Generalnie ciężko mu było – jeszcze trudniej niż na Cejlonie. Tutaj podjął decyzję o przerwaniu wyprawy z Malinowskim, której celem miała być Nowa Gwinea, a stało się zupełnie inne miasto. Jak doszło do takiego zwrotu akcji?
Witkacy był w Australii od 21 lipca do 10 września 1914 r. Wydawać by się mogło, że to dość długi czas, aby zwiedzić przynajmniej jej kawałek, pokazać, opisać, doświadczyć. Artysta był jednak w jeszcze gorszym stanie niż na Cejlonie. Siedział głównie w hotelu lub w pociągu, którym musiał się przemieszczać jako uczestnik kongresu.
Na zwiedzaniu Australii Zachodniej spędzili z Malinowskim dwa tygodnie. Jak już wspominaliśmy, wszyscy uczestnicy mieli darmowe bilety, więc w ramach wyprawy brali udział w zorganizowanych wycieczkach. Odwiedzili m.in.: Irwin, Darling, Ranges, Mogumber, New Norcia, Northam, Storling, Range, Busselton, Margaret River, Mundaring Weir, Mt Barker, Albany, Coolgardie i Kalgoorlie.
Czy obaj panowie zwiedzili wszystkie miasta – bardzo trudno stwierdzić. Wiemy, że 27 lipca 1914 roku Malinowski zobaczył obóz tubylców w Guildford. Co tam się wydarzyło – nie wiemy, ponieważ nie opisał tego w swoich pamiętnikach. Z kolei Witkacy był w kopalni złota w Kalgoorlie, gdzie zdobył cyjanek potasu, który chciał rozkruszyć, połknąć i w ten sposób skończyć swoje „marne życie”. Tam też osadził potem jedną ze swoich sztuk. Ale o tym jeszcze będzie szerzej.
Co jeszcze wydarzyło się w Australii? Wiemy, że we wtorek 4 sierpnia Witkacy, Malinowski i inni członkowie stowarzyszenia zostali zaproszeni na obiad przez burmistrza i radę miasta Perth a bankiet odbył się w zabytkowym ratuszu. Wieczorem tego samego dnia wszyscy odpłynęli statkiem „Orvieto” do Adelaide, dokąd przybyli rankiem 8 sierpnia. Oficjalne otwarcie kongresu rozpoczęło się wieczorem w ratuszu, gdzie rząd stanowy Australii Południowej wyprawił przyjęcie dla członków zjazdu. Plan na następny dzień to oczywiście wycieczki do kolejnych australijskich miast. Przypuszcza się, że Witkacy w nich nie uczestniczył. Wiemy na pewno, że siedział w hotelach i pisał listy, które niebawem opublikujemy.
I przyszedł czas na Melbourne, gdzie 14 sierpnia dotarli uczestnicy. Po przyjeździe zabawiano gości m.in. pokazem bumerangów a wieczorem odbyła się kolejna impreza, tym razem zorganizowana w ratuszu przez burmistrza Melbourne. W weekend podróżowali po kolejnych australijskich miastach m.in. Ballarat, Creswick, Bendigo, Bacchus Marsh, Belgrave, Emerald. Kolejne dni spędzono na pracach naukowych, które były przeplatane oczywiście imprezami – w Bibliotece Publicznej, Muzeum i Ogrodzie Botanicznym. Czyli imprezy, imprezy, imprezy.
19 sierpnia oficjalnie zakończył się zjazd, ale uczestnicy pojechali pociągiem do Sydney, żeby dalej zwiedzać Australię. A co tam na nich czekało? – Oczywiście impreza u gubernatora i wycieczki po okolicznych miastach. Nic nowego – taką formułę stosowali we wszystkich rejonach. Jedyną nowością, czy dodatkową atrakcją, była wycieczka statkiem po porcie w Sydney.
Dalej nasi bohaterowie kierowali się na północ przez Toowoombę do Brisbane, gdzie 31 sierpnia Witkacy z Malinowskim żeglowali pół dnia po rzece Brisbane.
3 sierpnia był datą kluczową dla Witkacego, Malinowskiego, ich wyprawy, przyjaźni i dalszego życia – dowiedzieli się, że wybuchła I wojna światowa. Zmieniła ona sporo. Do dziś nie wiadomo, jak doszło do tego nieporozumienia i konfliktu między przyjaciółmi, którego przyczyną było zapewne nagromadzenie wszelkich emocji, które zebrały się od czasu ich wspólnego wyjazdu w Tropiki. Podobno przelaniu czary goryczy posłużył argument, że Malinowski był obywatelem austriackim, więc wybuch wojny robił z niego wroga Australii. Witkacy namawiał go publicznie do zrzeknięcia się obywatelstwa (sam był obywatelem rosyjskim), przez co stawiał go w bardzo niezręcznej sytuacji. Tym bardziej, że otrzymanie obywatelstwa było wtedy czymś podobno bardzo szybkim i nieskomplikowanym.
Ani Malinowski, ani Witkacy nie mogli jednak wrócić do kraju. Bronio zadomowił się w Australii i okolicach i, jak sam potem wspominał, dzięki temu został sławnym antropologiem i etnologiem. Witkacy zaś udał się do Rosji, gdzie spędził najważniejsze lata swojego życia. Pojechał z Toowoomby do Sydney i trzy dni później odpłynął statkiem „Morea” z tamtejszego portu. Mimo poważnej kłótni, kontakt między przyjaciółmi się nie urywał – cały czas pisali do siebie listy. Część z nich się zachowała.
Przykro nam bardzo, że nie ostały się z kolei listy Witkacego do ojca pisane w czasie jego pobytu w Australii. Z tego okresu mamy natomiast jeden list Stanisława Witkiewicza do syna, w którym żali się na brak korespondencji od Stasia. Nic więcej w nim nie ma…
Nie dodano jeszcze komentarzy. Bądź pierwszy!