Uwielbiamy jedzenie. Kuba jest fanem dobrego mięsa, ja uwielbiam zapachy, wyraziste i soczyste kolory, niespotykane produkty. Chcemy zobaczyć wszystko, co kojarzy się z lokalną kuchnią. Myśląc o targu oboje mamy w pamięci ten z Barcelony. Znaleźć tam można wszystko – owoce (piękne i soczyste), owoce morza (świetne, jakby przed chwilą dostarczone), przyprawy i zioła (wyjątkowo aromatyczne), sery (przeróżna wielkość, smak i dziury) , wędliny (kiełbasy chorizo, szynki jamon serrano i wiele innych) oraz mięsa różnego rodzaju. Po prostu nie można się oprzeć.

Po Nowosybirsku nie spodziewaliśmy się takiej ilości produktów, a raczej klimatu miejsca. Nasze oczekiwania zostały spełnione. Całość stanowiła wielka hala z trochę stęchłym powietrzem, do której dochodziło się poprzez stragany i małe sklepiki. Produkty, które tam widzieliśmy, nie zaskoczyły nas oryginalności. Standardowo – marchewki, pietruszka, cebula, pomidory, jabłka, pomarańcze, mięso wołowe, wieprzowina i inne takie. Wrażenie natomiast robiły babcie, które sprzedawały swoje przetwory, słoiki z ogórkami, grzybkami i papryką. Nie kupiliśmy warzyw, ale zakupiliśmy prawie pól kilograma chałwy. W Rosji sprzedają ją na wagę w konsystencji grubo krojonego ciasta. Jest bajecznie tania. Za taki kawałek zapłaciliśmy ok. 5 złotych.

Kalosze, walonki i inne buty także były tanie, ale tak daleko nie popłynęliśmy.

Warto zwrócić uwagę na pomnik stojący tuż przy targu. Przedstawia ludzi targujących się. Takie czynności są prawdopodobnie bardzo mile widziane, ale nie mieliśmy okazji się przekonać. Zwróciliśmy na niego uwagę już przy wyjściu.