Jak Argentyna długa i szeroka, tak ONA wszechobecna. Od rana, przez cały dzień, do wieczora. Bardzo łatwo poznać jej fanów – od rana biegają z wielkimi termosami pełnymi wody i naczyniami z tykwy, drewna czy ceramiki w ręku. Wpadaliśmy na nią i na nich na każdym kroku. Aż dziw, że oparliśmy się jej urokowi.
Yerba mate – bo o niej oczywiście mowa – to jest absolutnie argentyńska sprawa narodowa. Nic tak nie wypełnia ich życia – ani tango, ani parilla (mięso), ani nawet wino argentyńskie, jak mate, którą, jak zaleją rano, tak nie przestają zalewać do wieczora. Jest ważniejsza niż śniadanie. Według mojej teorii yerba to właśnie ten składnik, który najbardziej integruje Argentynę, ponieważ w ich życiu obecny jest częściej niż niż sprawy, które wymieniłam powyżej. Nic tak nie smakuje jak picie z tej samej tykwy. Pierwszy raz, gdy otrzymałam taką propozycję, byłam zaskoczona. – Przyjeżdżamy sobie około 9 rano do jednego z parków narodowych, wchodzimy do informacji, a tam uprzejmy pan pyta, czy chcę mate. Przez sekundę wyobraziłam sobie, że przygotuje dla mnie napar, ale on po prostu postawił przede mną swoją tykwę i kazał się napić. Za pierwszym razem byłam więc zaskoczona – później już nigdy.
Za „odkrywców” yerba mate uznaje się misjonarzy jezuickich, którzy w XVII w. przybyli do dorzecza Parany i odkryli, że miejscowi uwielbiają żuć liście ostrokrzewu paragwajskiego, co niwelowało zmęczenie i rozjaśniało głowę. Później zamiast żucia popularne stało się przygotowywanie naparu ze zmielonych i wysuszonych liści tego ostrokrzewu.
Potocznie mate można nazwać odpowiednikiem naszej kawy czy herbaty, choć pod względem smaku trudno ją zakwalifikować, bo dla mnie smakuje raczej jak połączenie mułu rzecznego ze smakiem tytoniu i ma za mocny i zbyt intensywny smak :) Wszystko oczywiście zależy od tego, co pijemy, w sensie jaki gatunek liści mamy. Ich działanie zbliżone do kawy ma związek z obecnością kofeiny, której jest w mate od 0,7 do 2 %. Choć nie ukrywam, że zdecydowanie to nie mój smak, ponieważ nie jestem fanką mocnych i intensywnych herbat. Rzadko je piję w ogóle. Czasami mi się zdarzy, ale głównie czerwona.
Jak zacząć pić mate? Trzeba pamiętać o kilku rzeczach. Żeby się nie zrazić, najlepiej zacząć od mniejszej ilości liści, powiedzmy, nasypać 1/4 naczynia. Najwięksi fani tego smaku sypią 3/4 liści, ale gdy zaczynasz, nie jest to najlepszy pomysł. Gdy już je nasypiemy, potem przychodzi czas na czynności, które sprawią, że odpowiednio ułożymy zmielone liście. Powinniście więc zatkać naczynie ręką i przekręcić je do góry nogami. Ma to na celu, aby liście oderwały się od dna i nie zatkały „słomki” zakończonej filtrem czy właściwie sitkiem (bombilla), przez którą się pije. Sitkiem nie powinno się mieszać. Warto też tak potrząsnąć naczyniem, żeby liście utworzyły skos. W tym momencie można już zalać je pierwszy raz wodą, której temperatura nie powinna przekroczyć 65-85 stopni, czyli nie wrzątkiem. Jaka dokładnie ma być temperatura, znajduje się na opakowaniu i zależy od rodzaju mate.
Do pierwszego zalania zużywa się niewielkiej ilości wody, aby susz ją wchłonął. Później dolewa się do pełna, a w zależności od jakości liści, napar można zalewać od kilku do nawet kilkunastu razy. Jak zauważyć, że yerba już jest zużyta? – Bardzo prosto – wystarczy zaobserwować, czy listki po zalaniu opadają na dno. Jeżeli tak jest – zaczynacie cały proces od nowa. :)
Czasami mi żal, że jesteśmy tak mało argentyńscy i nie uwiódł nas smak mate. To naprawdę tworzy klimat kraju, gdy codziennie od rana widać ludzi z termosami i to najczęściej nie jednym, ale kilkoma. Napar mają w ręku, ale żeby go pić, trzeba mieć wrzątek, więc on znajduje się właśnie w owych termosach. Wrzątek do mate można znaleźć absolutnie wszędzie. Gdy spędzaliśmy godziny na granicy chilijsko-argentyńskiej, do jedzenia nie mogliśmy nić kupić, ale wrzątek do mate oczywiście był. W takich punktach, nie tylko przygranicznych, zatrzymują się często kierowcy i podróżni, żeby uzupełnić swoje zapasy. My też uzupełnialiśmy swój, żeby mieć wodę na kaszkę dla Amelii oraz do zalania saszetek z kawą.
A… I mate to nie tylko Argentyna. W Urugwaju czy Brazylii mają podobnie.
12 komentarzy