Po długiej i męczącej nocy spędzonej w hotelu w Kandy następnego dnia Staś i Bronio udają się rannym pociągiem do Anuradhapury – pierwszej historycznej stolicy Cejlonu – słynnej z zabytków architektury buddyjskiej. Odległość między miastami wynosi około 110 mil (niecałe 180 km), ale jazda trwa… 6 godzin, mimo że tym razem nie poruszają się wozem zaprzęgniętym w woły – tylko pociągiem.
W trakcie podróży zmieniają się zupełnie widok i pejzaże. Dżungla, która malowała się jeszcze nie dawno, zamienia się w suchą połoninę. Robi się jeszcze bardziej upalnie, ziemia nie jest porośnięta trawą, tylko wypalona, a drzewa prawie bezlistne. Nasi bohaterowie, gdy w końcu docierają na miejsce, określają Anuradhapurę, jako miasto ruin „mozolnie odkrywanych na nowo”. Zatrzymują się wtedy w jedynym hotelu w mieście i przez dwa dni zwiedzają ruiny świątyń z wynajętym przewodnika i wozem. Z dużą uwagą oglądają świątynię otaczającą święte drzewo Bo, następnie wielką dagobę z rzędami skał dookoła. Ich uwagę przyciągają stada wiecznie kręcących się obok małp. Wieczorem obaj są wyczerpani – Malinowski fizycznie – śpi w związku z tym 12 godzin, Staś natomiast psychicznie – znów myśli o samobójstwie i jest – o ile to możliwe – jeszcze bardziej zrozpaczony.
Drugiego dnia w Anuradhapurze nasi bohaterowie zwiedzają odrestaurowaną dagobę w pobliżu jeziora i ruiny wielu innych świątyń. Wszystkie stoją jakby w jednym, kilkuhektarowym, wielkim lesie i pokryte są przeróżnymi roślinami, pnączami, czymś w rodzaju bluszczu… Potem wdrapują się także na szczyt tetrahedronu z cudownym widoku na góry. Staś jest w kiepskim stanie, narzeka na zmęczenie, brak sił, energii oraz weny. Nie może się zabrać do napisana artykułu do zakopiańskiego „Echa Tatrzańskiego”. Przyjaciele nie mają więc najlepszych nastrojów, siedzą na tarasie hotelowym , pakują się i w nocy wyruszają w dalszą podróż.
Nie dodano jeszcze komentarzy. Bądź pierwszy!