Pierwszy miesiąc naszego pobytu w Buenos Aires spędzimy właśnie w nim – naszym nowym mieszkaniu położonym w dzielnicy o dźwięcznej nazwie Recoleta, którą przewodniki określają jako „najbogatszą i najbardziej prestiżową” dzielnicę Buenos Aires. Chciałoby się w związku z tym powiedzieć – to co my właściwie tu robimy?
Z wyborem dzielnicy mieliśmy pewien problem, dlatego poprosiliśmy o pomoc znajomych Argentyńczyków i to właśnie oni doradzili nam, żeby wybrać Recoletę. Początkowo chciałam, abyśmy zamieszkali w San Telmo, ale znajomi powiedzieli, że dla rodziny z dzieckiem lepsza jest Recoleta, bo i bezpieczniejsza, i spokojniejsza. Generalnie nigdy nie mamy poczucia zagrożenia w miejscach, w których się zatrzymujemy, ale dość mocno trafiły do mnie argumenty, że w San Telmo jest głośniej i bardziej imprezowo, więc spokojny sen Amelii mógłby być zagrożony. A jak jej sen, to i nasz, więc to był właśnie ten kluczowy argument :)
Ok. Gdy już wybraliśmy dzielnice, przyszedł czas na poszukiwanie mieszkania. Szukałam go przez dwa dni, przeglądając kilkanaście serwisów. W końcu wybrałam pięć propozycji, pogadałam z Kubą i wysłałam Argentyńczykom, aby spojrzeli na nie okiem osób znających Buenos. Bardzo trudno decydować się na cokolwiek na podstawie zdjęć umieszczonych w Internecie, ale tym razem okazało się, że wszyscy zgodnie wybraliśmy mieszkanie, w którym jakość do ceny była najrozsądniejsza. Kierowaliśmy się głównie tym, aby miało przynajmniej dwa pokoje – jeden do pracy, no i sypialnię, do tego kuchnię, łazienkę i wystarczy. Tak więc zamieszkaliśmy na ok. 50 m2 i wszystko byłoby idealnie, gdyby nie to, że jest tu stale ciemno (niestety na podstawie zdjęć nie byliśmy w stanie tego wcześniej stwierdzić). Praktycznie o każdej porze dnia trzeba zapalać światło. Do tego jest chłodno, więc przed wyjściem na dwór musimy schodzić na dół, żeby zobaczyć, jaka jest pogoda. Na szczęście zbyt dużo czasu tu nie spędzamy.
Ale żeby nie tylko narzekać, to trzeba przyznać, że mieszkanie jest klimatyczne, wszędzie jest mnóstwo książek i ten brak światła tworzy taki artystyczny klimat z fotelami i lampkami. Aż chce się usiąść w kącie z książką i gorącą herbatą pod kocykiem, choć – jeśli już tu jesteśmy – to siedzimy z kompami przy biurku, przeglądając zdjęcia oraz filmy, i na miejsce do pracy naprawdę nie możemy narzekać. Dużym plusem jest też bardzo wygodne łóżko, o co bardzo trudno (w tym roku chyba nigdzie się nie wyspaliśmy poza własnym łóżkiem). A Amelia? – Sprawia wrażenie zadowolonej z nowego domu. Śpi w swoim nowym łóżku/namiocie (za inspiracje dziękujemy Marysi Góreckiej z bloga mamygadżety, która na Wachlarzu opowiedziała o nim). Dla niewtajemniczonych link. Kupiliśmy nawet większy model, i póki co sprawdza się świetnie.
Z ciekawostek – nie mamy pralki, więc pierwszy raz w życiu będziemy chodzić do pralni. Zero ładowania, wywieszania, prasowania. To znaczy, my i tak nie prasujemy, ale zawsze brakuje mi czasu na wywieszenie i zebranie prania. A tu taki luksus :)
Czy zostaniemy tu dłużej niż ten jeden miesiąc? – Myślę, że nie, choć nie mamy jeszcze dokładnych planów.
Oto kilka zdjęć z naszego nowego mieszkania, abyście mogli je sobie wyobrazić :)
6 komentarzy