Jazda pociągami w naszym kraju zawsze dostarcza niezapomnianych emocji. Jeżeli nie spóźnienie pociągu, to jakaś awaria, remont, wykradziony fragment torów, niedziałająca klimatyzacja, brak Warsa i tak dalej, i tak dalej. Można by wymieniać w nieskończoność.

To wszystko sprawia, że człowiek nie ma już praktycznie żadnych wymagań, złudzeń i cieszy się, jeżeli pociąg przyjedzie punktualnie. My też jesteśmy zachwyceni, gdy nasz pociąg, który ma nas zawieźć do Kielc pojawia się planowo. Nawet nie zaskakuje nas to, że system znów nam sprzedał bilety na wagon bezprzedziałowy, a siedzimy wciśnięci w przedziale, w którym jest też sześć innych osób. Dobrze, że skończyły się upały, bo nie wiem, czy udałoby się nam przeżyć. A tak, otwieramy okienko, wietrzyk wieje… Pełen luksus.

Fascynuje nas jedno – dlaczego pociąg z Warszawy do Kielc, który ma do pokonania 180 km w linii prostej, jedzie sobie od czasu do czasu w zupełnie innym kierunku i dociera półtorej godziny później, niż faktycznie by mógł. Między naszymi przemyśleniami pojawiają się też inne: szkoda, że tak tłoczno i nie można wyjąć kompa, dobrze, że mamy e-czytniki, uffff… wiedzieliśmy, że nie będzie Warsa, dobrze, że mamy co jeść i pić, dlaczego nie mamy tego wagonu bezprzedziałowego i ciągle musimy się na kogoś gapić.

PKP to temat rzeka i radość, gdy wreszcie uda się dotrzeć na miejsce.