Czwartek był ważnym dniem, telefon rozpoczynał swoją pierwszą prawdziwą podróż i miał różnego rodzaju przeżycia. Już nie poruszał się po tym samym mieście, nawet z innym właścicielem. Mirian zawiózł go na dworzec kolejowy w Tbilisi, żeby nadać przesyłką konduktorską, miał też małą „korzyść majątkową”, ale, o dziwo, nic z tego. Obsługa skutecznie odmawiała zabrania telefonu w drogę do Baku. Zaczepił więc zupełnie przypadkową dziewczynę.

Elza, bo tak jej było na imię, miała to szczęście, że powoli ciągnęła wielką walizę i jechała do Baku. Zaskoczona pytaniem po angielsku, bo uroda nie zdradzała jej azerskiego pochodzenia, wysłuchała skróconej wersji, o co chodzi z Telefonem Dookoła Świata i wycelowała bardzo nieufne spojrzenie w Miriana. Coś jednak zaskoczyło, bo chciała dać się przekonać. Przetrząsnęła pudełko, pobawiła się telefonem, zrobiła nawet zdjęcie Mirianowi – dla pewności. I zgodziła się. Wymienili się numerami i zadzwonili do Ilgara, który miał odebrać przesyłkę w Baku.

Przyszedł czas na wzruszające pożegnania Miriana z telefonem:

Siedzimy z Anią spoglądając na zegrake i czekamy, bo o 10 godzinie rano czasu lokalnego a 7 polskiego wszystko powinno się wyjaśnić. Mija 8 i 9 – i cicho. Ilgar nie odpowiada na SMSy. Wtem! Na Facebooku pojawia się zdjęcie – Ilgar zameldował się na dworcu głównym i zaczął robić zdjęcia.

Ba, nagrał też film i to uwaga – z Elzą!:

Tyle osób pyta nas ciągle: „a co, jeśli coś się z nim stanie?” – Olewamy, dobrze wiemy, że tylko mikstura trochę ślepego zaufania i szczęścia sprawi, że cały ten projekt się uda. Pierwsze koty za płoty – jakoś mamy wewnętrzne przekonanie, że będzie tylko lepiej i dzięki takim momentom cała historia nabiera głębszego znaczenia. Bo pamiętajcie, telefon to tylko pretekst do poznawania innych.