Zawsze chciałem zrealizować projekt telefonem. Nie tylko relację w mediach społecznościowych otagowaną frazą wskazaną przez producenta, ale coś więcej. Taka okazja nadarzyła się w maju, kiedy dopinaliśmy szczegóły współpracy z LG przy działaniach związanych z wprowadzeniem modelu LG G4 na rynek. Miałem już za sobą pięć miesięcy z LG G3 i byłem mocno ciekaw, jaka będzie różnica pomiędzy tymi modelami. Kosmetyczna, czy jednak nie. Choć najwięcej rozmyślałem, siedząc w samolocie do Nowego Jorku, czy to na pewno był dobry pomysł, by nie brać ze sobą aparatu tylko powerbank i smartfon.
Zdradzę Wam trochę pracy zakulisowej przy inicjatywach, w których do gry wchodzi też partner – z reguły jakaś firma, która też chce pokazać ważne dla siebie rzeczy.
Pierwsza rzecz to przede wszystkim ustalenie, czy rzeczy ważne są spójne dla obu stron. Jeśli nie, to wtedy po prostu mówimy sobie do następnego razu. W innym przypadku idziemy dalej, zaglądam do naszego portfolio pomysłów i marzeń, zastanawiając się, czy któreś z nich uda się zrealizować. W tym przypadku miałem już zaplanowaną podróż do USA, ale jeden problem – nie do końca o tych Stanach potrafiłem do tej pory opowiadać. Czemu tak – o tym pisałem we wcześniejszym wpisie.
Długo łamałem sobie głowę, jak to połączyć w całość – aż dość przypadkowo, bo przechodząc obok jakiegoś muralu w Polsce, zacząłem łączyć kropki w całość – wpierw przypominając sobie, że przecież w Nowym Jorku też jest tego mnóstwo, a potem, zagłębiając się jeszcze temat, zrozumiałem, że murale pełnią też ważną rolę społeczną i tak pięknie wyróżniają się w zależności od dzielnicy, którą badamy.
I tak rodzi się zajawka.
Wtedy przystępujemy do rysowania pierwszych szkiców, jak to będzie wyglądało, ale, w przypadku pracy z partnerami, zawsze robimy coś więcej. Czyli nie tylko zwykły wpis, ale dedykowany wygląd już możliwość zrobienia czegoś, czego normalnie byśmy nie zrobili. To jest wtedy ta wartość dodana dla czytelnika. Nie konkurs, a wykorzystanie szansy na stworzenie czegoś ekstra. To zmiana, która wprowadziliśmy już grubo ponad rok temu i która pozwala Wam dostawać coraz ciekawsze i lepiej zrobione rzeczy, a nam zmagać się z wyzwaniami, które na koniec dnia bardzo nas kręcą.
I tu pojawia się pierwsze wyzwanie – czyli #LGG4
Zastanawiam się, czy nie będzie mi brakować obiektywu szerokokątnego, który mógłby mi pomóc lepiej obejmować kadry. Niektóre murale są ogromne, niektóre namalowane dość wysoko, a czasem jest ścisk między blokami. Niemniej każdy ma taki obiektyw w nogach, można się oddalać i przybliżać – zatem postanawiam zobaczyć, co się wydarzy, a że lista obejmuje ponad 500 miejsc, to jeśli czegoś nie uda się sfotografować, pójdę dalej.
O jakość zdjęć się nie martwię, już LG G3 robił świetnie, a w LG G4 dopracowano aparat jeszcze bardziej, dodając do niego naprawdę mocny tryb manualny, który pozwoli osobom, ogarniającym trochę fotografię na wyciśnięcie z niego znacznie więcej od typowego telefonu komórkowego. Co ważne aparat działa sprawnie i nie zawiesza się, kiedy jest naprawdę mocno używany. To sprawdzam jeszcze w Warszawie przed wylotem.
Wyzwanie drugie – nie rób mapki
To była najtrudniejsza część rozmyślania nad scenariuszem. W jaki sposób pokazać “street arty” na mapie, jednocześnie uciekając od hasła “mapka ze zdjęciami”. To samo w sobie nie jest żadną historią, tylko zbiorem zdjęć zgeotagowanych i osadzonych na jakiejś internetowej mapie. Wszystko fajnie, ale nikt nie kliknie więcej niż pięć punktów.
Punkt wyjścia zatem był – pokazać skalę. Zakładamy, że ktoś nie wie, że jest tego aż tyle i jak to dokładnie wygląda. Dopiero, jak zobaczy i się podekscytuje, to będzie dociekał, gdzie dany mural czy graffiti się znajdują. Dlatego całość jest wielkim drzewem malunków, w tle widzicie, w której jesteście dzielnicy a dopiero na dole możecie zobaczyć dokładną lokalizację albo (nie wiem, czy wszyscy zauważyli), że jeśli klikniecie w mura,l to tam też jest mała mapa, a do tego jeszcze więcej zdjęć danego muralu.
Wyzwanie trzecie – lokalizacja
Tutaj są dwa aspekty. Pierwszy – to jednak fakt, iż Nowy Jork małym miastem nie jest, a ja nie chciałem się ograniczać tylko do jednej czy dwóch dzielnic. Zdecydowałem się na cztery, odpuszczając Staten Island, ze względu na niewielki dorobek artystyczny, który można tam znaleźć.
Sporo się najeździłem metrem, żeby dotrzeć w wybrane miejsca, czasem krążąc i bezskutecznie ich szukając. Parę razy udawałem się gdzieś daleko, bo miał być jeden mural, ale okazywało się, że już zamalowany. Tak było na przykład z Banksym na głębokim Brooklynie. Bardzo zależało mi jednak, żeby dostać się do paru ważnych punktów dla grafficiarzy na Bronxie i w Queens – tak, żeby zobaczyć cały przekrój i móc samemu porównać różne style.
A druga sprawa to już przy produkcji – zrobiłem ponad 1800 zdjęć, nakładając sobie limit pięć na mural maksymalnie. Z tego przebrałem 900 z 340 murali, czyli średnio po trzy na jeden. I teraz mimo wszystko chciałem to otagować na mapie, dlatego zbudowaliśmy specjalny skrypt, który przy wgrywaniu zdjęć do WordPressa, pobierał te dane z EXIFu (czyli takiej warstwy danych meta, które ma każde zdjęcie) i zapisywał do bazy. To zaoszczędziło mnóstwo pracy ręcznej,a jednocześnie umożliwiło skorzystanie z innej fajnej funkcji LG, czyli zapisywania lokalizacji GPS w fotografiach. Ma ją teraz większość telefonów, natomiast mnie pozytywnie zaskoczyła jej precyzja. Nawet, jeśli jedno zdjęcie robiłem dwa metry od ściany, a kolejne pięć – to na mapie jasno widzę. To nie jest jeden punkt, ale dokładnie, gdzie dane zdjęcie było robione.
Wyzwanie czwarte – łączenie tego w całość
To była długa noc – każdy mural trzeba było wgrać oddzielnie i przypisać do odpowiedniej kategorii. Wcześniej dopisać teksty i ustawić to tak, żeby dało się to wczytać. Strona jest ogromna (długość i waga), co zawsze stanowi dylemat przy takich projektach, ze względu na różne standardy w sieci odnośnie prędkości ładowania. Ta nie spełnia prawie żadnych, ale to zabieg celowy. Nigdy byśmy nie osiągnęli takiego efektu, próbując to dostosować do najniższej prędkości łącza. Zamiast tego myślimy inaczej – dajmy coś, na co warto poczekać, jak już się załaduje, to jeśli będzie to fajne, nikt nie będzie narzekał. Też bez przesady – ładowanie zajmuje parę sekund, a dodany jest tzw. lazyload, który pobiera zdjęcia na bieżąco wraz z przeglądaniem wpisu a nie od razu całość.
I na koniec – czy coś mnie zaskoczyło na nie
Chyba nie. Moje obawy szybko się rozwiały, sytuacji, w których odległość między budynkami uniemożliwiałaby złapanie szerszego kadru właściwie nie było. Okrutnie przeszkadzały za to zaparkowane samochody i to dla mnie był największy problem. Kierowców w pobliżu brakowało, więc musiałem sobie radzić w przeróżny sposób. Miłą odmianą było też nie tachanie ze sobą torby ze sprzętem foto, co przy takich odległościach dało się pozytywnie odczuć w nogach i plecach.
Co do samego LG G4 – miałem różne telefony z Androidem, byłem bardzo blisko powrotu do iPhona, ale ten model mnie mocno zaskoczył na plus. Oczywiście mógłby mieć lepszą baterię, jednak jego szybkość jest dla mnie ważnym atutem, bo korzystam z niego sporo i to uznaję za jego największą zaletę.
A czy będziemy tworzyć kolejne projekty z wykorzystaniem telefonu? Czas pokaże, ale z roku na rok ich możliwości otwierają nas na nowe pomysły, także nie można tego wykluczyć. Bardzo się cieszymy, że udało się zrealizować NYC Street Art, gdyż poznaliśmy Nowy Jork z ciekawej dla nas strony i cieszę się już na kolejną wizytę tam, gdyż parę murali jeszcze czeka na dodanie do opowieści :)
7 komentarzy