym słowem: „hell”. No więc, ten „hell” będę dla Was opisywał na blogu i Facebooku i tam, gdzie mamy te nasze social mediowe kanały. Sporo tego, sami nie ogarniamy.
W międzyczasie Ania jedzie do Zakopanego, miasta Witkiewicza – bardziej ojca nić Syna. Zobaczy wystawę „Porozmawiajmy o kobietach” i spotka się z tamtejszymi witkaco-freakami. Szykuje grunt pod naszą wspólną wizytę, która planujemy w listopadzie/grudniu. Jak Zakopane, to musi być śnieg :)

Ja z Gruzji prosto do Warszawy, aby polecieć do Gdańska na Blog Forum Gdańsk a tam…
Ok, właśnie zdałem sobie sprawę, że jak nie przerwę tutaj, to napiszę wpis z agendą do końca roku. Zatem przerywam. Dalsze plany zostawiam na potem.