Jadąc z Tbilisi na północ, zawsze przejeżdża się przez Gori, bo prowadzi tam dobra droga, nazywana autostradą. Gdy mija pół godziny, pojawiają się pierwsze a potem kolejne wielkie skupiska domów. Obozy przesiedleńców. Piszę o tym dziś, bo wczoraj, przeglądając i porządkując inne zdjęcia, natknąłem się właśnie na ten mały folder. Rzadko wracam do podróży sprzed paru lat, ale – kiedy patrzyłem na te kadry – wróciły mi wszystkie nieopisane jeszcze emocje.

To był 2009 rok, początek października, moja pierwsza wizyta w Gruzji. Prowadziłem wtedy szkolenia podczas New Media Forum, które odbywało się w Tbilisi. Przyjechałem jednak na dłużej, aby wykorzystać okazję i pojeździć trochę po kraju. Jechaliśmy do Gori z zaprzyjaźnionymi pracownikami organizacji pozarządowej, która tworzyła elektroniczną mapę kraju. Gruzji nie było wtedy na Google Maps. Ich praca po trzech latach została zaakceptowana i dziś jest już dostępna na wszystkich serwisach mapowych.

Byłem zaspany, bo poprzedniego dnia zaliczyłem pierwszą suprę i każda okazja do snu tego dnia była dobra. Rozbudziła mnie znajoma i skinieniem głowy kazała spojrzeć w prawo. Górzyste pustkowie, mało drzew i po środku małe plamki. Chwilę potrwało nim wzrok mi się wyostrzył, założyłem okulary i rzuciłem niemrawe – co to? Jednocześnie zdając sobie sprawę, że patrzę na osiedle nowo wybudowanych domków jednorodzinnych. – IDPsi – padła odpowiedź.

Widok z autostrady
Widok z autostrady

Rok wcześniej była olimpiada w Pekinie. Jej początek kojarzą chyba wszyscy, którzy przełączali kanały, patrząc na ceremonię otwarcia oraz interwencję rosyjską w Gruzji. Tamta wojna trwała 5 dni i zakończyła się utratą kontroli nad dwoma „republikami” – Abchazją i Osetią Południową. Do dziś jest to kamień niezgody pomiędzy Federacją Rosyjską a Gruzją i społecznością międzynarodową. Większość Gruzinów, która mieszkała w tamtych rejonach, w ciągu paru dni zmuszona była do ewakuacji, zostawienia swoich domów i przemieszczenia się w nowe miejsca.

Przesiedleńcy to nie uchodźcy. Często te pojęcia są mylone albo używane zamiennie. Uchodźca uchodzi ze swojego do innego kraju a IDPs to Internally Displaced Person, czyli osoba wewnętrznie przesiedlona, w ramach jednego kraju.

Mijamy kolejne skupisko i pytam, czy możemy się zatrzymać i wjechać do jednego z nich. Odpowiadają twierdząco i kierowca skręca w drogę prowadzącą do osiedla. Domy oddalone są jakieś pół kilometra od głównej drogi. Z daleka najbardziej mrozi mnie widok ciągle tego samego. – Stawiane na szybko, przed zimą… Wszystkie domy to kopia jednego projektu. Nim zbliżymy się bliżej i można rozpoznać jakieś wyróżniki, wygląda to jak jedna wielka fala kopiuj/wklej.
Wychodzę z samochodu. Zaczynam chodzić różnymi alejkami. Wszędzie to samo. Jest też zaskakująco pustawo. Na ulicach widzę tylko parę osób. Czasem grupki dzieci, które się bawią. Pojedyncze osoby rozmawiają. Pewnie sąsiedzi. Na mnie nikt za bardzo nie reaguje, gdy robię zdjęcia. Są przyzwyczajeni już do telewizji zagranicznych i innych organizacji pozarządowych.

Dużo można rozprawiać i rozmyślać o tragedii wojny, ale te osiedla to takie miejsce, w którym wszystko jest nie tak. Nie tak się to powinno potoczyć. To czuć, gdy patrzy się już z daleka na te osiedla, postawione ot na szybko, na pustkowiu. Logicznie nikt by tu tego nie umieścił. To nie ma żadnej racji bytu. Ta jednorodność wszystkiego i te mizerne próby wyróżnienia się poszczególnych domostw i stworzenia namiastki tego, co się zostawiło. Tym ludziom dano minimum – takie tylko do przeżycia. Czekają tu na rozwiązanie konfliktu, który raczej szybko się nie skończy.

Zabawa
Jeden z wielu, bardzo wielu takich samych domów
Dom za domem

Wracałem tam jeszcze parokrotnie. Sam nie wiem czemu, ale to takie miejsce absolutnej, wewnętrznej ciszy. Parę kroków, parę spojrzeń pozwala zrewidować wiele swoich myśli i poglądów. Skonfrontować z samym sobą i własnymi wierzeniami.

Po godzinie chodzenia wyjechaliśmy stamtąd, a ja – już całkowicie rozbudzony – utwierdziłem się w przekonaniu, że chcę pracować w tym regionie jeszcze dłużej. I tak zaczęła się cała przygoda z tym krajem. Wyszedłem z fazy czytania książek, skonfrontowałem wszystkie moje wyobrażenia i relacje innych z samym sobą. Wiedziałem, że znajdę sposób, aby tam pracować i wrócić.

6 miesięcy później ponownie znalazłem się w Gruzji. Był 9 kwietnia 2010 roku. Ale to temat na kolejną historię.

Zapisz