Chcieliśmy tak wychować Amelię, żeby była w stanie się od nas oddalić, zostać z kimś innym, mieć zaufanie nie tylko do rodziców. Miło jest obserwować i przekonywać się, że to działa, że nasze metody były całkiem dobre i co ważniejsze, że działają.
Pierwszy raz wyszłam bez Amelii na herbatę z koleżankami, kiedy ta miała trzy tygodnie. Stresowałam się strasznie i miałam trzy godziny, żeby zdążyć na kolejne karmienie. Udało się.
Kiedy Melka skończyła 6 tygodni, wróciłam do aktywności fizycznej. Dwa razy w tygodniu o 19 wychodziłam, żeby poćwiczyć. Zostawiałam ją z Kubą i ściągniętym do butelki mlekiem. Nie protestowała. Jadła od taty, zasypiała, spała dobrze.
Gdy miała kilka miesięcy, zaczęliśmy wychodziliśmy wieczorami przy każdej sposobności, gdy mieliśmy z kim zostawić dziecko, bo Amelia od 2 miesiąca życia przesypia całe noce. Nie budziła się, spała spokojnie.
Minął pierwszy rok życia dziecka i wróciłam do aktywności zawodowej. Zaczęłam wychodzić z domu przez pierwszy miesiąc na 6, potem na 9-10 godzin. To był dla mnie bardzo stresujący moment. Żeby trochę złagodzić rozłąkę, pierwszym jej etapem, było zostawienie Amelii w domu z moją mamą. Pamiętam, że pierwsze dni były ciężkie. Wychodząc, słyszałam przy windzie płacz, a wracając, tak małe dziecko obrażało się na mnie i nie chciało wypuścić babci z domu. Po kilku dniach wszystko się unormowało.
Gdy Amelia miała niecałe półtora roku, wyjechała z Kubą do dziadków i nie widziała mnie 5 dni. To było pierwsze nasze tak długie rozstanie, w trakcie którego nie płakała za mną, a dobrze się bawiła. Gdy zobaczyła mnie po tych pięciu dniach, to było tak wzruszające. Spojrzała na mnie i zaniemówiła. Otworzyła buzię i nie wydała żadnego dźwięku, tylko mocno się przytuliła. Przez następny tydzień nie odstępowała mnie na krok, pewnie na wypadek, żeby gdzieś nie zniknęła.
W wieku 1 roku 9 miesięcy Melka poszła do żłobka i to była najlepsza decyzja w naszym życiu. Już trzy miesiące wcześniej pokazywała, że siedzenie w domu z babcią nie jest dla niej do końca atrakcyjne. Wolała przesiadywać z innymi dzieciakami na podwórku. Aklimatyzacja w żłobku przebiegała tak sprawnie, że przez te kilka pierwszych dni, wcale nie chciała wychodzić wcześniej, tylko od razu zostawać cały dzień. Do dziś nie zdarzyło się, aby Amelia kiedykolwiek płakała w żłobku za nami, czy nie chciała do niego iść. Zazwyczaj gdy wstaje, zaraz za słowami, że jest głodna, mówi „Idziemy do dzieci”.
W międzyczasie naszej nauki socjalizacji zdarzyło się, że zostawiliśmy Amelię na noc czy dwie u dziadków na noc, bo sama chciała i cieszyła się na to. W tym miejscu warto podkreślić, że dziadkowie to nie są osoby, które ogląda codziennie. Najczęściej widzimy się z nimi raz na 2-3 miesiące, ale mamy kontakt telefoniczny, więc Amelia pamięta o nich.
W końcu nadszedł jednak ten moment, że rodzice jadą sami na wakacje, na tydzień, więc po raz pierwszy zostawiliśmy 2,5 letnią Amelię z dziadkami. Bez mamy i bez taty, bo w końcu rodzice też mają prawo do bycia razem :) Rozstała się z nami bez problemów. Tydzień nad morzem minął jej niesłychanie pozytywnie. Nie płakała za nami. Dzwoniliśmy do niej, więc wiedziała, że jesteśmy, a wszystkim dookoła mówiła: „Mama i tata odpoczywają”. Codziennie liczyła dni do spotkania, ale miała dużo zajęć, a w związku z tym, że kocha morze, piasek, budowanie zamków, siedzenie w wodzie, więc nie nudziło jej się. Do tego tylko jednego dnia padał deszcz, co nad morzem jest pozytywnym fenomenem.
Jak nam z tym było? Całkiem świetnie. Przez pierwsze dwa dni często myślałam, czy aby wszystko je, dobrze śpi, odpowiednio się ubiera, myje zęby i w każdej z tym spraw chciałabym dzwonić do dziadków, ale powiedziałam sobie, że nie będę tego robić. Z brudnymi zębami można przeżyć przez tydzień. Dzwoniliśmy więc raz dziennie, żeby pogadać z Melą, ale nie wydawać instrukcji. A trzeciego dnia to już całkowicie złapałam klimat wakacji i przyzwyczailiśmy się do tego, że mamy czas tylko dla siebie, dostosowany tylko do swoich potrzeb, co na co dzień jest takie trudne. Miło jest tak wrócić czasami do swojego pierwotnego egoizmu. I nie chodzi nawet o to, że mogliśmy spać o 10, bo i tak budziliśmy się o 7, tylko czasami zdrowo jest skoncentrować się na sobie, swoich potrzebach, zjeść ciepły posiłek, nie biegając za dzieckiem, i wrócić z tęsknotą i jeszcze większą miłością. Polecamy wszystkim rodzicom :)
Nadszedł jednak moment, kiedy wypoczęci rodzice musieli wrócić po swoje dziecko. Najpierw Amelia zobaczyła mnie i tak się rzuciła na szyję i tuliła, i całowała, że to było wspaniałe. Z Kubą było podobnie. Dodatkowo pytała, czy już jedziemy do domu, a następnego dnia, tak szybko pobiegła do dzieciaków w żłobku, że chyba naprawdę się pozytywnie stęskniła.
Kuba ma taką pracę, że średnio 1-2 tygodnie w miesiącu go nie ma. Amelia się do tego przyzwyczaiła. Oczywiście, jak wraca, to jest najlepszy moment w jej życiu i wykorzystuje go wtedy maksymalnie.
Cieszę się, że to nasze dziecko kocha nas najbardziej na świecie, ale potrafi też być bez nas. Zabawne, gdy wróciliśmy do domu, po godzinie pytamy. Amelia, wyjeżdżamy gdzieś znowu? – Ona na to: „Tak, nad morze”. Ja: A z kim pojedziesz? – „Z mamą i tatą, i Melą”. Czyli z każdym dobrze, ale z rodzicami…
11 komentarzy