Kochany Broniu:

Dziękuje Ci bardzo za tak częste wiadomości i Twoją przyjaźń. Ze mną z każdym dniem gorzej. To mi pokazało, że żyć nie mam prawa, bo nie jestem wart. Muszę przełamywać się z nadludzkim wysiłkiem ze względu na Matkę. Ale boję się obłedu. Praca zwraca się przeciw mnie. To najgorsze.

O ile nie myśle o śmierci, czuję ohydne obrzydzenie. Kiedy pracuję, mam wrażenie, że odegrywam jakąś komedię dlatego, aby ratować życie. Teraz dowiedziałem się o sobie rzeczy najgorszych. Z początku myślałem, że wtedy skończę, kiedy zobaczę, że już nic zrobić nie mogę. Tymczasem teraz widzę, że gdybym zrobił rzecz naprawdę doskonałą, i ta by mnie napoiła najgorszym wstrętem do życia.

Zasypiam późno, a budzę się o szóstej. Ranki ciągną się jak zmora. Piszę rzecz teoretyczną (raczej humorystyczną = mój światopogląd pesymistyczny). Czytam, a dnie wloką się tak potwornie długie i bezsensowne.

Na myśl o dniach, które mnie czekają, niedobrze mi się robi. Jedna rzecz, na którą miałbym ochotę, to ta podróż z Tobą.

Napisz, ile trzeba naraz, a potem ile mniej więcej miesięcznie. Czy nie mógłbym pełnić funkcji fotografa i rysownika? Rysuję szybko i podobnie. Napisz o tym, bo w tej straszliwej pustce, która mnie otacza, ta myśl podróży z Tobą jest najjaśniejsza.

Nie myśl, że się opuszczam. Tylko właśnie to, że walczę, jest najokropniejsze.

Całuję Cię bardzo.

Pani Malinowskiej rączki całuję.

Pomyśl o tej podróży, naturalnie z całą bezwględnością.

Mama przesyła pozdrowienia serdeczne Pani Malinowskiej, a dla Ciebie wielką wdzięczność za Twoją dobroć dla mnie.

Na podstawie „Konteksty. Antropologia kultury, etnografia, sztuka. Malinowski – Witkacy”, Kraków 2000.