Wczoraj w nocy zawitaliśmy do Kielc. Po miłej nocy od rana ruszyliśmy do Chęcin, aby nakręcić klip do akcji, która wystartuje za parę tygodni. Jednak do dziś, to my operowaliśmy kamerą a nie inni ludzie. Do tej porty to my zawsze kontrolowaliśmy to, co robimy, a dzisiaj – byliśmy bohaterami innych. Początkowo to dziwne uczucie, szczególnie na etapie wymyślania wstępnego scenariusza czy zarysu historii. Już tutaj sporo było zaplanowane, a u nas z reguły wszystko dzieje się spontanicznie.

No i bardzo obawialiśmy się grania. Nigdy tego nie robiliśmy, więc na początku zamiast zachowywać się naturalnie, myśleliśmy o tym, aby tak się zachowywać, co oczywiście wyglądało bardzo nienaturalnie. Każda scena, każda akcja to analiza i myślenie: ale, czy aby na pewno tak byśmy zrobili. Po godzinie na szczęście nam to przeszło i rozluźniliśmy się, ekipa dała nam więcej tlenu i nagrywała schowana, więc musieliśmy sobie nawet przypominać, że ktoś nas kręci a dźwięk jest nagrywany.

Mieliśmy też okazję wziąć Vivobooka w teren i coraz bardziej doceniam ekran dotykowy. Do tej pory pracowałem na Maku i muszę przyznać, że szczególnie przy obrabianiu zdjęć, gdy można je palcem poprzesuwać i przybliżyć, to jest to bardzo naturalne i tej jednej funkcji mi brakuje.

Po raz ostatnim w tych rejonach byłem podczas kolonii w podstawówce. Spaliśmy w Kielcach w jakiejś szkole na kanadyjkach a w teren jeździliśmy autokarem. Było nawet fajnie. Tylko myślałem, że te góry są wyższe. Pomyliły mi się z inną kolonią – taką w Pieninach.

Wracając do samego kręcenia – ponoć z nami poszło szybko. Zaczęliśmy parę minut po 9 rano na rynku w Chęcinach, a o 16:20 już wracaliśmy. Tak nie może być – następnym razem postaramy się trochę pogwiazdorzyć i strzelimy parę fochów.