I oto obiecana ciekawa muzyka ze środka Trinidadu. Nie będzie to habanera, której szukamy na Kubie, ani tango, tylko afrykańskie rytmy. Palenque de los Congos Reales – warto zapamiętać to miejsce, żeby przy okazji pobytu zajrzeć i zobaczyć, co tam się dzieje i poznać trochę inną muzykę.

Co oznacza „inna”? – Nieoczywista z naszego europejskiego punktu widzenia. – To tu możecie posłuchać sonu – który jest tradycyjną kubańską muzyką popularną, trovy – tradycyjnej „poezji śpiewanej” oraz rumby, ale nie takiej, której możecie nauczyć się w Polsce na kursach tańca. Tamta ma południowoafrykański rytm, inne kroki i inną filozofię tańca. Tu przypomina bardziej tańce plemienne. Jedną z jej odmian tańczą tylko mężczyźni, inną – mężczyźni z kobietami, ale nie są to tańce w parach. Partnerzy bardzo rzadko się dotykają i tworzą układ taneczny – jedna partnerka jest „przeznaczona” jednemu tancerzowi.

Taki jednak folklor nie każdemu może się pewnie wydać interesujący. Dla wielu też będzie niezrozumiały. Podobnie historia, którą opowiadają, można być trudna do zrozumienia bez wcześniejszego zapoznania się z muzyką afrykańską. Nie trzeba się jednak do niej szczególnie przygotowywać, aby poczuć ten rytm, energię i autentyzm. Nic nie jest tu do końca wyuczone, jak coś się nie uda, ktoś się spóźni z krokiem, to nie ma tragedii. Z drugiej jednak strony, dobrze się tego słucha, energetycznie, i świetnie się na to patrzy. My spoglądamy też na to trochę szerzej, bo Afryka jest kolebką wszystkich tańców i nie tylko korzenie naszego tanga z niej się wywodzą.

Jeżeli chcecie zobaczyć tańczących i śpiewających Afrykańczyków, poczuć ich energię i głosy, to śmiało tam wpadajcie. Miejsce jest małe, trochę brudne, właściwie, to pełni funkcje takiej knajpy/baru. Jest trochę stolików, przy których można usiąść i się czegoś napić. Sporo jest też po prostu wystawionych ławek. Podłoga nieco się klei, bo często jakieś piwo czy napoje lądują na niej. Są kelnerzy, którzy trafiają nawet w najdalsze zakątki sali, pytają, co chcesz i wracają z drinkiem dla ciebie, ze którego od razu musisz zapłacić, bo w innym wypadku zapanowałby chaos.

My byliśmy tam dwa albo trzy razy. Szczególnie ostatnim było zabawnie, bo trafiła się nam ogromna grupa widzów z Meksyku, której występy bardzo się podobały. Cały czas rozmawiali sobie na luzie z osobą, która zapowiadała kolejne występy. Klaskali, tańczyli i pili… kubański napój bezalkoholowy :)

Nam udało się nagrać kilka piosenek, taki przedsmak tego, co się działo. Nie kusimy się nawet o ich interpretację. Codziennie wieczorem możecie wpaść i kogoś nowego posłuchać. Tam akurat warto się wybrać.

Zapisz