Wyobraźmy sobie taką prostą, ale zdecydowanie niecodzienną sytuację. Jesteśmy sobie w podróży albo w domu, bo miejsce nie ma tutaj takiego znaczenia, gdy dowiadujemy się, że mamy milion złotych ekstra na koncie. Nasza aplikacja szaleje, my wariujemy ze szczęścia. Super, ekstra… Potem przychodzi chwila zastanowienia. Ale jak to realnie zmieni nasze życie? Czy – przy planowaniu kolejnej podróży – będziemy brać pod uwagę tylko pięciogwiazdkowe hotele?
Bardzo lubimy nasze inspiracje i pomysły na podróżowanie. Faktem jest, że przed każdym wyjazdem dokładnie planujemy nasz budżet. Oczywiście zawsze zdarzają się sytuacje, które nas zaskakują, ale po kolei. Teraz mamy przecież milion złotych więcej.
Do napisania tego wpisu zainspirowała mnie nasza współpraca z Eurobankiem i testowanie ich nowej aplikacji. Poza tym, fajnie jest wydawać pieniądze, których się nie ma, a wie się, na co by się je wydało :) Jak zatem ta kasa wpłynęłaby na nasze dotychczasowe podróże? – Kierunki, które wybieraliśmy do tej pory, nie były aż tak miażdżące dla naszej kieszeni, no może poza jednym. – Najbardziej silny brak kasy odczuliśmy w Australii, gdzie wszystko było wówczas prawie cztery razy droższe niż w Polsce. Najtańsze hostele były w cenach naszych 3 i 4 gwiazdkowych hoteli, więc nie mieliśmy jakiegoś mega wygodnego pobytu. Czy, gdy byśmy mieli milion, coś by się tu zmieniło?
Na sto procent tak.
Na ostatnim Wachlarzu jeden z naszych gości powiedział mega proste i mega ważne słowa, gdy został zapytany o tanie podróżowanie. Parafrazuję, bo nie pamiętam dokładnie jego słów, ale chodziło o to, że gdyby miał kasę, to oczywiście, że wolałby spać wygodniej, jeść w większym budżecie niż to robi do tej pory i nie myśleć o każdym wydanym groszu.
I pewnie większość też by tak wolała. Bo to, że podróżujemy tanio, wynika z jakiegoś tam stylu życia i stylu podróżowania, ale też – z zasobności portfela. Wszędzie są jednak granice. Dla żadnej osoby, którą znam, podróż do kraju, w którym smaczne i świeże jedzenie można spotkać na każdym kroku, ale nie mam kasy, więc muszę jeść gorące kubki, czy mielonkę, nie jest szczytem marzeń.
My właśnie tak mieliśmy w Australii. Oczywiście, że wolelibyśmy lepiej poznać lokalną kuchnię niż jeść jedzenie z marketów, które – na nasze kieszenie – i tak było drogie, ale jakoś dawało jeszcze radę. Gdybyśmy mieli wtedy ten milion – albo nawet trochę mniej – na pewno więcej niż raz jedlibyśmy kangura, krokodyla czy inne pyszności. Nie mówiąc o alkoholu, który też głównie kupowaliśmy w marketach. W Australii nie mieliśmy za wiele czasu, a to ogromny kraj (kontynent). Gdybyśmy mieli więcej kasy, dotarlibyśmy wgłąb kraju. A tak, musimy (chcemy) jeszcze tam wrócić.
Nie wiem czemu utarło się, że „prawdziwy podróżnik” nie może mieć kasy. Powinien być backpackerem lub ewentualnie podróżować samochodem czy busem i tam spać. Oczywiście, że tak jest taniej, ale każdy powinien mieć szansę wyboru swojego sposobu i pomysłu na podróżowanie bez wielkiej dozy krytyki na początku.
Pamiętam, gdy w tym roku byliśmy na nartach w Austrii z blogerami z całego świata, jedna para z Anglii, bardzo znani blogerzy nie tylko w swoim kraju, wyróżnili się właśnie tym, że podróżują luksusowo. Że w pociągu mają zawsze ze sobą frak i elegancką sukienkę. I ludzie ich za to uwielbiają, no i ich oglądają. Czy nam się to podoba? – Nie zawsze nas przekonuje, ale fajnie, że robią swoje i że mają tak pozytywny odbiór swojej pracy.
No ale wróćmy do tych naszych pięciogwiazdkowych hoteli. – Czy z powodu nagłego wpłynięcia miliona na nasze konto zatrzymywalibyśmy się tylko w nich? – Oczywiście, że nie. Generalnie nie przepadamy za hotelami i wszędzie – gdzie tylko mamy okazję – śpimy u lokalsów. – W domu, mieszkaniu, zajeździe czy w pensjonacie, ale bezpośrednio u nich. Hotele nie serwują dla nas nic ciekawego. No może poza Hotelem Suisse na Sri Lance, w którym to Witkacy nocował prawie sto lat temu. Zatrzymaliśmy się w nim, bo czas się tam zatrzymał, a my chcieliśmy trochę poczuć klimat epoki kolonialnej.
Dla nas w podróży najważniejsi są ludzie, kultura, to, po co tam przyjechaliśmy, czyli np. Tango Story, kuchnia, no i internet, żeby być z Wami w kontakcie. Na niego też można w niektórych krajach wydać fortunę, więc kawałek z tego miliona na pewno przeznaczylibyśmy na to.
Hm… Co poza tym? Czy naprawdę jesteśmy tak zadowoleni ze swojego podróżowania, że nie mamy na co wydać kasy? Czy z milionem podróżowalibyśmy jeszcze częściej albo wybierali tylko Mauritius, Malediwy, Seszele i inne drogie kierunki? – Raczej nie. Strasznie uwielbiamy planować nową wyprawę, przygotowywać się do niej, wyjeżdżać, tak samo jak wracać i za jakiś czas robić to samo. Więc nie wynieślibyśmy się z kraju z tą kasą i jeździli całe życie po świecie. I na pewno nie osiedlilibyśmy się na małej wysepce. Uwielbiamy jeździć daleko, ale fascynuje nas także Polska, którą swojego czasu (jednak dawno temu), miałam okazję zjechać. Teraz wracamy i zagłębiamy się w nią. Szukamy typowo polskiej kuchni, ale także robimy inne rzeczy – na przykład testujemy najnowszą aplikację Eurobanku (filmik poniżej).
Z tą aplikacją dotarliśmy w Góry Świętokrzyskie i na zamek w Chęcinach. To ona sprowokowała mnie do napisania tekstu o kasie w podróży, także przez to, że dzięki niej od razu dowiedziałabym się o tym dodatkowym milionie na koncie :) Wystarczy, że spojrzałabym na mojego smartfona, na którego przecież i tak ciągle patrzę. To czerwone okienko na razie nie pokazuje obłędnych kwot, ale wciąż czekam ;)
Poza tym pamiętam, że jakieś dwa miesiące temu utknęłam gdzieś, bo aplikacja mojego rodzimego banku nie była w stanie podać mi numeru mojego własnego konta, które akurat wtedy było mi bardzo potrzebne. Aplikacja Eurobanku wysyła natomiast smsa z tym numerem, co jest bardzo wygodne.
Nie jestem jakimś bardzo wymagającym użytkownikiem (Kuba ma zwykle większe oczekiwania), ale wreszcie na ekranie mojego smartfona widzę stan swojego konta, ostatnie operacje i wiem, co się tam dzieje. Poza tym aplikacja – obiektywnie mówiąc – jest tak prosta i czytelna, że z radością z niej korzystam. Dla mnie takie rzeczy mają duże znaczenie.
Hm. Podsumowując sytuację z milionem na koncie… To straszne, ale chyba mamy wszystko, czego potrzebujemy w podróży. Chociaż… jest też kilka marzeń. Jeżeli w końcu uda nam się dogadać z Ambasadą Angoli i będziemy mieć po co tam jechać, wówczas wydalibyśmy sobie trochę z miliona, bo to bardzo drogi kraj. Jest też nasza Oceania, o której myślimy od prawie dwóch lat. Z drugiej strony, mamy zdecydowanie większe problemy i kasa tutaj nic nie zmieni – chcielibyśmy mieć więcej czasu i chętnie zrobilibyśmy zamianę – kasa za czas. Ktoś wchodzi w takiego deala? ;)
18 komentarzy