Anuradhapura to jedno z tych miast Sri Lanki, które zrobiło na nas niezwykłe wrażenie, takie, które się wspomina, siedząc sobie w domu i popijając winko :) Duża w tym zasługa miejsca, w którym się zatrzymaliśmy – uroczego pensjonaciku prowadzonego przez rodzinę przesympatycznych Cejlończyków – mamę, której pomagały dzieci – córka w wieku ok. 20 lat oraz syn w wieku 15 lat

Tak (mniej więcej) wyglądała starożytna cywilizacja w Anuradhapurze
Tak (mniej więcej) wyglądała starożytna cywilizacja w Anuradhapurze

Nasi gospodarze dbali o nas na każdym kroku. Typowo lokalne, domowe jedzenie, jakie nam serwowali, pokój z cudownym łóżkiem i moskitierą, uroczy taras widokowy, pyszne piwko Lion – to tylko niektóre z atrakcji, które nas tam spotkały. Gdy pierwszego dnia rozmawialiśmy przy śniadaniu, jak poruszać się po mieście, doradzili nam, że zdecydowanie rowerami. Wypożyczyliśmy więc od nich.

 

I to rzeczywiście był najlepszy pomysł. Gdybyśmy nie mieli rowerów, nie byłoby szans, żeby zobaczyć to rozległe antyczne miasto. Jeździliśmy więc przez cały dzień w ponad trzydziestostopniowym skwarze. Wjazd do lasu budził chwilową ulgę, ponieważ nie było przynajmniej palącego słońca, ale tu też nie mieliśmy praktycznie czym oddychać. A w lesie, mogłoby się wydawać, że nuda. Faktycznie, oglądanie kolejnych sterczących słupów nie było bardzo emocjonujące, ale już świątynie robiły spore wrażenie. Mieliśmy tylko problem, żeby do nich dojść. Nasze nieprzyzwyczajone stopy strasznie cierpiały, gdy stąpaliśmy na bosaka po kamieniach rozgrzanych prawie do czerwoności.

Czasami dawaliśmy radę, czasami się poddawaliśmy. Problemem było, żeby znaleźć jakiś sklep i kupić wodę. W końcu maksymalnie już zmęczeni trafiliśmy na jakąś małą osadę w lesie, gdzie kilka osób sprzedawało napoje, trzymane w czymś w rodzaju lodówki. Nie wiem, co to było – najważniejsze, że chłodziło. Woda była zimna, pewnie z jakiegoś okolicznego jeziora, bo butelkowana, ale zaklejona w nieumiejętny sposób. Nie zastanawialiśmy się jednak nad tym i piliśmy. Gospodarze wystawili nam fotele, rowery oparliśmy, usiedliśmy. Psy nas obwąchiwały, ludzie się uśmiechali, wyglądali dość przyjaźnie albo my nie mieliśmy siły pomyśleć, że mogą chcieć coś nam ukraść. Jeden mężczyzna był tylko bardzo namolny i pięćdziesiąt razy przekonywał Kubę, żeby kupił od niego kamień Moonstone… Kuba jednak był asertywny.

 

Po krótkim odpoczynku, nieco zmęczeni nagabywaniem, pojechaliśmy dalej. Poniżej tylko kilka przebłysków z tego miejsca.

Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura Anuradhapura