Zawsze chciałem zacząć wpis od słów – stary Gruzin powiedział mi, że… Niestety, a może stety nie powiedział, a podał mi mtzvadi, potem khinkali i dobił ojakhuri. Do tego kazał pić dużo Borjomi, wina i chachy. Serów ile zjadłem, nie pamiętam. Innych rzeczy też. I kiedy – przepełniony po brzegi – usłyszałem pytanie od biesiadujących ze mną osób – cóż to u nas się jada, w oczach stanęło mi dużo rzeczy, ale mało z nich było polskich. Z sushi przecież dumny nie będę. I tak jakoś mnie wzięło myślenie, że nie wiem, czemu się tą naszą kuchnią nie chwalimy.

W podróżowaniu najbardziej lubię i najczęściej wspominam te historie z ludźmi. Co zrobili, a czego nie, jak im się żyje, co lubią robić, jeść, pić, gdzie pracują, jakie mają rodziny, jakie panują między nimi relacje, jaką mają kulturę. Jednak zaraz po tym – albo najlepiej na raz – kocham jeść. Nie ma nic piękniejszego jak odkrywanie nowych potraw, smaków i – co ważne – poznawanie historii, które się za nimi kryją. Można jeść ziemniaka, albo można jeść to coś, co przybyło na dwór króla Jana III Sobieskiego jako dar króla Austrii. To coś, z czego ugotowano zupę, aby ją wylać, a następnie dopiero odkryć, że to nie o łodygę wystającą chodziło, ale o to, co w ziemi siedzi i jest smacznym ziemniakiem.

Żurek na zakwasie z mąki żytniej gotowany na suszonych borowikach

Żurek na zakwasie z mąki żytniej gotowany na suszonych borowikach

Wiem, że polska kuchnia tradycyjnie jest tłusta, ale też bardzo smakowita. Tylko nie wiem, czemu tak trudno ją gdziekolwiek znaleźć. Nie – nie chodzi mi o Zapiecki, Szwejki, Pierogerie i Przekąski Zakąski, które nawet pozorów chłamu marketingowego nie potrafią zachować. Przyjeżdża do nas w odwiedziny mnóstwo ludzi i czasem proszą, o coś polskiego na obiad. No to od biedy żurek i jakiś pieróg się znajdzie. Rosołek, schaboszczak… Wiecie, takie tam. Ale jak się dokładniej wczytacie, to się okaże, że jecie kuchnię bałkańską. Po grzyby trzeba iść do knajpy o klasę wyżej.

Strasznie mnie to dziwi, ale – jak zawsze w takim wypadku – najpierw szukam przyczyn u siebie. Lubimy tłuste jedzenie, a „w dzisiejszych czasach” już tak się nie je. Owszem, ale jak patrzę na przepisy sprzed stu, dwustu lat, to obok tego dzika, stoi bykiem też mnóstwo potraw, które dałyby niezłej ekscytacji dzisiejszym wegetarianom.

Pierś z perlicy w sosie agrestowym

Pierś z perlicy w sosie agrestowym

Po drugie lenistwo – no tak, nie gotujemy potraw skomplikowanych. A jeśli już, to nasze matki i babki. Szczytem wszystkiego jest wigilia. Choć ponoć łosoś norweski z paczki zaczyna podbijać te stoły. Kolejna nowość po sztucznej choince.

Ostatni powód – to raczej hipoteza/pytanie – czy polskie jedzenie jest po prostu obciachowe? Nie lubimy tego, co nasze? Uwielbiam dostępny miks kuchni u nas, to że można spróbować wielu kultur, ale nadreprezentatywność kuchni tureckiej względem polskiej jest hmm punktem wyjścia :)

Żeby zatem było weselej – postanowiliśmy to zmienić, a co. Wujek Google nic nam ciekawego na hasło „tradycyjna polska kuchnia” nie pokazał, czyli pewnie i zainteresowania nie ma. Kiedyś rzuciliśmy nawet hasło paru blogerom kulinarnym (którzy jednak nie podjęli tematu), bo my, owszem, gotować lubimy, ale zdecydowanie bardziej wolimy jeść i na tym będziemy się tutaj koncentrować :) Chociaż czas przywrócić i zbadać też trochę przepisów samemu, bo patrzę na książkę, która dostałem od Ani już dobre pótora roku temu – “365 obiadów przez Lucynę Ćwierczakiewiczową” (wydanie dwudzieste trzecie z 1917) i po prostu ślina cieknie jak Niagara.

Będziemy sobie podróżować, jeść i gadać. To wszystko włączymy w dział, który misternie tworzy się od paru miesięcy, ale jeszcze na blogu nie jest widoczny, czyli kuchnie, mordy świata. Mamy azjatycką, gruzińską, litewską, amerykańską i powoli tam dodajemy rzeczy. Po prostu ćwiczymy pewien format na blogu i najpierw musimy zmienić cały nasz kanał na YouTube, żeby to show jedzeniowe opublikować. Nie nazywajmy tego “projektem”, bo to za duże słowo. Ale czasem nas nosi i tak już nas nosiło od ponad roku – i parę dni temu znów, gdy planowaliśmy pobyt znajomych zza granicy w Polsce.

Delikatne naleśniki z rzecznymi rakami na pomidorowym muślinie

Delikatne naleśniki z rzecznymi rakami na pomidorowym muślinie

Blogery kulinarne z nas nie będą, ale konsumenckie… :)

Dziś wpadliśmy do jednej z niewielu restauracji w Warszawie serwującej prawdziwe polskie jedzenie, położonej przy ulicy Francuskiej, drogiej jak cholera, ale opłacało się odkryć, jak smakuje prawdziwy żurek, czemu rak niszczy krewetkę i jak podaje się perlicę. W kolejną „wyprawę ku podniebieniom serc” wybieramy się do Makowa Mazowieckiego, bo tam znaleliźliśmy małą karczmę, która podaje certyfikowane polskie jedzonko, hej.

Ktoś chętny, by wyruszyć w drogę?

P.S.
Wszelkie namiary na sprawdzone przepisy, dobre knajpy, znawców i sklepy jak najmilej widziane.

Zapisz