Bynajmniej nie góry, które widać z samolotu a tę cholerną wieżę telewizyjną.
Być może w innych częściach miasta widąć więcęj Andów (na pewno, gdy wejdziemy na jakieś wzgórze albo wyższe piętra wieżowców), ale z poziomu szarego przechodnia trzeba zadowolić się tą pstrokacizną.
Coś tam na niej miga, coś tańczy, kilka diodek, koniec hecy. Ale widać zewsząd.
1 komentarz