Przygotowania do podróży zajmują zwykłemu śmiertelnikowi co najmniej kilka dni. A jak się przygotowuje do wyprawy antropolog z pasją poznawania nowych kontynentów i misją przeprowadzenia badań terenowych?

Do wypłynięcia Malinowskiego i Witkiewicza pozostało kilka dni. Obaj są już w Londynie. Bronisław wraz z mamą i Stasiem wybierają się na zakupy, aby wyposażyć się na czas trwania planowanych badań terenowych. Malinowski wcześniej kupił drogi sprzęt fotograficzny (aparat Klimax na klisze 8,2 x 10,8 cm), ale pozostało jeszcze mnóstwo przyborów, zapasów, produktów – jego zdaniem niezbędnych.

Zacznijmy od jedzenia. Panowie mieli szczęście. W 1914 roku pojawiła się nowa technika przechowywania żywności, która znacznie rozszerzyła wybór potraw, które mogły płynąć parowcem i spędzić na nim nawet kilka miesięcy. Praktycznie wszystko, co jadalne, mogło być zapuszkowane i spakowane na drogę.  Smak podobno pozostawiał wiele do życzenia, potrawy nie różniły się za bardzo od siebie, ale świadomość wyboru była. Malinowski z racji wykonywanego zawodu i obycia zawsze podążał za rozwojem technologii i lubił być „na czasie”. Zaopatrywał się u znanych dostawców, w Towarzystwie Spółdzielczym Armii i Marynarki na Victoria Street. 1 lipca 1914 roku Army & Navy wysłało na jego zamówienie cztery skrzynie, które docelowo miały dotrzeć  23 września do Papui. Produkty pakowano w sposób bardzo uporządkowany – w skrzyniach, które przypominały kosze z pokrywą. Oznaczano je na przykład literami „A”, „B” i kolejnymi. Wszystko po to, aby pasażerowie nie musieli szukać w nieodpowiednich skrzyniach. Dzięki temu mieli podzielone produkty na te przeznaczone np. na obiady, do picia, lekarstwa, sprzęt i inne.

Przejdźmy do szczegółów. Pokusiliśmy się o małą analizę zakupów Malinowskiego. Pierwszy wniosek – był wyjątkowo zapobiegliwy i nie zamierzał umrzeć z głodu. Zabrał ze sobą m.in.: ketchup pomidorowy Heinza, kryształki lemoniady, słoiki z musztardą francuską i holenderskimi buraczkami, torebki z suszonym groszkiem i brukselką, bekon, gulasz irlandzki, kraby, makrele, sardynki, ser szwajcarski, czekoladę waniliową, mleko czekoladowe, fasolki w sosie pomidorowym Heinza, kakao, szpinak, hiszpańskie oliwki, zielony groszek.  A także: mleko zagęszczone, herbatę, dżemy, śledzie, suszone owoce i warzywa, kawę i … świece. Nie zapomniał też o: herbatnikach, sucharach i krakersach. Wśród bardziej wykwintnej żywności znalazły się: rosół z kurczaka, potrawka z zająca, pieczony indyk, szynka, śledzie, mąka arrarutowa, brukselka, marchewka, zielona fasolka, dwie skrzynie mleka Nestle i Ideal, a także skrzynia z: francuskim koniakiem, atramentem, solą, siarką, kwasem bornym, jodyną, bandażami i… jedną szczoteczką do zębów. (Czemu tylko jedną? Może była to jedyna rzecz, którą samodzielnie zabrał Staś?).

Dodalibyście coś jeszcze do powyższych produktów?

Malinowski dopiero się rozkręcał. Był hipochondrykiem, więc nie mógł zapomnieć o skrzyni lekarstw z firmy Burroughs Wellcome. Znalazło się w niej prawie pięć tysięcy tabletek i kapsułek: chininy, fenacetyny, aspiryny, proszku Dovera, szakłaku amerykańskiego, środka przeczyszczającego, bromu, żelaza i arszeniku.

Z rzeczy dość praktycznych – nie zapomniał o sprzęcie biwakowym. Zakupił także tropikalny zegarek z przyśrubowanym cyferblatem, scyzoryk,  dywan podróżny, opakowanie pięćdziesięciu naboi kaliber. 455, torbę na posłanie, metalowe łóżko polowe, poduszkę i materiał z włosia, poduszkę kapokową, koc wojskowy, koc z wielbłądziej wełny, prześcieradło i poszewka na poduszkę. Bronisław i Staś wzięli także ze sobą namiot z podłogą, torby, wiadra, brezentową wannę i toaletkę, mały i duży stolik, krzesło brezentowe, dwie moskitiery, menażkę, czajnik, lampę, butelkę na wodę, chlebak, parasol od słońca. – Myślicie, że ze wszystkiego skorzystał? Przewidujemy, że nie. Co więcej, gdy w Trobriandach chciał wreszcie użyć  namiotu okazało się, że jest za mały.

A na koniec – rewia mody…

 

Bronisław Malinowski i Stanisław Ignacy Witkiewicz na zakupach

Bronisław Malinowski i Stanisław Ignacy Witkiewicz na zakupach

Malinowski łączył w sobie kilka cech – był zapobiegliwy, lubił się ubierać elegancko, może się wydawać, że przesadnie dbał o siebie. W sklepie „Lawn & Adler” zakupił bawełniany impregnowany płaszcz ze specjalnym kołnierzem i zydwestkę (rodzaj kapelusza z okrągłym rondem), hełm korkowy wraz z pokryciem z materiału impregnowanego lakierem olejnym, dwie pary sztylpów (ochraniacze do jazdy konnej używane zamiast wysokich butów) w jasnym kolorze, parę czerwonych gumowych tenisówek, parę brezentowych getrów z cholewami (nabijanymi ćwiekami) i dwanaście par brązowych sznurowadeł. F.W. Greena – krawiec cywilny i wojskowy – uszył dla nich dwie marynarki typu Norfolki, bryczesy dla Malinowskiego i dodatkową parę spodni i szortów. Bronio z pomocą matki i Stasia wybrał skarpety, kołnierzyki, piżamy, koszule, paski, spodnie i marynarki. W sklepie papierniczym zakupił niezbędne narzędzia antropologiczne. Udał się do Rymana na ulicę Great Portland, gdzie zamówił dwadzieścia cztery stukartkowe notesy z gładkiego kremowego papieru, co i tak okazało się niewystarczające. Oprócz tego kupił dziewięć notatników, cztery bloki rysunkowe formatu A4 i trzysta kopert. Czym pisał – nie wiadomo.

Wiadomo natomiast, że kupił także 72 woskowe walce do nagrywania dźwięku. Zawiódł się prawdopodobnie, ponieważ wykorzystał ich tylko sześć. Były drogie i kosztowały prawie tyle samo, co wszystkie lekarstwa.

Zakupy w Londynie kosztowały 146 funtów. Zachowały się rachunki i faktury Malinowskiego, więc możliwe jest odtworzenie wielu z tych operacji.

* szczegółowe informacje o produktach na podstawie książki: Bronisław Malinowski „Odyseja antropologa 1884-1920”, Warszawa 2008.