Dotarliśmy do Kambodży, do stolicy tego kraju – Phnom Penh. Miałem okazję być tam trzy lata temu i do dziś pamiętam, jak ogromne wrażenie wywarł na mnie pobyt. Telefon wpadł w ręce Izy… Klimowicz. Jakie są szanse, że dwoje Klimowiczów mieszka w Azji Południowo-Wschodniej i nie są ze sobą spokrewnieni? Okazuje się, że spore. Za to też uwielbiamy Telefon Dookoła Świata i czekamy na odkrycie jeszcze więcej takich przypadków. Poznajcie zatem Izabelę Klimowicz, która bloguje na http://niedziwinic.wordpress.com/ .

Podróżniccy: Jak dowiedziałaś się o naszej akcji?
Iza: Kiedy w grudniu zaczęłam pisać bloga, rozglądałam się po innych stronkach. I najpierw trafiłam na Skok w blog, a przez niego na was. Przez przypadek zobaczyłam, że Maciek szuka kolejnego właściciela albo właścicielki, więc bardzo spontanicznie zaproponowałam się :) Miałam akurat odebrać paszport syna w Bangkoku, więc przy okazji mogłam przechwycić smartfona. Zawsze miałam jakieś stare Nokie i chciałam sprawdzić, jak takie cacko działa ;)
Na co dzień mieszkasz w Kambodży – jak się tam znalazłaś?
Wszystko przez mojego męża, który od kilkunastu lat pracuje w sektorze pomocy rozwojowej. Wcześniej pół roku spędził w Pakistanie bez nas i to był ciężki czas. Gdy młody zaczął pytać: „Mamo, dlaczego ja nie mam taty”, postanowiliśmy, że trzeba sprawę rozwiązać inaczej. Mąż przyjechał do Polski i przez miesiąc intensywnie szukał pracy z możliwością wyjazdu z rodziną. Pakistan odpadł ze względów bezpieczeństwa. No i trafiła się Kambodża. Co prawda, firma nie pokrywała kosztów utrzymania rodziny, ale nie miała też nic przeciwko temu, abyśmy sami zapłacili za bilety i byli razem. Więc zostawiłam wszystko i wyjechałam. Wyjechaliśmy.

Kambodża
Kambodża


Ułożyłaś już sobie codzienne życie?
Jak najbardziej! Zajmuję się robieniem NIC. Nawet zrobiłam sobie szkic wpisu na bloga, bo wszyscy się mnie pytają, „ale, co Ty tam robisz?” – NIC. Zajmuję się domem i dzieckiem. To potrafi być wycieńczające. Nie mam tutaj rodziny i przyjaciół. Muszę wszystko ustawić od początku. Więc wstaję rano, robię śniadanie i przy okazji opowiadam jakieś bajki („Mamo, opowiedz mi historię, jak krasnoludki poszły oglądać wulkany”). A potem idę do jakiegoś marketu i szykuję obiad. Plac zabaw, rysowanie i pranie. Kolacja, czytanie bajek, jak starczy siły – najnowsze produkcje na DVD, które można tutaj znaleźć, zanim pojawią się w polskim kinie.

Ale prowadzisz bloga. To może zajmować naprawdę dużo czasu :)
Ile to może zajmować czasu, widzę przy akcji Telefon Dookoła Świata. To jest wciągające. Bloga prowadzę dość nieregularnie – raz na tydzień, nawet nie… To, co mi się podoba w pisaniu, i po co mi to było potrzebne – ponieważ odciąża moją głowę. Nie myślę o marchewce i kurzu, tylko o tym, co chciałabym napisać. Oczywiście większość tych myśli nie trafia na bloga właśnie ze względu na brak czasu. Jak tylko wyślę dziecko do przedszkola, to na pewno go ulepszę. Mam kilka pomysłów. Przede wszystkim krótki, jasny przewodnik – fakty. Bo zdaję sobie sprawę, że nie każdemu chce się brnąć przez dłuuugie wpisy, aby dowiedzieć się, jak to jest z wizą, walutą albo transportem.

Etap 6
Etap 6


Słucham tego, co mówisz, i rysuje mi się w oczach normalny kraj z przedszkolami, kinem, filmami, ale chyba nie zawsze jest tak różowo?
Kino? Pisałam o DVD – piratach z ruskiego marketu. Staram się żyć normalnie. Widzę ogromna różnice pomiędzy prowincją a stolica. Wcześniej mieszkałam przez pół roku w Kampong Chhnang. O 20:00 wszyscy spali, nie było otwartego żadnego sklepu. Ale bez problemu udało mi się jakoś wejść w społeczność. Oczywiście, że byłam barangiem – tak Khmerzy określają obcokrajowców, w zasadzie Francuzów – i nie byłam jedną z nich. Ale robiłam zakupy w tych samych miejscach co lokalni, jadłam to samo, próbowałam się jakoś porozumiewać, ponieważ niewiele osób mówiło po angielsku. W Phnom Penh żyje się, jak w ekspackiej bańce. Nadal próbuje wydeptać jakieś ścieżki, ale nie jest łatwo, bo na każdym kroku czuję bardzo silną barierę. Nie wiem nawet, jak to nazwać. Nie chodzi o to, że chce się bratać. Chcę szacunku. A tutaj jest ciężko. Idąc na zakupy, każą mi płacić 3 razy więcej niż w Kampong Chnangh. Więc lepiej iść do supermarketu, których w Phnom Penh jest kilka. Mój syn, wchodząc do nich, mówi: „Tu jest tak ładnie jak w Warszawie”. Czasami nie ma prądu albo ciepłej wody, ale to akurat nie jest problem – i tak mieszkamy w o wiele lepszych warunkach niż większość ludzi w Kambodży. Nie cierpię karaluchów, ale na szczęście jest sporo jaszczurek, które je zjadają.

Nawiązujesz znajomości z Kambodżanami?
Nie mam żadnych bliskich relacji, ale lubię sobie pogadać z paniami na ryneczku. Dziecko bardzo ułatwia nawiązywanie kontaktu. Kambodżanie są bardzo rodzinni, lubią dzieci i maja ich dużo. W Kampong Chnang mieliśmy zdecydowanie więcej khmerskich znajomych, ale w Phnom Penh jestem od 2 tygodni, więc mam jeszcze czas.

I jak to jest? Jakie oni mają problemy dnia codziennego?
Kambodża to biedny kraj, ale ludzie jakoś ogarniają rzeczywistość – paczka fajek, butelka benzyny i jest biznes. Nie chcę być ekspertką, ale z tego, co widzę poważnym problemem jest alkoholizm. I oczywiście korupcja na olbrzymia skalę. Dzieci w szkołach codziennie wręczają nauczycielowi pieniążek. Edukacja jest oczywiście bezpłatna, ale jak nauczyciel nie otrzyma kasy, to jeszcze uczeń dostanie najwięcej batów lub nie zda. Nauczyciele zarabiają około 50 dolarów miesięcznie i ta danina od uczniów to jego pensja, dzięki której może przeżyć. Kobiety przy porodzie często dowiadują się, że musza mieć cesarskie ciecie – oczywiście za pieniądze. Rząd dzieli sobie ziemię, jak chce i komu chce. Łapówki pełnią funkcję podatku w drugim obiegu, ponieważ przeciętny obywatel Kambodży nie rozlicza PIT-ów. Rozmawiając ostatnio na temat czerwcowych wyborów z młodymi wykształconymi Khmerami, dowiedziałam się, że będą głosować na partię Hun Sena – CPP (Cambodian People’s Party), bo on już się wzbogacił, a jak przyjdą nowi, to będą musieli napchać sobie kieszenie. Z roku na rok żyje się jednak coraz lepiej. Ludzie pamiętają, jak jeszcze kilkanaście lat temu budziły ich nocne strzelaniny, ale Kambodża się zmienia praktycznie z dnia na dzień. Ludziom zależy na stabilizacji. Widzą, że są daleko za Tajlandią, Wietnamem czy nawet Laosem. Nie przepadają za tymi krajami, delikatnie mówiąc.

Nie przepadają dlatego, że są słabiej rozwinięci?
Tak, myślę, że to kompleks niższości. Do tego oskarżają sąsiadów o to, że znacząco wpłynęli na ten brak rozwoju. Pamiętam, że po śmierci króla czuć było lekkie napięcie – wszyscy dyskutowali na temat tego, czy Tajlandia zaatakuje Kambodżę.

Iza przejmuje telefon od Maćka
Iza przejmuje telefon od Maćka


A czemu miałaby zaatakować?
Te dyskusje toczyli Khmerzy. Ja naprawdę nie ma pojęcia, dlaczego miałaby zaatakować. Paranoja. Nakręcali się. Stary król był bardzo ważna postacią. Wszyscy go szanowali, ale – jak to powiedział Hun Sen: „Po mojej śmierci będą większe problemy niż po śmierci króla”. Ludzie bardzo obawiają się destabilizacji. Pamiętają Pol Pota i to, na czym im zależy, to święty spokój. Ale uwaga – wróg może być wszędzie!
To  zmieńmy temat, na mniej wrogi. Opowiedz o kuchni kambodżańskiej. Ja ją wspominam jaką jedną z moich ulubionych. A „amok” do dziś próbuję robić sam w domu.
Amok uwielbiam! A próbowałeś prohok? To taka fermentowana ryba. Kisi się ją bardzo długo w drewnianych kadziach. Szczególnie grillowany jest przepyszny.

Ryb nie jadam za dużo :)
Szkoda, bo ryb tutaj dostatek. Nie mam pojęcia, jak się nazywają, ale są bardzo dobre. Kuchnia kambodżańska, to przede wszystkim świeże jedzenie. Dostęp do lodówek jest znikomy, więc kupuje się produkty i gotuje. Bardzo często na świeżym powietrzu. Jeżeli ktoś chce zjeść tanio i smacznie, powinien poszukać miejsc z plastikowymi krzesłami tam, gdzie jadają lokalni. Jeszcze ani razu nie mieliśmy żadnych rewolucji żołądkowych.

A sama gotujesz?

Próbuję eksperymentować, ale na razie stanęło na tym, że do wszystkiego dodaje papryczki chili. Czasami pani na ryneczku wytłumaczy, co do czego dodać, żeby było jadalne. Niestety większość warzyw jest „pędzona” na sztucznych nawozach. Z tym trzeba uważać. Ale niektóre organizacje np. CEDAC prowadzą sklepy nastawione na lokalnego klienta i tam można kupić tanie, zdrowe, ekologiczne warzywa. Owoców raczej nie faszeruje się chemią.

Kambodża
Kambodża


Jak długo zostaniesz w Kambodży?
Chcielibyśmy zostać tutaj kilka lat. To dobre miejsce do życia. Oczywiście – tak jak pisałeś – nie jest różowo, ale przynajmniej jest ciepło.

Co nam pokażesz podczas opieki nad telefonem?
Ulice Phnom Penh i Kampong Chhnang. Mój mąż zabierze was z samego rana na Stadion Olimpijski, gdzie odbywa się festiwal poświęcony zdrowiu. Ja wybiorę się do muzeum ludobójstwa. Może nauczycie się kilku słówek po khmersku? Przede wszystkim będę jednak zabierała was na shopping gospodyni domowej. Na pewno nie zobaczycie ze mną Angkor What?. Oczywiście jestem otwarta na sugestie lub propozycje.

Zapisz