Całe swoje życie spędziła w sąsiedztwie gór, obserwując pracę ratowników. W wieku 15 lat stwierdziła, że chce pomagać i poświęcać swoje życie innym. Uważa, że pasje i ludzie są w życiu najważniejsi. Obecnie jest na początku swojej drogi w ratownictwie, ale kroczy nią całkiem żwawo.
Co robisz w życiu zawodowo?
Z wykształcenia jestem leśnikiem, skończyłam Wydział Leśny w Krakowie. Na co dzień pracuje na stażu w Lasach Państwowych.
Jak wygląda specyfika Twojej pracy?
Obecnie, jak to na stażu bywa, mam okazję zapoznać się z każdym elementem pracy leśnika. W biurze robię chyba wszystko, od współpracy z działem sprzedaży, przez działy techniczne, po towarzyszenie inżynierowi nadzoru w jego pracy. A w lesie pomagam leśniczemu we wszystkim, co jest związane z dbaniem o las.
W jaki sposób?
Poprzez ochronę i zachowanie lasów, ale nie tylko – również gleb, wód, całych ekosystemów. Jest to dbanie o trwały i zrównoważony rozwój tych elementów. Dbanie o las to również utrzymanie w nim porządku, czystości i spokoju.
Kręci cię to?
Pewnie, że tak. Choć moje studia wcale nie były lekkie. Widziałam wiele przypadków, że ludzie polegli. Z różnych względów. To jest jednak 5 lat ciężkiej pracy, mnóstwo przedmiotów, które dają popalić, a wydaje się, że leśnictwo to łatwy kierunek. Wyboru studiów należy dokonywać świadomie, ponieważ wiąże cię to na całe życie. Co można robić po skończeniu takiego kierunku? Mogą nie przyjąć cię do pracy w korporacji, w wielu miejscach zamykają się drzwi. Możesz natomiast pracować w parkach, lasach, instytucjach ochrony przyrody, tylko musisz chcieć to robić.
Kiedy zaczęłaś myśleć o wstąpieniu do GOPR?
O tym, że będę ratownikiem, zadecydowałam, gdy miałam 15 lat. Już wtedy góry były dla mnie wszystkim, spędzałam w nich bardzo dużo czasu, poznawałam, urodziłam się u ich stóp. I miałam w sobie tę potrzebę pomagania i niesienia pomocy innym ludziom. 4 lata temu zaczęła się moja przygoda z GOPR.
I jak wrażenie po tym czasie?
Uważam, że najważniejsza w tym wszystkim jest pasja. Tu spotykam ludzi, którzy mają jej wiele, aż zarażają. Gdy jesteś ochotnikiem, nie zarabiasz pieniędzy, a poświęcasz swoje życie, aby uratować cudze, masz sporo wyrzeczeń, nie masz czasu, więc naprawdę musisz czuć to coś, co cię w tym wszystkim kręci. Dla mnie te ostatnie lata były najważniejsze, ponieważ wybierałam swoją drogę życiową i podejmowałam mnóstwo decyzji.
Jak zatem pojawiłaś się w GOPR?
Miałam 21 lat, byłam po pierwszym roku studiów, który był najgorszy, najtrudniejszy. Co roku w lutym są przeprowadzane egzaminy na kandydata. W każdej z grup regionalnych egzamin wygląda inaczej. U nas, w Podhalańskiej Grupie GOPR, jest to egzamin kondycyjny – wejście na Turbacz w nartach turowych i potem zjazd w różnych warunkach i w różnym terenie. Każdy z tych zjazdów podlega ocenie przez instruktorów. Jak zaliczysz, to przechodzisz do drugiego egzaminu, w którym oceniane są ewolucje, które wykonujesz na nartach.
Jakie ewolucje?
Masz jazdę dowolną, ześlizg bokiem i jazdę do punktu zatrzymania. Każdy z tych elementów jest oceniany. Potem podliczane są punkty i wychodzi, kto idzie dalej. Wówczas dochodzisz do trzeciej części – topograficznej. Przepytują cię z wiedzy ogólnej o górach. Muszą wiedzieć, czy orientujesz się w terenie i znasz góry – nie tylko te najbliższe. Jeśli przejdziesz pozytywnie te trzy części, piszesz podanie, wyjaśniasz, dlaczego chcesz być ratownikiem, zostajesz zaproszona na rozmowę do naczelnika i potem zarząd przyjmuje młodych adeptów w poczet kandydatów.
I co się dzieje wtedy?
Odbywasz staż kandydacki, który trwa od dwóch do pięciu lat. W tym czasie musisz spełnić określone warunki, aby być dopuszczonym do egzaminu pierwszego stopnia. Masz część zimową i letnią. W zimowej jest obóz zimowy i lawiny. Do części letniej – oprócz obozu letniego – dochodzą poszukiwania. Jeśli wszystko przejdziesz, spełnisz warunki, to jesteś dopuszczona do egzaminu, który ma kilka części.
Ty masz już to za sobą?
Tak, mam zdane egzaminy, jestem ratownikiem. Teraz czekam na tzw. „blachę”.
Długi ten proces…
Jasne. I bardzo wymagający, ale świetnie pomyślany, ponieważ w okresie, kiedy jesteś kandydatem, który trwa do 5 lat, masz szansę się sprawdzić, zobaczyć, czy nie wymiękasz. Przede wszystkim to bada twoje chęci. Kondycyjnie jesteś w stanie poprawiać wyniki, ale psychicznie musisz sprawdzić, czy się do tego nadajesz i czy naprawdę tego chcesz. Przez przynajmniej dwa lata jesteś w stanie zobaczyć, jak to naprawdę jest w tym GOPR. Zobaczyć zalety, ale też i wady tej organizacji, poznać ludzi, którzy są jej członkami.
W jaki sposób możecie się w tym czasie sprawdzić?
Uczestnicząc w dyżurach, akcjach czy wyprawach. W ciągu roku musimy mieć przynajmniej 120 godzin dyżurów. My, jako kandydaci, przed kursem pierwszego stopnia musieliśmy mieć ukończony kurs KPP (Kwalifikowana Pierwsza Pomoc), 7 dni dyżurów w Centrali, 7 dni na Turbaczu, uczestniczyć w 3 szkoleniach topograficznych i szkoleniu logistycznym. To jest dużo. Jeśli ktoś pracuje intensywnie, ma rodzinę, to myślę, że nie jest mu łatwo to wszystko ogarnąć.
Ile masz dyżurów w miesiącu?
Różnie. Nie mam stałej liczby dyżurów. Czasami się z kimś zamieniam, czasami idę na wzmocnienie jakiegoś dyżuru, jakąś akcję, obstawę. Wiesz, te obowiązkowe 120 godzin to jest takie minimum, które pozwala na zdobywanie doświadczenia i daje poczucie opanowania i pewność w działaniu. Wiadomo, że jeżeli nie wykonuje się długo jakiś czynności, to się po prostu o nich zapomina.
W jaki sposób, ty, w miejscu, w którym obecnie jesteś, możesz pomagać innym?
Dyżurując, jeżdżąc na akcje, wyprawy. Czasami można pomóc najprościej, chociażby udzielając informacji turystom, którzy dzwonią i pytają o pogodę albo warunki na szlaku. To mimo wszystko ważne telefony. Wolę, żeby ktoś zadzwonił przed wyruszeniem w góry, mógł ocenić realnie swoje możliwości. Oczywiście, że GOPR ratuje w górach, ale GOPR, w mniejszym lub większym stopniu, dba też o edukację i profilaktykę.
A podczas akcji, jak możesz pomagać potrzebującym?
W GOPR istnieje hierarchia zadań, hierarchia stopni. Mnie się to bardzo podoba. Każdy ma taki etap w życiu, kiedy czegoś się uczy, kiedy czegoś jeszcze nie potrafi. Po to są właśnie stopnie, które określają twój poziom. Wszystkim się wydaje, że bycie kierownikiem jest fajne i podejmowanie decyzji jest super. Nie sadzę. Czasem sama się zastanawiam, czy kiedykolwiek byłabym w stanie podjąć się takiej dużej odpowiedzialności. To jest na pewno kwestia doświadczenia. I ryzyka. Na razie jednak nie muszę sobie tym zaprzątać głowy, ponieważ wykonuje zadania zlecone przez kierownika i to za ich wykonanie biorę odpowiedzialność. Gdy jednak idziemy na akcję, to niezależnie od wieku czy doświadczenia, wszyscy jesteśmy zespołem – czy jesteś instruktorem, kandydatem, ratownikiem. Każdy ma swoje zadania, niektórzy wydają polecenia, niektórzy je wykonują, ale wszyscy tworzą zespół.
Jesteś jedną z niewielu kobiet w GOPR. Dlaczego jest ich tak mało?
Faktycznie, kobiet w GOPR jest niewiele, dlatego też te, które są, muszą umieć przebywać, dogadywać się, ale przede wszystkim współpracować z facetami. Nigdy nie spotkałam się z szowinizmem, poza żartami, oczywiście. Z pewnością GOPR nie jest dla wszystkich kobiet… Co nie znaczy, że nie jest dla kobiet. Muszą mieć one jednak bardzo duży dystans do siebie.
W czym on się przydaje?
W tym, że łatwiej się pracuje, ale też żyje. W GOPR mamy żołnierski sposób działania, ale też nie może być inaczej, ponieważ ratujemy ludzkie życie i nie ma wtedy czasu na negocjacje, demokrację. Trzeba wykonywać polecenia kierownika, niezależnie od tego, co się o nich sądzi. Tu są ostre warunki pracy, bez ostrzeżeń, bez konwenansów. Mnie to nie przeszkadza, ale nie wszystkim odpowiada.
Jesteś młodym ratownikiem, akcja to poważna sprawa i spore wyzwanie. Gdzie jest twoje miejsce w czasie jej trwania?
Jestem na określonym stopniu rozwoju, początkowym etapie wtajemniczenia, więc są rzeczy, których robić nie mogę. Każdą z akcji, wypraw dowodzi kierownik działań, który wydaje polecenia.
Czego zatem robić nie możesz?
Mogę przyjmować śmigłowiec, ale nie mogę już z niego zjeżdżać na linie. To już drugi stopień. Nie mogę też prowadzić samochodu na sygnałach, bo nie mam do tego uprawnień, czy auta z lawetą. To akurat super – cofanie z każdą z przyczep, nie mówiąc już o lawecie, w moim wykonaniu zawsze kończy się tragicznie.
A co możesz robić?
Mogę wykonywać polecenia kierownika. :) Przykładowo, mogę udzielać pierwszej pomocy, będąc na wyprawie, prowadzić tzw. „szybką trójkę”, przeszukiwać wyznaczony sektor w czasie poszukiwań, wypisać kartę pojazdu, dbać o sprzęt czy samochody.
A możesz przeprowadzić reanimację?
Jasne, tutaj jesteśmy na podobnym poziomie, ponieważ wszyscy mamy ukończony kurs KPP. Wśród członków naszej grupy są też lekarze czy ratownicy medyczni, oni mogą i potrafią dużo więcej.
Co będziesz mogła robić, powiedzmy za rok, czy w bliższej perspektywie?
Uczestniczyć w jeszcze większej liczbie dyżurów, akcji czy wypraw, aby przede wszystkim nabywać doświadczenie, poprawić swoje umiejętności, nauczyć się czegoś nowego. Mam nadzieje, że może kiedyś zostanę dopuszczona do kursu drugiego stopnia. Ale na to z pewnością muszę sobie ciężko zapracować i zdobyć odpowiednie umiejętności. Na razie o tym nie myślę – właśnie zdałam pierwszy stopień.
W jakiej porze roku pracuje ci się lepiej?
Pod względem atmosferycznym wolę zimę. Sierpień i lipiec to najgorsze miesiące jeśli chodzi o temperaturę i liczbę turystów. GOPR jest jednak taką organizacją, w której nie można sobie pozwolić na nielubienie czegoś. Trzeba wszystko i zawsze robić dobrze.
Z mojego punktu widzenia, zima jest groźniejsza. Mogą być poważniejsze akcje. Popraw mnie, jeśli się mylę.
Dla mnie – niezależnie od pory roku – każda akcja może być trudna. Nie ma czegoś takiego, że coś jest łatwiejsze czy trudniejsze. Wszędzie, gdzie człowiek czeka na twój ratunek, może być trudno. Zawsze po drodze mogą pojawić się jakieś komplikacje. Wiadomo, że w śniegu trudniej się idzie, a dojście na nartach zajmuje więcej czasu niż dojazd quadem. Ale w lecie też są trudności.
Jakie?
Na przykład burza. Dla mnie każda sytuacja zagrożenia życia człowieka jest trudna. Za miesiąc dostanę „blachę”, będę wtedy pełnoprawnych ratownikiem, będę mogła sama pełnić służbę i wtedy to ja przejmuje odpowiedzialność. Wydaje mi się jednak, że w obecnej chwili nie byłabym jeszcze na to gotowa.
To kwestia doświadczenia i pewności siebie.
No tak. Na pewno to, co umiem dziś, będzie się różnić od tego, co będę w stanie zrobić za trzy lata. To jest dopiero początek mojej drogi. Bardzo dużo mam jeszcze do nauczenia się, jeszcze dużo doświadczenia muszę zdobyć. Ale zawsze mam kogoś obok siebie. Kogoś starszego, bardziej doświadczonego, na kogo zawsze można liczyć. Bardzo to sobie cenie. Bardzo szanuje i podziwiam niektórych moich starszych kolegów – starszych ratowników czy instruktorów. Ich wiedza i doświadczenie są dla mnie niesamowite. Przy tym wszystkim są ludźmi, którzy bardzo dużo mnie nauczyli i mam nadzieję – nauczą jeszcze więcej. To jest moje marzenie w tej organizacji – ciągle się uczyć, ale przede wszystkim – mieć się od kogo uczyć.
Myślisz, że młodzi potrzebują autorytetów?
Zdecydowanie, i to takich przez wielkie A… Jestem młoda, wiem, co się o nas mówi w organizacji – młodzi narwani, przyszli pojeździć quadami, skuterami, na nartach, nie słuchają, robią byle jak. Pewnie tak, ale jako młody człowiek widzę, że my uczymy się wszystkiego od starszych… I tego dobrego i tego złego. My, młodzi, mamy wiele wad. Często nie potrafimy odróżnić od siebie złych i dobrych rzeczy. Jesteśmy podatni na wiele wpływów. Głównie tych złych. Często popełniamy błędy. Potrzebujemy kogoś – zwłaszcza w takiej organizacji jaką jest GOPR – kto pokaże nam właściwą ścieżkę. Ja miałam to szczęście, chociaż nie, mam je dalej, że jestem z ludźmi, którzy są dla mnie prawdziwymi Autorytetami.
Czy GOPR wpływa mocno na Twoje życie?
To jest organizacja, w której jesteś cały czas. Nawet, jeżeli masz jakieś plany osobiste, może się okazać, że musisz je zmienić, bo szkolenie, wyprawa, dyżur albo wezwanie na akcję. Każdy jest świadomy, wchodząc do tej organizacji, z czym to się wiąże. Nie jest powiedziane, że ktoś zaginie w górach w piątek o 13. Trzeba być przygotowanym na każdą ewentualność. Poza tym GOPR to ludzie. Różni ludzie, różnie wpływający na Ciebie.
Czy ludzie z Twojej pracy wiedzą, że jesteś w GOPR?
Tak, wiedzą.
I nie mają nic przeciwko?
Wręcz przeciwnie, są bardzo pomocni. Wszyscy. Łącznie z moim szefem. Choć istnieje ustawa, która zwalnia z pracy podczas czynności ratowniczych, ja nigdy z tego nie korzystałam. Gdy robiłam kursy, brałam urlop. Było to, co prawda, sporym wysiłkiem, ale coś za coś.
Jak często macie organizowane kursy i szkolenia? Widziałam, wiszą na dole dwie kartki, na które można się zapisywać.
Szkolenia odbywają się średnio w każdy weekend, w roku jest ich około 50 i są to najróżniejsze szkolenia od wspinaczkowych poprzez logistyczne, z GPS-ami, poszukiwawcze, kolejkowe, topograficzne, kondycyjne.
To jest dobra inwestycja w was i wasze umiejętności.
Wiadomo, ale dla mnie to przede wszystkim scalenie ludzi i integracja, a to największy plus. Szkolimy się z tego, co później będziemy robić razem, ale też uczymy się współpracy ze sobą. Poznajemy siebie.
Ludzie w GOPR są niesamowici. Każda osoba, z którą rozmawiałam, ma pasje i wielkie poczucie misji.
GOPR to zlepek różnych osobowości. Czasami skrajnie różnych. Łączy je jeden cel – pomoc innym. Dla mnie najważniejsi są tu ludzie. Nie maszyny. Nie auta. Nie quady. Tylko ludzie – My. My i Góry. To My będziemy ratować. To My powinniśmy się znać, rozmawiać ze sobą, nie mieć problemów i wzajemnych animozji. Szczególnie, jak jest sytuacja zagrożenia życia. Nie ma wówczas miejsca na jakieś fochy i problemy. To jest akcja.
Czy chciałabyś pracować na etacie w GOPR?
Nie. Mam swoją pracę, która mnie bardzo cieszy i w niej chciałabym się spełniać zawodowo. GOPR to moja pasja. Chcę pobyć z ludźmi w górach, poznać ich, czegoś się nauczyć, integrować.
Czy uważasz, że praca na etacie może ubić jakiś element pasji?
Myślę, że może, ale nie musi, to wszystko zależy od osoby. Praca bez pasji jest jednak niczym. Przez te kilkadziesiąt lat musisz mieć w sobie pasję. Ten ogień. Inaczej stajesz się nieznośnym dla wszystkich malkontentem.
Czy sama wpadłaś na pomysł, że będziesz ratowniczką, czy masz jakieś rodzinne inspiracje?
Moi rodzice zaczęli ze mną chodzić po górach, gdy byłam bardzo małą dziewczynką. Oni zasiali we mnie ziarenko górskie. To dzięki nim jestem w tym miejscu. Ojciec uczył mnie też jeździć na nartach. Ratownik jednak zawsze był dla mnie kimś, kto oddaje swoje życie za innych, poświęca się, chodzi po górach, żyje górami. Ci ludzie mi imponowali i chciałam być taka, jak oni.
Magdalena Tomasiewicz – leśnik z wykształcenia, ratowniczka GOPR z zamiłowania. Już w wieku 15 lat wiedziała, że będzie ratować ludzi. Miłości do gór nauczyli ją rodzice, dzięki którym te góry poznała. Obecnie jest na początku swojej drogi w ratownictwie, ale wie, że chce pomagać i swój wolny czas poświęcać potrzebującym.
11 komentarzy