Sto lat to jednak trochę czasu. Zastanawianie się czy to długo, czy krótko może przypominać dywagacje na temat, co było pierwsze – jajko czy kura. W obu wypadkach wszystko zależy od punktu widzenia. Dla takiego zamku średniowiecznego sto lat to pestka, nie mówiąc już o starożytnych akweduktach, które do dziś czują się świetnie, a mają zdecydowanie więcej niż sto lat.

Z zabytkami jest jednak zdecydowanie inaczej niż z naturą. Stanisław Ignacy Witkiewicz, który był w tropikach prawie sto lat przed nami, widział zupełnie inną Sri Lankę, inne realia, przyrodę, ale te same zabytki.

Żeby przybliżyć te różnice, weźmy na przykład transport i sposoby podróżowania kiedyś i dziś.

Z Kandy do oddalonej 16 mil w kierunku północnym miejscowości Matale Malinowski i Witkiewicz podróżowali wynajętym bullock-cartem, czyli wozem zaprzężony w woły. Jechali godzinami w tropikalnym upale, mijając pola ryżowe i ogrody. Po prawie 6 godzinach znaleźli się po drugiej stronie rzeki Mahavala i zobaczyli – ich zdaniem – zupełnie inny Cejlon, bez Europejczyków, sklepów i miejsc noclegowych. Bardzo podobał im się, jak to określili – ten prymitywny Cejlon.

My z Kandy do Matale jechaliśmy wypożyczonym samochodem z klimatyzacją ok. 20 minut. To jakieś kilkanaście razy szybciej, a upału nawet nie zdążyliśmy odczuć. Poza tym, wcale nie mieliśmy wrażenia, że widzimy zupełnie inny Cejlon. Nic się nie zmieniło – ludzie wyglądali podobnie, tuk tuki jeździły, hałasując, przyroda prezentowała się zupełnie tak samo. To niesamowite, że kiedyś, pokonując podobny odcinek, można było zaobserwować wielkie zmiany. Ludzie musieli mieć zupełnie inne punkty odniesienia na to, co jest bliskie, a co dalekie.

A zabytki…
W Matale Staś i Bronio zwiedzili miejscową świątynię Aluhiwara i w drodze mijali ślubny orszak. My niestety żadnego ślubu nie widzieliśmy, ale świątynie zwiedziliśmy. Jak podkreślamy wielokrotnie, choć nie jesteśmy wielkimi fanami świątyń (Kuba – nie wiedzieć czemu – ciągle myśli, że ja jestem), to ta zrobiła na nas spore wrażenie. Po pierwsze – położona jest w wyżłobionych skałach, gdzie z góry roztaczał się piękny widok na okolicę. Widzieliśmy różne malowidła ścienne, kolorowe, duże i małe posążki buddy – siedzące lub leżące. Poruszaliśmy się szczelinami skalnymi, aby zobaczyć jeszcze więcej. W niektórych pomieszczeniach był tak ciasno, że ledwo mieściły się tam 3-4 osoby z aparatami czy kamerami :)

Życie…
Co dokładnie nasi bohaterowie widzieli w świątyni – tego nie wiemy. Wiemy natomiast, że jeszcze tego samego dnia poszli na własną rękę w serce dżunglę i znaleźli tam dwie buddyjskie świątynie oraz zachwycili się imponującą roślinnością. O zachodzie słońca dotarli do stromej skały, z której roztaczał się uroczy widok na góry i dolinę spowitą we mgle. Chcieli przenocować w Matale, ale nie mogli znaleźć miejsca noclegowego, więc tym samym bullock-cartem, co przyjechali, wrócili do Kandy. Nocowali noc w tanim, zapchlonym hotelu, gdzie pijany sąsiad rzygał całą noc.

Nic dziwnego, że Bronio i Staś nie mogli znaleźć miejsca noclegowego. W tamtych czasach – w miejscowości wielkości Matale – był może jeden hotel. My nie odczuliśmy tego problemu, ponieważ mieliśmy już zarezerwowany (internetowo) nocleg w Anuradhapurze. Wyruszyliśmy więc w dalszą drogę.

Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia Matale - świątynia