Zdecydowaliśmy się zrobić coś, czego jeszcze nigdy nie robiliśmy. – Od czterech dni podróżujemy samochodem Rutą 40, czyli „Drogą 40”, która ciągnie się od Boliwii przez całą Argentynę i fragment Chile, aż do Tierra del Fuego, a my jedziemy jeszcze dalej, bo na koniec świata – do miasta Ushuaia. Mamy do pokonania 10 000 kilometrów, czyli dystans dłuższy niż z Moskwy do Lizbony i z powrotem. Strasznie się cieszymy, jesteśmy niesamowicie podekscytowani i nie możemy się doczekać, co przyniesie kolejny dzień.

A czekają na nas – góry północy, wino w centralnej części, Chile, i najważniejsze, czyli Patagonia oraz lodowce, pingwiny i Tierra del Fuego!,… a potem oczywiście powrót. Emocji w nas wiele, bo to dla nas spore wyzwanie pod każdym względem – fizycznym, związkowym, rodzinnym czy blogowym. Bagażnik mamy wypchany przeróżnym sprzętem począwszy od foto i video po turystyczny. Jadą więc z nami: namiot, kuchenka, butle z gazem, kanister z benzyną, puszki z jedzeniem, grzałka i inne gadżety. Na razie sypiamy w lokalnych hosteriach, ale jesteśmy przygotowani na wszystko. Póki co jest gorąco, widoki zapierają nam dech w piersiach, a ludzie są mega życzliwi i pomocni. Przedwczoraj dojechaliśmy do San Antonio de los Cobres, skąd rano wyjechaliśmy do Cachi. Pokonaliśmy drogę na wysokości ponad 5000 metrów i teraz jesteśmy w Parque Nacional Los Cardones. Przejazd 150 kilometrów zajął nam około 8 godzin, bo były serpentyny i momentami trudna, żmudna droga, ale za to jakie widoki.

A to dopiero początek. Przed nami jeszcze daleka podróż. Zakładaliśmy, że pokonamy ją w półtora miesiąca, ale może się okazać, że potrzebujemy więcej czasu. Chcemy dziennie pokonywać ok. 200-300 km, w zależności od warunków jazdy. Moglibyśmy więcej, aby dojechać szybciej, ale chcemy napawać się tą podróżą i zobaczyć jak najwięcej. Poza tym Amelia nie jest fanką długiej jazdy samochodem, a dodatkowo jest w takim wieku, że raczkuje, wstaje i ma niesamowicie dużo energii, więc musi mieć szanse się wyszaleć.

Serpentyny

Serpentyny

Wjeżdżamy na 4000 metrów n.p.m.

Wjeżdżamy na 4000 metrów n.p.m.

Nie łatwo było przejechać przez ten strumień wody

Nie łatwo było przejechać przez ten strumień wody

Dlaczego Ruta 40?

Dlatego, bo to jedna z najdłuższych dróg świata – jej długość to ponad 5000 km, więc jest to spore wyzwanie. Zawsze byliśmy zdania, że będąc w jakimś kraju warto go dogłębnie poznać. Nie przyjechaliśmy do Argentyny po to, żeby spędzić w niej kilka tygodni, tylko kilka miesięcy i żeby zjechać ją całą i móc powiedzieć, że faktycznie coś widzieliśmy. Chcemy zobaczyć, jak zmienia się wszystko przez te kilka tysięcy kilometrów. Wystartowaliśmy przy 35 stopniowym upale, a w momencie, kiedy dotrzemy na miejsce do Ushuaia będzie tam prawdopodobnie kilka stopni. Jesteśmy bardzo ciekawi tego kraju, jego mieszkańców, widoków i natury. Wszystkiego.

Ania: Z tą Rutą to nie była prosta decyzja. Oczywiście, że chciałam i chcę ją przejechać, ale bałam się startu. Jestem kierowcą, mam prawo jazdy od 9 lat, ale nigdy nie miałam swojego samochodu. Wiem, że podobno jazdy za kółkiem się nie zapomina, ale, sami wiecie. Pierwszy raz w życiu poczuła, że kierowanie samochodem to odpowiedzialne zadanie, dlatego, że jedzie z nami Amelia. Muszę się Wam przyznać, że w momencie, kiedy szliśmy odebrać samochód miałam ucisk w żołądku. Nie chciałam się wycofywać, ale myślałam, „kurcze, jak ty przejedziesz 10 000 kilometrów?” Ten stan minął właściwie 10 minut po tym, jak usiadłam za kierownicą. A największym zaufaniem do mnie jako kierowcy wykazała się Amelia, która zasnęła minutę po tym, jak wsiadła do samochodu. :)

Jestem bardzo ciekawa, jak ta droga na nas wpłynie, czy coś się zmieni przez ten czas, czy nasz sposób widzenia świata i postrzegania siebie się zmieni.- Może brzmi to trochę enigmatycznie, ale obecnie nie wiem, co poczujemy i pomyślimy, kiedy kolejny dzień będą góry, droga, cisza i pustka.

Kuba: Na 5 dni przed wyjazdem obroniłem po dziewięciu latach magisterkę. Zbyt wieli emocji studiów nie czułem, bo ten etap już dawno mentalnie za mną, ale cieszę się, że finalnie udało mi się zamknąć ten rozdział i to w temacie, na którym mi zależało, bo o Gruzji i u genialnego promotora. Ten moment oraz fakt nieubłaganie zbliżające się trzydziestki sprawiły, że dla mnie ta podróż ma ten charakter symboliczny. Odkąd przyjechałem do Warszawy, żyję w mocnym pędzie. Czasem go lubię, czasem nie. Ale teraz mam potrzebę wyciszenia się, i gdzieś na tej drodze 40, może uda się sprawdzić, czy moja droga jest tą właściwą.

Żeby wypożyczyć samochód z tutejszej wypożyczalni trzeba mieć ważne prawo jazdy co najmniej dwa lata. Już na samym początku ustaliliśmy z Anią, że ona będzie kierowcą, a ja jestem nawigatorem, a poza tym w dużej większości robię zdjęcia i kręcę filmy. Muszę przyznać, że nigdy w Anię nie zwątpiłem, ale urządziliśmy sobie w Buenos Aires jeden taki wieczór, próbując się na maksa zdołować i wyliczyć wszystko, co może się nie udać. Plan był taki, że jak wstaniemy i dalej będziemy pewni tej podróży, to pojedziemy. Noc nie była prosta, burza mózgów, natłok myśli, ale stwierdziliśmy, że damy radę. Chyba oczyściliśmy się ze wszystkich złych emocji i mogliśmy iść dalej.

Dla mnie fakt, że Ania prowadzi jest bardzo niekomfortowy – nie będę tego ukrywał, ALE robimy dla Was opowieść na wielu kanałach, a sama Ruta bardzo często zmienia swój przebieg. Mapy cyfrowe są tragiczne, nasz GPS okazał się nic nie wart poza tym, że nagle informuje o kontroli policyjnej. Google średnio daje radę, a i tak w drodze nie ma ani zasięgu GPS, ani komórkowego. Co parę kilometrów są punkty gdzie można wezwać pomoc w razie czego, ale też tylko na wybranych odcinkach. Nie ukrywajmy – dla blogerów są to warunki bardzo ciekawe. :)

Muszę dodać, że Ania pilotować nie lubi, więc w sumie wyszło, że się dobrze uzupełniamy.

Abra al Acay

Abra al Acay

Czym jedziemy?

Ania i Chevrolet

Chevy :)

Wypożyczyliśmy samochód w Localiza, bo ze wszystkich naszych ustaleń wynikło, że tak jest najtaniej i najlepiej. Blisko trzy tygodnie negocjowaliśmy cenę, myśleliśmy nawet o wynajmie w Urugwaju, ale ostatecznie przypadkowo poznany Ezequiel z agencji turystycznej tak się zapalił do naszej podróży, że wywalczył naprawdę świetne (jak na Argentynę) warunki. Jedziemy Chevroletem Cobalt i póki co prowadzi się go świetnie. :)

Jak śledzić – transmedialna opowieść 

Lubimy różne kanały i eksperymentowaliśmy mocno już przy „Szukając Witkacego”. Tym razem podzieliliśmy sobie wszystko tak – jest jedna opowieść o Rucie 40, którą można znaleźć na blogu tutaj: http://podrozniccy.com/pl/ruta40 , ALE w poszczególnych kanałach dzieją się różne rzeczy:

Założenie jest takie: w ramach jednego kanału mamy podobny styl narracji i każdy ma pełną historię, ale nie ma „cross postowania”, czyli robienia jednej rzeczy i wrzucania wszędzie. Czemu tak? Po pierwsze nie chcemy śmietnika. Wiemy, że jeśli ktoś nas śledzi, to raczej nie wszędzie, więc nie ma sensu na siłę linkować tylko dawać coś ekstra. Jest jeden wyjątek – to Facebook, który dostanie swoje unikalne rzeczy, ale będzie też dystrybuował część treści dalej. Wbrew pozorom przyjemnie się to tworzy i nim zdecydowaliśmy się w to wejść parę dni testowaliśmy, czy na pewno się uda. Wygląda, że tak, ale zastrzegamy sobie prawo do obsuwy . Jeśli nie mamy zasięgu, to po prostu wpisy szkicujemy i potem może nagle pojawić się 10 na insta czy cztery na blogu. Wiemy, że zrozumiecie :)

Plan podróży

Już dzisiaj znajdziecie specjalną mapkę, która pokazuje całą trasę Rutą 40. Może być tak, że będziemy nadawać parę razy dziennie albo raz na parę dni. Nie jedziemy na czas – pierwotny plan zakładał, że jakoś w miesiąc, półtora dojedziemy, ale póki co wszystko się dzieje dwa razy wolniej :)

Ok, więc my jedziemy dalej, a Wy koniecznie trzymajcie kciuki. Na pewno nam się przydadzą Wasze dobre myśli! Chcemy stworzyć zajefajną opowieść drogi, dlatego koniecznie dajcie znać, co Was interesuje! Pozdrowienia z Ruty 40.

P.S.