Nalanda to miejscowość, która dzisiaj nic nie znaczy na Sri Lance. Znajduje się jakieś 25 kilometrów na północ od Kandy, na trasie do Dambulli, rzadko jest nawet zaznaczana na mapach. Położona w dżungli tak, że można nie zwrócić uwagi, że akurat przez to miejsce się przejeżdża. Dla nas był to jednak najważniejszy moment „Szukając Witkacego”.

W Kandy spędzamy ładnych parę dni i choć zajmujemy się głównie tamtejszymi sprawami, to próbujemy również namierzyć tę Nalandę. Na mapach jej nie ma, nasz gospodarz nic nie wie, dopiero naprawdę pogłębiony research pozwala nam ją znaleźć Przez moment baliśmy się nawet, że już jej nie ma. W końcu takie wioseczki mogą wyparować szybciej niż w przeciągu stu lat, które dzielą nasz pobyt od wyprawy Witkacego. Wsiadamy do samochodu i kierujemy kierowcę do Nalandy. Odwraca się i pyta, czy aby na pewno. – Potwierdzamy błyskawicznie. Myśli chwilę a potem zadowolony wrzuca bieg i jedziemy.

Przy okazji oglądamy tę dzikszą stronę Sri Lanki. Europejczycy kiedyś się tam nie zapuszczali tłumnie, zadowoliwszy się Kolombo i Kandy. Czuć to po gęstniejącej dżungli wokół nas. Z drogi skręcamy w prawo i znajdujemy się… dokładnie w sercu samej wyspy. Jest tu małe muzeum z kilkunastoma plakatami, trzech Cejlończyków oraz mała świątynia uszlachetniająca owe centrum. Jednak to nie to, czego szukamy.

Naszym celem jest pewien hotel albo jego pozostałość, w którym Witkacy zatrzymał się w drodze do Dambulli. Nie wiemy jednak, czy cokolwiek z niego zostało. Otóż kiedyś Nalanda była punktem przelotowym i odgrywała duże znaczenie jako „noclegownia”. Cały dzień jechało się do niej z Kandy a potem drugi dzień do Dambulli, a to jak Wiesz, czytelniku, miejsce ważne. O znajdującym się tu guest housie pisze Hery Cave w swoim przewodniku, więc chcemy ten hotelik odnaleźć, bo tu Witkacy był najbliższy popełnienia samobójstwa. Tu spędził noc z browningiem przy skroni, jak napisze potem w liście do matki. Tu w końcu tego nie zrobił. Tutaj jakby doszło do jego przełamania i potem, choć nadal targany czarnymi myślami i depresjami, nie zbliża się ponownie do punktu krytycznego.

Jeździmy od jednego krańca do drugiego, ulic tu za dużo nie ma. Mija sporo czasu, aż w końcu zauważamy pewien szyld z daleka przysłonięty i schowany w liściach.

Rest House w Nalandzie
Rest House w Nalandzie

Wjeżdżamy na górę i czujemy, że to właściwe miejsce, choć pewności jeszcze nie mamy. Ze środka wypada dwóch starszych mężczyzn. Bardziej przypominają żebraków niż obsługę, ale okazuje się, że nikt z tego miejsca właściwie nie korzysta. Sporadycznie pojawiają się biedniejsi miejscowi. Pytamy wpierw czy są inne noclegownie w pobliżu. – Odpowiadają, że albo Kandy, albo Dambulla. I potem najważniejsze pytanie. – Ile to ma lat? – Blisko 150 – pada odpowiedź. Nie trzeba nawet liczyć, wiemy, że jesteśmy w dobrym miejscu.

Zaczynamy się rozglądać, miejsce zapachem i odczuciami przypomina dawne Suisse czy hotel w Anuradhapurze. Do teraz miejsce znajduje się na małym wzgórzu, totalnie osłoniętym dżunglą, która wdziera się do ogrodów guest house’u. Meble chyba nie tykane parę dekad albo i wiek. Stoły też. Kurz także nie wczorajszy.

Chodzimy cicho. Robimy zdjęcia i filmy, ale dla nas to moment szczególny – głębiej i bardziej dziko już pewnie nie będzie, podczas „Szukając Witkacego”. Jesteśmy w stanie wczuć się w ten moment, kiedy Staś siedzi w tej oazie, w jego stanie emocjonalnym i myśli. Za dużo myśli i długo – już parę miesięcy wtedy – a od wyruszenia w podróż miną zaraz dwa, te najintensywniejsze. To dobre miejsce, aby popełnić samobójstwo.

Dookoła guest house\'u tylko taki widok
Dookoła guest house\’u tylko taki widok
Jadalnia
Jadalnia
Tu siedział Witkacy
Tu siedział Witkacy

Obeszliśmy całość dookoła, wzdłuż, wszerz i w środku, paręnaście razy, aby zapoznać się z każdym szczegółem. Zbliżając się do odjazdu, odwracamy się na chwilę, by spojrzeć jeszcze na panów z obsługi. To jedyny moment, kiedy dobrowolnie wyciągamy pieniądze i im płacimy za chwilową gościnę. Rzucają się i dziękują niemalże całując po rękach. Poczuć się nieswojo – to za mało powiedziane. Choć tyle mogliśmy zrobić.

W samochodzie, jadąc dalej, jeszcze długo rozmawiamy, czy to na pewno było to miejsce, ale tak, tyle już za tym Witkacym podążamy, że tak. Dokładnie w samym środku Sri Lanki.

Utworzyliśmy też duża galerię zdjęć z Nalandy, która można znaleźć w tym miejscu.