Kochany Broniu,

Stan mój z dniem każdym coraz okropniejszy. Nie mogę się opanować wobec Matki, dla której niby żyję, a której życie zatruwam i niszczę zdrowie. Dziś miałem znowu atak manii samobójczej. W nocy spać nie mogę, a w dzień (budzę się o szóstej-siódmej po krótkim śnie) staram się pracować, co wydaje mi się ohydną komedią i napawa tylko okropnym wstrętem do życia i dalszego ciągnięcia nie wiadomo po co tej strasznej egzystencji. Jedynie myśl o podróży z Tobą w jakiś kraj dziki coś przedstawia. Jakaś zmiana tak radykalna, żeby wszystko wywrócić do góry nogami.

Przypuszczam, że w podróży takiej jeszcze mógłbym coś zrobić, co by potem wróciło koszta. Ale skąd wziąc coś na początek? Dziś rano chciałem zaraz jechać do Londynu. Ale to tylko paliatywy. Śmierć jest we mnie, gdziekolwiek jestem, i nie zależy już to wszystko od wspomnień i miejsc tych samych. Jedynie to mnie uleczyć może.

Niczego tak nie pragnę, jak nie istnieć. Nic już po sobie więcej zostawić nie mogę, jak to co zrobiłem. Nic nie wierzę w moją twórczość. Piszę rzecz teoretyczną, w której chcę zamknąć wszystkie moje poglądy i przemyślenia w kwestiach sztuki, filozofii i spraw społecznych. Ale to nawet pisanie wydaje mi się marną farsą wobec tej nicości, którą widzę przed sobą. Każdy dzień wlecze się jak zmora. Ratować się może człowiek, który ma choć cień wiary. Ja nic – ani sił, ani wiary, ani sensu żadnej rzeczy.

Trzyma mnie cień względu na Matkę, ale to słabe uczucie, nawet wobec tego zniszczenia wewnętrznego. Może nie warto się o nic starać, bo i tak się to niedługo skończy.

Jest dla mnie niezmiernie czymś wartościowym i, kocham Cię bardzo, a jednak na myśli o Tobie nie mogę się oprzeć zupełnie. Myślę, że nic takiego nie ma, co by mnie uratować mogło.

Wstręt do zmarnowanego z własnej winy Życia, za późno na wszystko, ruina wszelkiej wiary. Cóż te lata znaczą wobec tego. I starość. Czuję się już starym i zaczynać na nowo nie mogę.

Wybacz te listy. Ciągle to samo tylko powtarzać mogę. Nie ma nic i nic mnie nie uratuje.

Całuję Cię bardzo.

Pani Malinowskiej rączki całuję.

Twój Staś

Mama przesyła Wam Obojgu serdeczne pozdrowienia i wyrazy wdzięczności.

Na podstawie „Konteksty. Antropologia kultury, etnografia, sztuka. Malinowski – Witkacy”, Kraków 2000.

Pogrubienia w tekście od autorów bloga.