Świątynia Zęba to największy i najdoskonalszy zabytek Kandy i wiedzieliśmy o tym od samego początku. Kiedy przybyliśmy do miasta nocą, jadąc w kierunku naszego hotelu, zobaczyliśmy Daladę Maligawę wspaniale oświetloną, położoną nad jeziorem, w którym odbijała się majestatycznie.

Już następnego dnia po przyjeździe idziemy oczywiście ją zobaczyć. Żeby zostać wpuszczonym na teren świątyni, trzeba przejść wstępną selekcję. Nie można zapomnieć, że obowiązuje przyzwoity strój, zasłaniający ramiona i kolana. To czasami jest trudne, bo upał jest niesamowity, ale – szczególnie panie – powinny pamiętać o jakimś szalu, chustce, które można tutaj wykorzystać. Nasze torby i sprzęt fotograficzny są także dokładnie sprawdzane i nie ma się co temu dziwić. Powodem wzmocnienia kontroli są wydarzenia z 1998 roku, kiedy to Tamilskie Tygrysy dokonały zamachu w świątyni – wjechały do środka ciężarówką z materiałami wybuchowymi. Zginęły wówczas 23 osoby. Przez kilka lat trwały praca naprawcze. Dziś już nie widać negatywnych skutków ataku, ale ostrożność ciągle obowiązuje.

Choć mamy już lekki przesyt z powodu świątyń i ołtarzy poświęconych Buddzie, to miejsce to zrobiło robi na nas (a szczególnie na mnie) duże wrażenie praktycznie od wejścia na teren świątyni, gdzie trzeba jeszcze pokonać kilkadziesiąt metrów, żeby wejść do środka. Przy wejściu musimy oczywiście zdjąć buty i – jak w innych świątyniach buddyjskich – stąpać gołymi stopami po prawie rozżarzonych kamieniach. Przy temperaturze 35 stopni, są one naprawdę dużą przeszkodą do pokonania. Ale czego się nie robi, by wejść do środka największej ze świątyń, które do tej pory widzieliśmy na Sri Lance.

Ołtarz z Zębem
Ołtarz z Zębem

Gdy forsujemy pierwszą przeszkodę, wchodzimy do trochę chłodniejszego pomieszczenia. Widzimy, że świątynia składa się z dwóch pięter. Na parterze można usiąść na schodkach i odpocząć oraz przejść do sali, w której historia życia Buddy przedstawiona jest na kilkunastu obrazach (o tym opowiemy w następnym wpisie). W końcu po schodkach dochodzimy do miejsca właściwego. Słyszymy donośne głosy, śpiewy, Cejlończycy składają kwiaty, zapalają świece i kadzidła w pobliżu zęba Buddy. Przechowywany jest on w złotym relikwiarzu i pokazywany podczas mszy zwanej puja. Wtedy w świątyni jest niesamowity ścisk, każdy chce go zobaczyć i złożyć ofiarę. Oczywiście samego zęba nie da się zobaczyć, jest trzymany w „szkatule” i pokazywany przez małe otwarte drzwiczki. Przez to, że turyści się tłoczą, niestety nie można się przy nim zatrzymać na dłużej. My zęba nie widzimy, patrzymy natomiast na rozmodlonych ludzi i chłoniemy atmosferę miejsca. W świątyni panuje prawdziwie podniosły, religijny nastrój. Przychodzą całe rodziny, żeby się pomodlić i oddać hołd Buddzie. Widzimy kobietę, która przyszła z małym dzieckiem, karmiła je, a potem przewijała. Część osób nie uczestniczy w modlitwach tylko zajmuje się segregowaniem i przesypywaniem pieniędzy z urn i skarbonek do worków, co jest widoczne na naszych zdjęciach i filmie :)


Świątynie Zęba zobaczyliśmy także drugi raz, wieczorem, w trakcie puja. Nastrój jest wtedy wyjątkowo podniosły, słychać bębny, śpiew ludzi, w świątyni panuje półmrok…

Trochę historii
Ząb Buddy, który znajduje się w tej świątyni, ocalał ze spalenia zwłok Buddy i został przemycony z Indii w 313 r. przez księżniczkę Hemamali, uciekającą przez Sri Lankę przed wojskiem hinduskim. Podobno został po prostu wykradziony podczas pogrzebu Buddy.

Bardzo szybko relikwia stała się symbolem władzy. Znajduje się przecież przy pałacu królewskim, a na Sri Lance „kto ma relikwie, ten ma władze”, dlatego królowie budowali świątynie w pobliżu swoich pałaców. W tym wypadku, posiadanie zęba Buddy oznaczało prawo do rządzenia wyspą.