B. Malinowski
Po przeczytaniu odesłać

RMS „ORSOVA”

Niestety całe życie miałem ésprit d’escalier. Powinienem był nie dopuszczać Micińskiego do żadnej ze sobą konfidencji po pewnych faktach, które znałem. Lubi on aranżować sytuacje albo dla załatwienia rachunków osobistych albo dla celów „literackich”. Wiedziałem, co znaczy dla takiego Pana „przyjaciel”. Ale M. ze swoimi wzniosłymi hasłami, który strzela zza płotu do mnie jako do bezlitosnego Don Juana i potem ośmiela się w soje ramoty przysyłać. Czemu tak późno widzę, czym byli moi przyjaciele. I w takiej chwili, kiedy faktycznie byłem dla Niej biednej niedobry, takich ludzi wpuściłem do domu. Dlaczego dopiero teraz widzę to. Moje winy są straszliwe, ale panowie ci zachowali się jak skończone świnie. Chcę, aby o tym wiedział Miciński. Może go to natchnie do jakiego paszkwilu. Może ich to czego nauczy. Mnie niestety nic w życiu nauczyć nie mogło. Uderzony strasznym ciosem, widząc tylko moją winę, pozwoliłem  tym ludziom okazywać mi współczucie. Czuję wstręt do siebie za to. Wrócić nie mogę. Nie mogę myśleć o żadnym miejscu, w którym byłem. Chcę skończyć z daleka od tego obrzydliwego towarzystwa. Mogę jeszcze jechać dalej, ale czy prędziej, czy później śmierć. Więc po się męczyć i łykać po trochu całą ohydę przyszłości bez celu i straszny wyrzut za całą przeszłość.
Przebaczcie mi.
Niech M[iciński] zaraz się o tym dowie, aby broń Boże czego o mnie nie napisał. Byłaby to straszna krzywda dla mnie.