Czy oglądanie pingwinów może się znudzić? – Oczywiście, ale nie nam. Widzieliśmy ich już w tysiące – w różnych miejscach i sytuacjach, ale tym razem mieliśmy do zobaczenia największą kolonię pingwinów w Ameryce Południowej. No i nie mogliśmy sobie jej odmówić.
Powroty zawsze są szybsze. Nie wiem, czemu wszyscy mają takie wrażenie, że jedzie się długo, a wraca szybko. W sumie… my też tak mamy. W drodze powrotnej z Ushuaia od Buenos Aires dzieli nas ponad 3000 km. Wiemy, że chcemy się zatrzymać tylko w kilku miejscach. Pierwszego dnia docieramy do Rio Gallegos, potem do Comodoro Rivadavia i dalej do Trelewa. W tych miejscach spędzamy tylko noce, wstajemy rano i jedziemy dalej. Na dłużej planujemy zatrzymać się dopiero w Punta Tombo, choć nadrabiamy ponad 100 kilometrów, żeby tam dojechać.
Półwysep ten nie jest duży. Powiedziałabym nawet, że jest idealny, żeby go dokładnie obejrzeć i zejść, bo ma 3 kilometry długości i 600 metrów szerokości. Żyje tu największa w Ameryce Południowej kolonia pingwinów magellańskich, a niektóre źródła podają, że jest to największa kolonia na świecie. Fakty mówią same za siebie. – Co roku przybywa tu pół miliona tych ptaków, które zostają w Punta Tombo od września do kwietnia. W tym czasie składają jaja i czekają na przyjście młodych na świat.
W czasie naszej eskapady małe są już całkiem duże i dorosłe pingwiny uczą ich pierwszych kroków i sztuki kompromisów (nie całe jedzenie jest dla ciebie, bo rodzeństwo też się musi najeść). Strzegą też ich jak oka w głowie, zasłaniając przed ciekawskimi turystami. Małe pingwiny są jeszcze pokryte puchem przez co zachwycają jeszcze bardziej niż rodzice.
Ciekawe, że to pierwsze takie miejsce (z tych oczywiście widzianych przez nas), gdzie pingwiny się nie boja i są przyzwyczajone do tego, że między nimi cały czas chodzą ludzie. To oznacza oczywiście dwie rzeczy – większą liczbę turystów, którzy nauczyli pingwiny i przyzwyczaili do tego, że nie zawsze mogą tu być same. Z drugiej strony ma to jednak swoje uroki, bo umożliwia zbliżenie się i pokazanie Amelii pingwina z bliska (oczywiście bez przesady i bez większych czułości). A ona jest zachwycona i wydaje dziwne dźwięki, patrząc na te biało-czarne ptaki.
W tym miejscu możecie spokojnie zaplanować sobie półtorej godziny. To idealny czas, żeby pospacerować, pooglądać pingwiny i robić zdjęcia. To ostatnie jak zwykle zajmuje nam najwięcej czasu. Ale jakie to miłe uczucie, gdy ma się takie „obiekty” przed oczami.
2 komentarze