Słońce już wzeszło parę godzin temu, wiatru póki co nie ma, a w mieście ani żywej duszy. Choć za dnia i wieczorem mnóstwo tu energii i osób wracających z gór oraz tych, co właśnie przyjechali do El Chaltén, jak i tych, co wyjeżdżają, to jestem zaskoczony, że teraz panuje tu taka cisza, a ja jestem pierwszą osobą, która wyszła na trasę. Tuż przed wejściem na szlak mijam jednego gościa – lekko się zatacza, idąc z białą reklamówka – z nim raczej wchodził nie będę. Mijam drewnianą bramę, informującą mnie, że wszedłem na teren parku Parku Narodowego Los Glaciares, upewniam się, że jestem na właściwej ścieżce i idę. Za cztery godziny powinienem dojść w pobliże góry Fitz Roy.

W El Chaltén spędzimy parę dni. Nie wiemy jeszcze dokładnie ile, zależy to głównie od pogody, która póki co jest łaskawa, ale jak to na wysokich górach bywa – wszystko zmienia się szybko. Z Anią ustaliliśmy, że trekkingi robimy oddzielnie, gdyż jedno z nas musi zostać „na dole” z Amelią. Nie interesują nas krótkie trasy do miradorów, czyli punktów widokowych. Te powstały dla wycieczek, które podjeżdżają tutaj autokarami rano i po dwóch godzinach jadą dalej. Dzisiaj jest moja kolej i wybrałem trasę, która prowadzi w stronę Fitz Roya – góry o bardzo charakterystycznym wyglądzie, można powiedzieć, że pocztówkowym, który często się przewija, kiedy mowa o Argentynie czy Patagonii. Ma taki charakter mocnego stożka i znacząco wybija się ponad inne szczyty z tego pasma, co jeszcze bardziej podkreśla jej monumentalność.

Pierwszy odcinek – to tylko 600 metrów, ale pnie się mocno w górę. Po wejściu spoglądam na budzące się miasto, które naprawdę jest położone niezwykle – z każdej strony znajdują się albo rzeki, albo skały, albo góry. Samo położone jest w dole na jedynym większym kawałku płaskiego terenu w okolicy. Odwracam głowę i teraz patrzę na kamienistą drogę, która prowadzi do Opuszczonego Jeziora (Lago Desierto), jakieś 30 kilometrów od miejsca, w którym teraz jestem. Przede mną jednak 13 kilometrów w jedną stronę, czyli jakieś 3-4 godziny drogi. Chcę dostać do się do Laguny de los Torres, z której najlepiej można podziwiać Fitz Roy.

Po godzinie staję na rozstaju i muszę wybrać, czy idę do miradora, czy do Laguny Capri. Bez wahania skręcam w lewo i idę do laguny, dzięki temu ominę punkt widokowy. Choć jest dopiero parę minut po ósmej i do tej pory nie spotkałem nikogo – spodziewałem się jednak ludzi. Może nie tłumów, ale na pewno nie totalnego braku żywej duszy. Po dwudziestu minutach mijam pusty camping przy lagunie – tutaj też zaskoczenie. Ale sezon dopiero się zaczyna, nie ma jeszcze wakacji, więc może dlatego. Rozsiadam się przy lagunie i szukam w plecaku emapanad, które wczoraj zakupiłem, żeby służyły jako batony energetyczne na dzisiaj. Pogoda jest fenomenalna – słońce grzeje, wiatr lekki i przyjemny, tylko moja góra owiana chmurami, ale ufam, że gdy do niej dojdę, to na jedno dobre zdjęcie pozwoli.

Po blisko trzech godzinach od startu wreszcie mijam pierwsze osoby. – To dwóch gości z Niemiec wraca z namiotami z campingu. Są tutaj od blisko tygodni i właśnie kończą, żeby jechać dalej na lodowce do El Calafate. Przede mną jeszcze tylko kilometr. Ale ten najgorszy – wszystkie znaczki, które mijałem mówiły, że 12 kilometrów w trzy godziny a ten ostatni w jedną. Faktycznie do tej pory to był bardzo lekki trekking. Teren lekko pofałdowany, żadnych większych wzniesień, szło się szybko, a krajobrazy odciągały od myślenia o czasie.

Wpierw widzę ostrzeżenie o tym, że muszę dysponować świetną kondycją fizyczną i jeśli takowej nie posiadam, to lepiej zawrócić. Olewam i wpadam na kolejną tabliczkę – tym razem, że to najtrudniejszy i najbardziej zaniedbany szlak w całej okolicy. Spoglądam w górę i faktycznie – jak do tej pory było płaściutko, tak ostatni odcinek to ostre podejście w górę. Po 10 minutach spotykam pierwszą osobę, która zawróciła, a dalej co chwila, ktoś odpoczywa.

Nie chcę tu malować jakiegoś demonicznego obrazu tego odcinka. Nie potrzeba żadnego większego wsparcia sprzętowego, ani nie ma półek czy przepaści. – Jest po prostu ostro w górę. Dla wielu osób, które zrobiły już 12 kilometrów, to może być niezły cios, a przypominam, że trzeba jeszcze zejść i wrócić. Faktycznie wdrapuję się do samej laguny blisko godzinę i sam robię z trzy przerwy, jednak najgorszy jest nawrót kontuzji biegowej, która męczy mnie od roku. Na ostatnich minutach niefortunnie stawiam stopę na kamieniu i czuję, że ścięgna mocno się napinają. Już teraz wiem, że czeka mnie bardzo bolesny powrót.

Zanim jednak do tego dochodzi, to rozsiadam się przy samej Lagunie de los Tres obok szczęśliwych osób, które też się tu wdrapały. Ostra końcówka sprawia, że wszyscy się na końcu cieszą, że w końcu się udało, a widok jest tego naprawdę wart. Przede mną spora laguna – całkowicie zamarznięta – u podnóża Fitz Roya. Ten pięknie, strzeliście góruje nad nami i wszyscy czekamy aż wiatr przegoni chmury i w końcu go odsłoni. Tutaj już wcale tak ciepło nie jest, wręcz po kwadransie zaczynam marznąć i wygrzebuję z plecaka czapkę i zapinam kurtkę.

Siedzę dość długo i wpatruję się w ten widok.

Nie chce mi się schodzić, bo czuję stopę i wiem, że kolejne cztery godziny nie będą należały do udanych, ale w końcu zbieram się. Wyłączam kamerę od timelapse’a, żegnam się z resztą osób, która tutaj jest, i myślę tylko, żeby pokonać tę stromiznę, a potem już pójdzie z górki.

Pierwotnie chciałem jeszcze zboczyć do lodowca Piedras Blancas, który jest niedaleko, ale ból staje się coraz wyraźniejszy i choć kusi mnie, to czuję, że to może być bardzo zła decyzja i trochę rozczarowany postanawiam jednak nie oglądać się za siebie.

Teraz na trasie jest już mnóstwo ludzi, aż momentami tłoczno, i muszę się zatrzymywać, żeby przepuścić spore grupy. Cieszę się tym bardziej, że wyszedłem rano, bo miałem tę górę dla siebie przez spory czas, a teraz ciągle kogoś mijam. El Chaltén nazywane jest argentyńską stolicą trekkingu – ilość tras w okolicy jest spora. Ania jutro idzię inną – w stronę Cerro Torre. Zobaczymy jak jej pójdzie.

Początek

Mount Fitz Roy Trek Mount Fitz Roy Trek Mount Fitz Roy Trek Mount Fitz Roy Trek Mount Fitz Roy Trek Mount Fitz Roy Trek Mount Fitz Roy Trek

Laguna Capri

Laguna Capri, El Chalten, Fitz Roy Laguna Capri, El Chalten, Fitz Roy Laguna Capri, El Chalten, Fitz Roy Laguna Capri, El Chalten, Fitz Roy Laguna Capri, El Chalten, Fitz Roy Laguna Capri, El Chalten, Fitz Roy

Trek

Mount Fitz Roy Trek Mount Fitz Roy Trek Mount Fitz Roy Trek Mount Fitz Roy Trek Mount Fitz Roy Trek Mount Fitz Roy TrekMount Fitz Roy Trek Mount Fitz Roy Trek Mount Fitz Roy Trek Mount Fitz Roy Trek Mount Fitz Roy Trek Piedras Blancas Piedras Blancas

Mount Fitz Roy i Laguna de los Tres

Mount Fitz Roy Mount Fitz Roy Mount Fitz Roy Mount Fitz Roy Mount Fitz Roy Mount Fitz Roy Mount Fitz Roy Mount Fitz Roy Mount Fitz Roy Mount Fitz Roy Mount Fitz Roy Mount Fitz Roy Mount Fitz Roy Mount Fitz Roy Mount Fitz Roy Mount Fitz Roy

Zejście

Mount Fitz Roy Mount Fitz Roy Mount Fitz Roy Mount Fitz Roy Mount Fitz Roy Mount Fitz Roy