To tracker na jaki długo czekałem. Fitbit szedł za ciosem od modelu Flex i po problemach z Force nie spodziewałem się że wróci z tak dopracowaną opaską. Force został wycofany ze względu na alergie skórne, który wywoływał u niektórych. Zapadła cisza na długie miesiące, pojawiały się -plotki czy firma sobie poradzi. Zastanawiałęm się czy wrócą z naprawioną wersją, czy po prostu odpuszczą i przejdą dro kolejnej generacji. Wybrali to drugie. Fitbit SurgePiszę tę recenzję dziesięć miesięcy po premierze. Surge na ręke założyłem jakieś 10 dni po niej. Od tamtej pory podobnie jak z poprzednimi modelami zdejmuje go tylko do ładowania. Pomimo zapowiedzi dwóch nowszych modeli w styczniu tego roku – Alta i Blaze – Surge pozostaje najbardziej zaawansowanym technologiczniem modelem marki.

Pozostaje pytanie czy to się zmieni w tym roku i pojawi się coś jeszcze lepszego czy Fitbit będzie rósł na boki, próbując różymi konfiguracjami i cenami opasek zająć nowe miejsca na rynku.

Fitbit Surge

Jego największą zaletą dla mnie jest wbudowany moduł GPS, dzięki czemu nie muszę zabierać ze sobą telefonu, żeby dokładnie mierzyć trasę czy to biegu czy chodzenia. Z aktywnym modułem Surge działa, po aktualizacji firmware, do 10 godzin – czyli cały dzień w górach. W normalnych warunkach – wytrzymuje blisko tydzień. Ja go ładuję w soboty :) Coś genialnego. Bateria to główny powód, dla którego nie inwestuję w żadne z nowych smartwatchy. Przez dwa tygodnie miałem uruchomienia powiadomienia o SMS i telefonach na Fitbicie – to było dla mnie za dużo. Jakby doszły emaile oraz Facebook, to bym chyba sobie rękę wyrwał :)

Noszę go na prawej ręce, na lewej mam drugi zegarek z kompasem, wysokościomierzem i ciśnieniomierzem. Czekam na model, który połączy oba w jedno – ale to pewnie jeszcze trochę. I na pewno nie będzie to firma konsumencka, tylko specjalistyczna od sportu lub wspinaczki.

Przyjrzyjmy się poszczególnym funkcjom:

Najważniejsza specyfikacja

10 miesięcy testu

Tyle z niego korzystam i to dobry czas, żeby spisać swoje wrażenia. Zmiany, które zaszły w porównaniu do Force to – duży wyświetlacz, automatyczne wykrywanie snu, dodanie pomiaru pulsu, monitoring różnych aktywności fizycznych czy połączenie z telefonem (notyfikacje i synchronizacja). Skok olbrzymi – który wyprzedził konkurencję na parę miesięcy a w marcu, czyli rok po premierze Surge, kiedy wyjdą dwa nowe modele Fitbita – będą od niego gorsze. Czy w tym roku zobaczymy jeszcze następne Surge – zobaczymy. Na pewno jest potencjał w możliwości rozszerzenia badanych wskaźników oraz rozpoznawanych ćwiczeń. Garmin nie śpi i jego zapowiadane modele są również interesujące.

Tymczasem Surge, który próbuje imitować smartwatch, wcale nim nie jest. To na szczęście nadal tracker fitness z dorobionymi parom funkcjami ściągniętymy ze smartwatchy. Jednak osoba, która szuka rozrywki czy gadżetu niech lepiej Surge nie kupuje. On całą swoją moc pokazuje, kiedy zaczynamy jakiś sport lub najlepiej wyczynową aktywność. Nic tak nie kręci jak przejście 30 kilometrów w górach i potem analiza swoich czasów, spalania kalorii, rytmu serca. Jak ktoś wnikliwie i często je analizuje – to na pewno lepiej zrozumie swój organizm.

Automatyczne rozpoznawanie snu to coś genialnego. Właściwie się nie myli. Jedyna sytuacja, w której zegarek nie rozumie co się dzieje to spanie w samolocie. Za dużo wstrząsów albo to mi się wydawało, że śpię. Może też być kwestia ułożenia ciała. Ale w pociągu czy autobusie nie miałem problemów. Pamiętając model Flex i „pukanie” trzykrotne w opaskę, żeby uruchomić monitoring (i notoryczne zapominanie o tym) to jest to zmiana na duży plus.

Jeśli miałbym doradzać dla kogo jest ten model – to na pewno dla osób, które czują, że ich aktywność fizyczna to poziom średnio/mocno zaawansowany. Tylko wtedy wykorzystamy wszystkie dostępne funkcje. Surge nie jest tani (w Polsce to około 950 złotych) i szkoda wydawać tyle kasy na prosty gadżet. Szczególnie, że modele podstawowe czy to Fitbita czy konkurencji są więcej niż połowę tańszę. Operatorzy komórkowi dodają też fittrackery coraz częściej w promocjach – prosty krokomierz można tak zdobyć. To też dobra opcja na start – żeby samemu zobaczyć, czy mamy cierpliwość i chęć monitorowania i analizowania swojego organizmu.