Jak zapewne pamiętacie, Witkacy w Australii w wielkim gniewie i emocjach rozstaje się ze swoim przyjacielem Bronisławem Malinowskim. Kłótnia o wojnę, postawy obywatelskie, podejście do życia, bardzo ich poróżniła. Jednak, mimo tej całej złości i odmiennych poglądów, Witkacy nie przestaje pisać do przyjaciela. Pojawiają się w jego głowie różne przemyślenia, którymi ma potrzebę się dzielić. To „przyzwyczajenie” zostało mu jeszcze z tropików, gdzie przecież był z Malinowskim, ale cały czas pisał też do niego listy. My osobiście jesteśmy mu za to bardzo wdzięczni, bo dzięki temu, że zachował się ten list, wiemy, jak wyglądały pierwsze dni Witkacego w Petersburgu.

Witkiewicz pisze o staraniach o przyjęcie go do wojska bez dokumentów, bez doświadczenia, bez predyspozycji. Nie jest to proste, ale znajdują się osoby, które mu w tym pomagają. Swój stan zdrowia i ducha określa jako „względną równowagę”, głównie dzięki chęci wzięcia udziału w walce. Nie ma dla niego większego znaczenia, że w rosyjskiej armii – ważne, że przeciwko Niemcom.

Co natomiast z ich relacjami? – Witkacy wspomina, że Malinowski dla niego nie istnieje, tęskni za Broniem, tęskni za dawnymi czasami i pisze, że ma wyrzuty sumienia, ponieważ zostawił przyjaciela samego.

Wspomina także o bardzo ważnej rzeczy, o której nie miał wcześniej okazji się przekonać. Informacje o samobójstwie narzeczonej, obciążające go winą za nie, doszły tutaj. Wreszcie musi się z nimi zmierzyć. Także z tym, że ludzie nie chcą mu podawać ręki. Oskarża Janczewskich o to działanie, ale też dodaje, że nie będzie się przed nikim tłumaczył. Można sobie wyobrazić z jaką siłą byłyby te plotki i szepty obecne w Zakopanem. O tym jednak nie przekona się szybko, bo kilka lat spędzi w Rosji.

List, o którym wspominam, w całości jest poniżej. Wiem, wiem – jest długi, jednak warto go przeczytać, chociażby dlatego, że oddaje klimat i nastroje tamtych czasów, przemyślenia i realia wojenne oraz pokazuje sposób myślenia Witkacego i odpowiada na pytanie, po co chciał walczyć w armii rosyjskiej. My tego tak nie wyrazimy jak jego słowa.

Petersburg, połowa października 1914

Kochany Broniu:

Od dwóch dni jestem w „Petrogradzie” i robię starania o przyjęcie mnie do wojska, co przy moim braku dokumentów jest rzeczą wściekle trudną. Postępuję od dłuższego już czasu według woli własnej. Poza tym stan mój identycznie ten sam i tylko nadzieja walki trzyma mnie teraz we względnej równowadze.

Garstka strzelców, walcząca o kawałek Galicji razem z Niemcami, którzy spustoszyli w najokropniejszy sposób większą część Królestwa i pastwią się nad tamtejszymi Polakami jak zwierzęta, jest rzeczą tragiczną i potworną. Honor żołnierski, który ich trzyma przy Austrii i każe walczyć razem z Niemcami, tak piękny w innych warunkach, jest w tym wypadku czymś okropnym.

Tak to w naszych nienormalnych warunkach cnoty stają się zbrodniami przeciwko duchowi narodu. Byłem sam w moich myślach o Rosji i konieczności walczenia z nią przeciw Niemcom i przeszedłem straszne chwile na ten temat. Teraz ruch strzelecki w Galicji klapnął zupełnie i każdy Polak może z czystym sumieniem iść przeciw naszemu jedynemu istotnemu wrogowi, przeciw Niemcom.

Co za okropne historie (nie blaga prasy, ale listy naocznych świadków). Biedna pani Janczewska tam w Leszczach pod tym zalewem. Jeśli zdołam pójść do wojska, nie będę mógł nawet pamiętników Jej przeczytać przed możliwą śmiercią. A Ty może tam konasz na febrę czy coś gorszego. Mimo wszystko mam wyrzuty sumienia, że tam sam zostałeś.

Ale postępowanie Twoje ze mną nie było zachęcające. Piszę do Twojego dawnego ducha. Malinowski nie istnieje dla mnie zupełnie i muszę przyznać, że ani razu za nim nie tęskniłem. Tęskniłem będąc z Tobą za Bronieni i teraz myślę o naszych dawnych dobrych czasach, kiedy dialektyka pustki i bełkotanie istotnych kłamstw zakrywało nędzę czynu.

Straszne jest sumienie Polaka w tej chwili. Ale droga jest jedna. Cóż z tego, że Żeromski jest ranny w Strzelcu. Genialny artysta z fałszywą ideologią. Cóż z tego, że Sttug zabity. Kiedy nie można się godzić z myślami tymi. Tragiczna pomyłka. A droga jest tylko jedna. Ja ich rozumiem, ale jestem konsekwentny. Uważałem zawsze Strzelca za ładne samobójstwo. (Włodzio Tetmajer strzelił sobie w łeb po wjeździe do Kielc. Widocznie zobaczył prawdę. To jest konsekwencja honoru).

Jakże Ty strasznie kłamiesz mówiąc, że ja Ciebie nauczyłem cynizmu. To Ty mnie nauczyłeś patrzenia na wszystko i na siebie z cynizmem. Pomyśl nad tym chwilę. Stanowisko wygodne zupełnego braku wiary w jakiekolwiek szlachetne porywy i Twój zimny uśmieszek, i to przekonanie, że na dnie jest zawsze podłość. Jeśli się chce tak widzieć życie, to jest bardzo łatwo. Na błocie rosną kwiaty. Można patrzeć na nie, a nie wtykać nos w błoto. Byłem sam i męczyłem się strasznie. Teraz widzę, że wszyscy są tacy. Tylko mnóstwo jeszcze i w Rosję nie wierzy i ci siedzą wygodnie za piecem.

Tu ludzie tak usposobieni, że wuj Jałowiecki ręki mi nie podał. Janczewscy taką opinię mi wyrobili. Niech to chroni Jej biednej pamięć przed plotkami. Niech cala wina będzie na mnie. Ja tłumaczyć się przed nikim nie będę.

Ada Żukowska zajmuje się moją protekcją, może coś z tego będzie. Jedyna osoba, która jest ze mną. Wytrzymałem straszne wymyślanie ciotki Jałowieckiej za wszystko. Im się śni jakaś odpowiedzialność przed Rodzicami. Albo ta droga, albo zgnicie moralne. Nie na to jechałem z Australii, aby tu zgnić gdzieś w kącie, jeszcze raz minąwszy się z moim losem. Wszystko to jak sen jakiś okropny.

Nie myśl, że to jazda z Nieczajewem przerobiła moje myśli. Sam doszedłem do tego wszystkiego przez straszne zwątpienia i mękę. I w moim sumieniu sprzeczności teraz nie ma. Chcę tylko, aby to nie było tanie, i chcę spełnić czyn, który by te myśli przypieczętował.

Nie do uwierzenia rzecz czytać teraz rosyjskie gazety. Co się pisze o Polsce. Jaki entuzjazm, współczucie, ile pieniędzy dają na polską ludność Królestwa zniszczoną przez niemiecki rabunek. Jedyna chwila w naszej historii, której puścić kantem nie wolno.

Pobyt na „Morei” wydaje się przyjemną halucynacją. Niezwykle przyjemne wspomnienie zostało mi po Goldingach. Ona jest cudowna kobieta. Szkoda, że stara i że się goli. Szalony niesmak mam po tej Portugalce, która okazała się pół-Niemką. Widzisz, co za melange. Masz prawo się uśmiechać cynicznie. Wiele jest bydlęcia we mnie. Trudno, wie pan. Straszne są niekonsekwencje.

Trzy dni ostatnie kochałem się strasznie w pani Minchin, żonie kulawego ropokoka z Ugandy, Nyanza i Londynu. Kobieta nieładna, a cudowna, głupia i pełna uroku. Żebym tak mógł był kochać pannę Z. jak ją, byłbym może zupełnie inaczej skończył. Wskutek paru rozmów ze mną zachorowała i w ostatniej chwili jej nie widziałem. Powiedziała, że nie ma ochoty na „gruesome things”. Co za okropna niesprawiedliwość.

Widzisz, jak okropna niekonsekwencja. A na dnie wszystko to samo. Rozpacz po Jedynej Zmarłej. Możesz uważać to wszystko za „kabotyństwo”. O, jakże rozszerzyłeś to pojęcie. Zarówno jak pojęcie snobizmu. Tak są te pojęcia szerokie, że jeszcze trochę, a pomieszczą w sobie wszystkie objawy duszy ludzkiej i świat będzie „zmalinowiały” (wypłowiały, wyliniały, zniszczona kanapa I klasy: „zmalinowiony” byłoby zbyt pozytywnie) doszczętnie.

Wybacz to, co piszę. Nie myśl, że Cię nienawidzę. Tylko Malinowski nie istnieje dla mnie zupełnie. Piszę do Bronia o Malinowskim i o tym, który przestał być Stasiem, a nie stał się niczym innym.

Podałem prośbę do ministra wojny o przyjęcie mnie do Izmailowskiego Pułku Gwardii. Brak mi metryki i świadectwa z rezerwy. Ale może mi się uda. Byłem u Brzezińskich, ale pożar po drugiej stronie Fontanki przerwał tę wizytę. Pani Malinowska w chwili wybuchu wojny znajdowała się u Staszewskich. Wszystko to teraz w rękach niemieckich i żadnej wiadomości mieć nie można. Ściskam Cię. Czułem potrzebę napisania do Ciebie, a nieszczerze pisać nie mogłem.

Staś Witkiewicz