Do Guildford wybraliśmy się z prostego powodu – dotarli tu uczestnicy kongresu w ramach darmowych wycieczek po Australii. Wielką atrakcją byli wówczas aborygeni. Chcieliśmy zobaczyć, co po nich zostało.

Ktoś może zapytać, dlaczego napisałam aborygeni przez małe „a”. Otóż, gdy piszemy „aborygeni” – mamy na myśli ludy rdzenne różnych regionów. „Aborygeni” zaś, pisani wielką literą oznaczają zbiorczą nazwę rdzennych ludów Australii. Czyli, nie każdy aborygen jest Aborygenem i nie każdy tubylec należy do rdzennych ludów Australii :) Malinowski stosuje zapis „aborygen” i my będziemy się tego trzymać.

Guildford
Guildford

Wracając do sedna sprawy. Dlaczego Malinowski chciał zobaczyć Guildford, to zupełnie jasne z powodu jego antropologicznego i etnograficznego zacięcia oraz poczucia misji badawcze. Gdy tylko przyjechali na miejsce, policjant konny pokazał im drogę do obozu aborygenów. Tam zademonstrowano im rzucanie bumerangiem. W liście do matki Malinowski ocenił, że aborygeni ci ubrani byli po europejsku, ale miał nadzieję, że zdobędzie od nich jakiś informacje, ciekawostki. Czy zdobył akurat od nich – nie wiemy. Co w tym czasie robił Staś – także nie.

Guildford Hotel
Guildford Hotel
Guildford
Guildford
Guildford
Guildford

Ok. Ale mamy rok 2012 i Podróżniccy – w ślad za wskazówkami naszych bohaterów – docierają do Guildford. Miasto jest świetnie skomunikowane z Perth, z którego jedziemy kolejką i autobusem około godziny. Upał znów nie do wytrzymania. Tak miło się jechało klimatyzowanymi środkami transportu, ale w końcu kiedyś trzeba wysiąść.
Pierwsze wrażenie – wreszcie uciekliśmy od wielkich miast i australijskich metropolii. Czujemy klimat małego australijskiego miasteczka – spokojnego, dobrze zorganizowanego, zadbanego, gdzie przed każdym domkiem rośnie równo przystrzyżona trawka.

Guildford
Guildford
Guildford
Guildford

Wchodzimy do wielkiej informacji turystycznej, żeby kupić wodę, a pani od razu pokazuje nam, co tu można zobaczyć. Nie oszukujmy się, nie są to jakieś niesamowite atrakcje, po aborygenach nie zostało ani śladu…, ale jesteśmy zszokowani, że w tak małym mieście postawili IT, która jest przynajmniej 4 razy większa od przeciętnych naszych. Idziemy na spacer tymi urokliwymi uliczkami, które polecała pani. To małe miasteczko przypomina nieco klimatem i tempem życia małe miasta amerykańskie. Wszyscy się znają, mają ładny domek i dbają o swój ogródek. Gdy tak spacerujemy, wchodzimy na moment do uroczego parku z werandą, tam korzystamy z odrobiny cienia.

Guildford
Guildford
Guildford
Guildford

Od samym początku mamy wrażenie, że czas się tu zatrzymał, że jesteśmy w miasteczku, gdzie historia żyje w ładnych, kolonialnych budynkach, gdzie czuć jeszcze  ten klimat, gdy Anglicy grali w polo i popijali herbatę w miłych kawiarenkach.
Może dlatego największe wrażenie zrobiły na nas antyki. Już przy samej głównej ulicy odwiedziliśmy jakieś dziesięć antykwariatów. W jednym kupiliśmy nawet zabytkowe łyżeczki, podobno sprzed stu lat. Aborygeni zniknęli, ale na zdjęciach masz to, Drogi Czytelniku, co zostało i udało się nam uchwycić. Bardzo spodobał się nam ten pleciony wózek. Ciekawe, czy jest wygodny?