Brzuchy burczały już potwornie. Został nam kwadrans drogi do Ayia Napa i byliśmy pewni, że oto w tym wielkim kurorcie coś zjemy. Z dala wyłoniły się neony znanych nam sieci fastfoodów, ale jakoś nieświecące. Skręciliśmy w jedną z ulic i nic. Miasto wymarłe niczym sceneria z serialu “The Walking Dead”.
(To jest wpis galeryjny – możecie się po nim poruszać strzałkami prawo-lewo albo kliknąć w guzik „play” powyżej. Wtedy pojawi się nawigacja oraz kolejne zdjęcia.)
Ayia Napa
Pani w hotelu pięknie się uśmiecha, mówiąc – ale kaloryfery włączą się już niebawem. Za dwie godziny. O 20. I ile pogrzeją? – dopytuję. Do 24. Dla mnie to nie problem, ale dla dwulatki to już co innego – rzucam. W oczach Pani pojawia się energia, której wcześnie brakowało. Wręcza mi dwa klucze, odblokowujące kontakty. Dwa piloty do klimatyzacji. I przepraszająco – normalnie to klika EURo za dobę, ale skoro są Państwo jedną noc, to umówmy się, że ja panu tego nie dałam.
Uśmiecham się i dumny ze zdobyczy wracam do dziewczyn. A pomyśleć, że chwilę przed rozmową z Panią, moja irytacja tym miejscem była tak duża, że poważnie rozważałem zastosowanie innej taktyki – niż wielki uśmiech zatroskanego taty.
Ayia Napa zaczęła się rozwijać po tym, jak północna część Cypru na trwałe dostała się pod okupację turecką. Wcześniej była zwykłą rybacką wsią, a turystycznie dominowała Famagusta – skądinąd zasłużenie. Jednak biznes nie lubi próżni, więc osiadł tutaj. Tętni w sezonie, zimą przysypia.
Obrazuje też sztuczność jaką może wytworzyć turystyka. Gdzie są te wszystkie prawidzie, tradycyjne, lokalnce cypryjskie “atrakcje”? Czyż nie powinny tu być niezależnie od pogody i klimatu? Nagle wychodzą z okolicznych jaskiń latem?
A skoro już o jaskiniach mowa, to udajemy się 10 kilometrów dalej, do:
Capo Greco
Znane też jako Cavo Greco. To fragment wyspy między Ayia Napa a małą miejscowością Protaras. Znajduje się tu też wielki brytyjski radar (podobnie jak parę innych części Cypru, na którym znajdują się brytyjskie bazy wojskowe).
Przejeżdżamy przez las i mamy do wyboru dwie drogi. Jedna prowadzi w pobliże radaru, ale stąd mamy widok na całe wybrzeże pokryte klifami. A druga prowadzi do Kamara tou Koraka – czyli bardzo interesującej formacji skalnej, która tworzy wrażenie łuku albo mostu. Jest to też jedna z najczęściej fotografowanych miejsc na Cyprze, bardzo pocztówkowe – na pewno je skojarzycie.
Wokół znajduje się też mnóstwo jaskiń, a do częśći z nich można wpłynąć – stąd też tak duża popularność tego miejsca. Choć niebo pochmurne, to woda momentami przeroczysta. Możemy zrozumieć, czemu to miejsce tak przyciąga ludzi, jednak domyślamy się, jak bardzo zatłoczone musi być w sezonie. Coś za coś – mamy spokój i ciszę, która jest dla nas ważniejsza niż idealne warunki.
3 komentarze