Ostatnio coraz częściej wkurza mnie bezmyślność. To znaczy, zawsze mnie wkurzała, ale teraz nie potrafię przejść obok niej obojętnie. To ciężka choroba, z której nie można się wyleczyć, ale nie powinno się jej ignorować. Nie jest na szczęście zakaźna, nie przenosi się drogą kropelkową, ale jest bardzo dotkliwa i jak już kogoś dopadnie, to raczej nie opuści.

Dziś w autobusie, gdy spokojnie wracałam sobie z moich ulubionych ćwiczeń, zaskoczyła mnie właśnie taka sytuacja. Widzicie to zdjęcie, więc może nie ma sensu tego opisywać, choć cholernie trudno się w takim wypadku powstrzymać. Nie wiem, kto wpadł na taki pomysł, aby automat z biletami znajdował się za siedzeniem jakiejś osoby, co więcej – obok miejsca przeznaczonego dla inwalidów. Jak skorzystać z niego, gdy ktoś siedzi? To niemożliwe, bo samo miejsce, gdzie wrzuca się pieniądze jest bardzo wysoko, więc – żeby skorzystać – trzeba stanąć przy fotelu. Czy to możliwe, aby ktoś zaakceptował taką głupotę? Zaczęłam szukać drugiego dna i wymyśliłam, że to może nasz nowy pomysł na walkę z bezrobociem, o którym jeszcze nie słyszałam, czyli nowy etat w postaci osoby sprzedającej bilety z automatu. Zajmuje ona wówczas to miejsce przy automacie i obsługuje chętnych. Hmmm. Czy  brzmi to przekonująco? – Nonsens.

A widzieliście coś takiego na mieście?