W momencie planowania naszej wyprawy przez Argentynę byłam pewna, że na Peninsula (czyli półwysep) Valdés trzeba pojechać. Na podstawie zdobytych i przeczytanych informacji znajdował się on w moim prywatnym „Top 3 miejsc, które trzeba zobaczyć w Argentynie”. Co więcej, osobom, które przyjeżdżały do Argentyny na krócej i pytały, gdzie warto pojechać, byłabym w stanie powiedzieć, że przede wszystkim do Iguazú, na lodowce, no i na Półwysep Valdés. Teraz nie jestem już tego taka pewna, i to nie dlatego, że mi się tu nie podoba, ale dlatego, że jest tu po prostu za dużo niewiadomych.
Ludzie, jedzenie, kultura, zabytki… Jest wiele uroków podróżowania i zachwytów, które ono wzbudza. Wszystkie są bardzo istotne, ale dla mnie – szczególnie od momentu naszego pojawienia się w Ameryce Południowej – na pierwszym miejscu jest natura. Wielokrotnie w tej podróży wprawiała nas w zachwyt i osłupienie, jak nic i nikt wcześniej. Z Półwyspem Valdés też tak było. Początkowo na papierze, bo dziwnym trafem przed dojazdem tutaj często wpadały w moje ręce albumy czy zdjęcia z tego regionu, które zdecydowanie mogły zachwycić. Trudno się dziwić, bo jest to jeden z najważniejszych rezerwatów dzikiej przyrody w Argentynie, który w 1999 roku został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Przyrodniczego UNESCO. Właśnie w tej okolicy można oglądać wieloryby, słonie morskie, lwy morskie, foki i delfiny. Problem jest tylko jeden – nie o każdej porze roku można je zobaczyć. Przyjeżdżamy tu na początku grudnia i mamy dylemat, czy zdążymy zobaczyć wieloryby i delfiny przed ich zmianą miejsca. Prawdopodobieństwo jest małe, dlatego w kilku miejscach, w których pytamy, okazuje się, że statki już nie wypływają. Mimo tego chcemy zjechać półwysep i zobaczyć to wszystko, co wcześniej zachwycało nas na zdjęciach.
Generalnie mamy do przejechania ok. 200 km, ale droga jest piaszczysta, więc pokonuje się ją z prędkością maksymalną 60-70 km/h (jesteśmy w posiadaniu samochodu osobowego, terenowe jeździły zdecydowanie szybciej). Dojeżdżamy na miejsce, gdzie znajduje się Informacja Turystyczna. Warto o nią zahaczyć, ponieważ dostajemy mapę półwyspu z zaznaczonymi drogami i poszczególnymi zwierzętami, które i gdzie warto zobaczyć. Najwięcej jest słoni i lwów morskich, a tylko jedno miejsce z delfinami i wielorybami. Pytamy panią, ale ona potwierdza, że zwierzęta te mogły już odpłynąć. Ryzykujemy jednak, chcemy zaryzykować.
Na tym obszarze zobaczycie ok. 40 tys. słoni morskich i co roku rodzi się tu około 10 tys. tych zwierząt. Można podziwiać je leżące na brzegu. To chyba najbardziej leniwe zwierzęta świata, które zdecydowanie nie mają ochoty się ruszać i robią to tylko okazjonalnie. Większość plaży znajduje się pod ochroną. Nie można tam wejść i robić sobie zdjęć. Zwierzęta można natomiast podglądać ze specjalnych „kryjówek” czy pomostów. W ten sposób nie zakłóca się ich spokojnej egzystencji.
Po zobaczeniu trzech miejsc, w których królują lwy morskie, mamy już nieco dość, choć zwierzęta robią wrażenie, podziwiamy błękit wód zatoki, pływające statki i słońce, którego promienie rozświetlają taflę wody. W każdym jednak punkcie jest podobnie. Z jedną różnicą. – W pewnym momencie wydaje nam się, że widzimy delfiny. Choć to takie szybkie mignięcie, które może być też złudzeniem.
Najlepsze, co możecie zrobić, to przeznaczyć cały dzień na tę wyprawę po półwyspie. Jest to idealne miejsce na odpoczynek blisko natury. Teoretycznie po zobaczeniu jednego miejsca możecie już się domyślać, jak będą wyglądały kolejne, ale miło tu musi być, jeżeli nigdzie się człowiek nie spieszy. My myśleliśmy, że zajmie nam to zdecydowanie mniej czasu i że Kuba zdąży zjeść owoce morza w knajpie, w której dzień wcześniej podżerał je z mojego talerza. Nie dość jednak, że nie zdążyliśmy na obiad, to ledwo zdążyliśmy na kolację Amelii. A owoce morza? – Kuba wypomina mi je do dziś. :)
Reasumując – przyjeżdżajcie tu, ale wtedy, kiedy będziecie mieć pewność, że zwierzęta, które chcecie tu zobaczyć, faktycznie są na miejscu. My ryzykowaliśmy, ponieważ wiedzieliśmy, że nie mamy szans dotrzeć tu w innym czasie. Oglądaliśmy już kiedyś wieloryby z bliska i chcieliśmy to powtórzyć. Może się jeszcze uda na innym kontynencie.
3 komentarze