Przez ostatnie dni publikowaliśmy listy Witkiewicza do jego przyjaciela Bronisława Malinowskiego. Dzisiaj czas na drugą stronę – fragmenty dzienników antropologa, z którym Witkacy ostatecznie wyruszył w podróż, której finalnym celem miała być Nowa Gwinea. Zobaczmy zatem jak Staś „wyglądał” na kilka tygodni przed wyjazdem po samobójstwie swojej narzeczonej Jadwigi Janczewskiej.

19 IV 1914. Londyn.

Wczoraj po powrocie zastałem dużo listów. Miałem jakiś niepokój, przygnębienie, poczucie, rozpaczliwej pustki. […] List b.przygnębiający od Stasia. Zrozumiałem, że to już rzeczywiście, być może, koniec z nim. Śnił mi się dziś w nocy. Będę musiał zrobić wszystko, ażeby wydostać dlań pieniędzy i żeby pojechał ze mną. […]

Zakopane 3 maja.

Spisuję po kolei treść dni przeżytych:

[…]

W Warszawie. Hotel. Dentysta. W[andzia] wygląda b. ładnie, efektownie uczesana, w białej bluzce. Nie pytam się nawet czy jedzie do Krak[owa], mówimy o S., tęskni za tamtymi czasy.

Kraków, 6 V 1914. Opis pobytu w Zakopanem.

Pogoda cudowna; powietrze niebywale przezroczyste. Wszystko pokryte odświętną pustką; pustką rzeczy świętujących, odpoczywających, bezcelowych. Jestem bardzo dużo ze Stasiem. B. przygnębiony jego stanem; czuję, że zamknięcie życia z tamtej strony, że zniszczenie jego jest upadkiem jednego z moich ideałów. Wierzyłem i do dziś dnia wierzę w Stasia, w jego geniusz i indywidualność; jest on dla mnie wcieleniem duchowej wyższości i odrębności ducha polskiego. W tej całej sprawie widzę, że jest on też wcieleniem najgorszych stron i słabości. Miałem chwilami pozytywne poczucie, że jego bankrutcwo jest potwierdzeniem moich poglądów etycznych, jest strasznym symptomem niebezpieczeństwa, które tkwi w zupełnym nieocembrowaniu źródeł artystycznego natchnienia i woli do życia. – Chwilami staram się zapomnieć o Stasiu. Uciec od niego. Nie wchodzę w głąb jego stanu, po prostu przes strach, przez egoistyczny instynkt samochawczy. Typowy stan psychiczny ucieczki przed nieubłaganą ręką losu, na mielizny życiowości taniej. Staram się go przekonać argumentami, których płytkość i marność sam odczuwam. Nie ma nic, tylko śmierć. Ale ja nie mogę, nie mam obowiązku iść dalej, iść za przyjacielem aż do samych wrót Hadesu, chyba żeby go sprowadzić na powrót, z powrotem.

Jazda do Zakop[anego]: dzień piękny, pogodny. Jadę w korytarzyku. […] Staś na stacji; wygląda źle, jedziemy do „Nosala”. Mówie mu o ewent[ualności] pojechania; on mówi reasumując o śmierci [Janczewskiej]; o swoim stanie rozpaczliwym. Ten sam nastrój rok temu był dekoracją jego największego szczęścia. W „Nosalu” p. Witk[iewiczowa] przyjm[uje] mnie ze łzami. Schodzimy do Zakopa[nego], Apt[eka], nie ma listów. „Konstantynówka”; wracamy piechotą przez potok. Staś opowiada mi całą historię. [- – -] anormalne; niezadowolenie; wyjazd do Lovrany; powrót. Karolek. Dwoistość i licytacja ich wzajemna. P. Witk[iewiczowa] i Helena [Czerwijowska] wieczorem mówią ze mną. Potem Staś wieczorem opowiada mi do końca; faza rozpaczy i faza obrzydzenia.

Nazajutrz (czwartek) faza obrzydzenia i względnej siły. Pogoda. Rano siedzimy w domu, tylko spacer na Kozieniec. St[aś] ma ochotę na jazdę do N[owej] Gwinei.

Fragmenty pochodzą z opublikowanych wspomnień Bronisława Malinowskiego „Dziennik w ścisłym znaczeniu tego wyrazu”