RMS „ORSOVA”, 24 VI 1914
Zawczoraj wieczorem o 10 przyjechaliśmy Bab el-Mandeb. Jedynym znakiem tego była latarnia morska w Perim, która łypała na nas zielonkawym światłem. Potem cały dzień upału szalonego w zator Aden. (39° R w kajucie.) Spaliśmy na pokładzie na kocach. Po lewej stronie kobiety, po prawej mężczyźni. Nastrój na dole straszny. Zapaszek fryzjersko-klozetowy, 39° i duszność nie do zniesienia. Do tego jęczący odgłos pompy. Pieło.

O 6 zbudził nas steward, żeby zabrać rzeczy, bo fala będzie skakać. Już kołysaliśmy się porządnie. Mijaliśmy właśnie przylądek Guardafui. Ostatnia przegroda oddzielająca nas od Oceanu Indyjskiego w odległości około 7 km. Skała prostopadła na jakie 300 m i żółte wzgórze ginące w mgle porannej. Kolory nieba o wschodzie i zachodzie – blade, a słońce zielonkawożółte. Zaraz za przylądkiem zadął monsun południowo-zachodni i chwyciły nas wielkie fale Oceanu, i nie popuszczają aż do Colombo, dokąd mamy trzy dni drogi bez lądu. Morze cudowne z barankami. Góry powstają i podnoszą bokiem (fala równoległa do kierunku) naszego kolosa, po czym zapadamy [w] rozchwiane jamy. Cudowny kolor wierzchołków fali – oksyd przezroczysty. Zszedłem na kąpiel i zamiast tego rzygnąłem żółcią będąc na czczo. Leżałem i spałem 2 godziny nie mogąc wyjść, bo co wstałem, rzygałem. Gorące okropne w kajucie usposobiło się do rzyglików. Wybawił mnie p. Pitcher, oficer marynarki wojennej, przysłany przez Bronia, który rzygał na pokładzie. Pomógł się ubrać i wyprowadził. Od razu zrobiło się lepiej. I tak na czczo przeleżeliśmy do obiadu, z którego tylko jedno danie zdołaliśmy zjeść. Znowu noc na pokładzie. Bronio w ogóle źle znosi upał i morze. Ja już się przyzwyczaiłem i do tego, i do tego, i fizycznie mam się zupełnie dobrze. Dziś Bronio jeszcze chorował rano. Ja już mam się dobrze mimo fal 6-cio metrowych i jem wszystko. Ale nawet ta rozmaitość już się przykrzy.

Wieczór. Widać już wyraźnie Krzyż Południowy. Burza trwa z tą samą siłą. Obiad zjedliśmy zupełnie jak wilki morskie.

W dalszym ciągu tłumy rybek latających otaczają okręt. Marzę o dostaniu się do Colombo. Teraz chciałbym już fal coraz większych i nawet za to zdecydowałbym się chorować znowu. Tak strasznie nudne jest życie na statku że walka z chorobą morską jest już rozrywką. Czytam Lorda Jima Conrada. Arcydzieło. Czy Tata to zna? Jest w tłom[aczeniu] polski.