W czasie naszego pobytu na Kubie, to właśnie Santiago de Cuba okazało się najbardziej muzycznym miastem wyspy. Kubańskie rytmy witały nas na każdym kroku, nawet tam, gdzie sobie siedzieliśmy w kawiarni i popijaliśmy kawkę nalewaną przez panią z takiego wielkiego termosu/dzbanka. Nagle przy sąsiednim stoliku ktoś, też popijał kawkę, ale do tego śpiewał i grał na różnych instrumentach.
W dźwiękach Kuby niesamowite jest to, że muzycy używają do gry wielu przedmiotów, których nie znamy, albo w takim kontekście nie użylibyśmy jako instrumentów. I tak, do wystukiwania rytmu wystarczą to dwa drewniane patyki. Profesjonalnie nazywają się one klawesami, ale naprawdę wyglądają jak dwa drewienka. Fajnie, melodyjnie i w sumie głęboko brzmi gitara o trzech parach metalowych strun. No i nie zapominajmy o bębenkach. Praktycznie każdy zespół je ma.
Albo taki jeden duży, wysoki, drewniany, obciągnięty skórą (zwany tumbadora) albo dwa małe połączone ze sobą bębenki przewieszone przez szyje i sięgające aż na brzuch, w które uderza się dłońmi. Najciekawszym instrumentem była jednak taka wielka gruszka o nazwie güiro, który jest wyschniętym owocem drzewa o tej samej nazwie z takimi wyżłobieniami, o które pociera się pałeczką. Dla dokładniejszego wytłumaczenia – wyobraźcie sobie, że efekt jest mniej więcej taki, jakbyśmy po starej tarze do prania (ciekawe, czy kojarzycie, co takiego) jeździli patykiem.
A gdzie te instrumenty i ich wykonawców można zobaczyć w Santiago?
Przede wszystkim w Casa de la Trova, gdzie koncerty bardzo ciekawych zespołów odbywają się przez cały dzień (z małymi przerwami), no i wieczorami. Rozkład występów każdego dnia jest aktualizowany i wisi (bądź stoi) przed wejściem. Nasz pierwszy koncert zobaczycie tutaj.
Na ulicy, na przykład w pobliżu Casa de la Cultura, gdzie akurat my wpadliśmy na świetną, spontaniczną muzykę wykonywaną przez Kubańczyków dla Kubańczyków. Tyle radości i emocji muzycznych nie odkryliśmy nigdy wcześniej. Polecamy.
W knajpie – przykład ze wstępu do tego wpisu. Siedzicie sobie i nagle ludzie, którzy siedzą obok zaczynają grać i śpiewać.
W Patio de Artex, knajpie, w której szczególnie wieczorami grają muzykę life.
W Casa del Caribe, która położona jest w bardzo fajnej okolicy, przypominającej połączenie warszawskiej Saskiej Kępy z al. Ujazdowskimi. Tam codziennie wieczorami odbywały się koncerty.
Z kolei w Casa de las Tradiciones miały odbywać się koncerty, jednak w czasie, kiedy tam wpadaliśmy, trwały spotkania seniorów. Bez muzyki, ale dyskusja była porywająca.
Cetro Africano Fernando Ortiz niestety nie znaleźliśmy. Adres wskazał nam miejsce, gdzie odbywał się remont, ale nie było żadnego budynku. Nie znaleźliśmy też informacji o tym, czy Centrum zostało przeniesione, czy może zamknięte.
I na koniec – Museo del Carnaval. Santiago słynie z widowiskowego karnawału, który odbywa się w lipcu. Stwierdziliśmy więc, że warto zobaczyć to muzeum. Nie było tam żadnego koncertu, choć była na niego mała szansa. Tak przynajmniej wynikało z naszych informacji. Zwiedziliśmy natomiast kilka sal muzeum z barwnymi strojami i zdjęciami karnawałowymi.
Jeżeli znacie jeszcze jakieś ciekawe miejsca w Santiago, to dopisujcie koniecznie w komentarzach. Sami się zastanawiamy, czy czegoś nie pominęliśmy :)
2 komentarze