Kangur, wombat, koala – to obowiązkowy zestaw do obejrzenia w Australii. Do tego dochodzi uczta z kangurzym i ewentualnie krokodylim mięsem. Nie zapominamy też o wypadzie na plażę i surfowaniu. – Tego ostatniego nie spróbowaliśmy, ale powyższy zestaw sobie zafundowaliśmy. A co tam, raz na jakiś czas możemy podążać na przykład szlakiem kangura a nie Witkacego.

Australia jest cudownym, dobrze zorganizowanym krajem o oryginalnej przyrodzie szczęśliwych ludziach i mega wysokich (dla turystów) cenach. To jednak nie powstrzymuje przed tym, żeby skorzystać z turystycznych uciech.

Pod wpływem chwili, stworzyliśmy ranking pięciu obowiązkowych turystycznych rozrywek w Australii. Oto one.

Zoo pod Perth.
Generalnie nie lubię chodzić do zoo, bo i po co. Tygrysa, słonia, małpy, lwy, ptaki, hipopotamy i inne zwierzaki widziałam już tysiące razy. W każdym dotychczas mi znanym zoo było tak samo – nudno, brzydkie zapachy, nic ciekawego się nie działo. W Australii to jednak zupełnie inna sprawa. Tam integrujesz się z lokalną zwierzyną – głaszczesz kangury, które leżą w takiej „alei kangurów”. Możesz je nakarmić czy cyknąć sobie z nimi zdjęcie. Potem leniwy miś koala, z którym możesz zrobić praktycznie to samo co z kangurami, jeżeli oczywiście nie śpi. A potrzebuje 20 godzin snu, więc masz małą szansę na zabawę z nim. Nam się udało. W porównaniu z kangurami jest tylko jedna różnica – nie możesz go samodzielnie głaskać i dotykać jego eukaliptusa, ponieważ wybredny miś już go nie zje. Pan opiekun czuwa.

Ania z kangurem
Ania z kangurem
Ania z kangurem
Ania z kangurem
Ania z misiem koala
Ania z misiem koala
Koale
Koale

W zoo najbardziej chciałam zobaczyć wombata, bo to oryginalne zwierze, którego nigdy wcześniej nie widzieliśmy. Nie udało się jednak, bo wombat  w tym zoo zatrudniony jest na etacie i jak nie ma swojego występu dla publiczności, to się do niego przygotowuje. Niestety.

Knajpa z kangurem i krokodylem w Sydney.
Po wyciecze trzeba się posilić. Stwierdziliśmy, że będąc w Australii nie możemy nie spróbować rarytasów. Sprawdziliśmy w rankingu najlepszych knajp w Perth, gdzie dają pysznego kangura, i tam poszliśmy.  Zamówiliśmy stek z kangura i burgera z krokodyla. Mięso kangurze trudno ocenić, jak smakuje, ponieważ nie jest podobne do żadnego naszego mięsa. No może cielęcina jest najbliżej niego. A burger z krokodyla był niedobry. Dla Kuby, miłośnika burgerów, zbezczeszczeniem było dodanie buraka i innych dziwnych warzyw, a samo mięso smakowało jak… mielony i to średniej jakości. Nam nie zasmakowało, ale jak masz inne przemyślenia, daj znać w komentarzach.

Stek z kangura
Stek z kangura
Krokodyli burger
Krokodyli burger

Plaża miejska w Brisbane.
Jak prawdziwi Australijczycy spędziliśmy też chwile na plaży miejskiej, która jest miejscem spotkań towarzyskich, zabaw z dziećmi, imprez… Był tylko jeden problem – woda przypominała sadzawkę i nie chodzi bynajmniej o czystość wody, tylko – o wielkość zbiornika. Malutkie to było, ale nikomu nie przeszkadzało.

Plaża miejska w Brisbane
Plaża miejska w Brisbane
Plaża miejska w Brisbane
Plaża miejska w Brisbane

Wieczorem poszliśmy sobie do knajpy położonej na plaży i znów się załamaliśmy. Duże piwo ok. 30 zł, nie mówiąc o innych alkoholach. Po takiej nocy, człowiek ma ochotę pić tylko wodę, co gwarantuje mniejszy zawał przy kolejnym wejściu na konto.

Przepłynąć się łodzią na drugą stronę rzeki, żeby pooglądać z bliska wieżowce w Perth.
A co tam… Chcieliśmy pooglądać miasto z trochę innej strony, porobić foty i nagrać filmiki. Poza tym, żeby dotrzeć na drugą stronę miasta, jak to zrobić szybko i bez korków, jak nie łodzią.

Płyniemy
Płyniemy

 

Wielkie kangury stojące na ulicy w Perth.
I na koniec kangury, tym razem sztuczne. To był pierwszy kangur, którego zobaczyłam w Australii. Wzbudził moje ogromne zadowolenie, że w ogóle jakieś kangury tu są, bo plotki o tym, że skaczą tam praktycznie wszystkimi ulicami, jednak się nie potwierdziły.

Sztuczne kangury w Perth i Ania
Sztuczne kangury w Perth i Ania

Może niektórzy z Was pomyślą, dlaczego nie daliśmy Opery w Syndey. Widzieliśmy ją, byliśmy w środku, ale o tych doznaniach napiszemy w którymś kolejnym wpisie, bo nie wyszedł z tego temat typowo turystyczny, więc tu nam nie pasuje.