Ostatnie kilka wpisów poświęciliśmy lankijskiej Dambulli, jej świątyniom oraz malowidłom, które skrywają się w jaskiniach. We wspomnieniach i listach Witkacy często określa je jako przerażające, nawet nie – jako robiące ogromne wrażenie – ale właśnie tak – szokujące w sposób negatywny. I to prowokuje nas do rozważań, co tak naprawdę przeraża w podróżowaniu dziś, bo Witkacy miał akurat inne powody.

Wiecie już w jakim stanie Witkacy wybrał się w podróż do Tropików. Mówiąc delikatnie, był on daleko niepokojący. A ta wyprawa miała mu pomóc ukoić wszystkie rozterki.

Nieznane
Przez długi czas staraliśmy się wczuć w to, co on czuł, siedząc parę tygodni na okręcie, znając jedynie kilka ilustracji, opowieści i zdjęć o tym, co zobaczy na egzotycznym Cejlonie. Nie miał ośmiu godzin w samolocie, ale parędziesiąt na statku, żeby w końcu to zobaczyć. A jednak i dziś, kiedy pojawiamy się w nowym miejscu, my czy Ty, wpierw trzeba je „ogarnąć”. Rozpoczynając od wydostania się z lotniska, dworca czy granicy, przez znalezienie lokum, ustalenie kotwicy, kierunku północ-południe, po wskazówki – gdzie jest centrum, gdzie kluby a gdzie można dostać w mordę po godzinie 20. Mamy to pięknie opisanie na Wikitravel, forach czy w przewodnikach.

Nadal jednak jest to dla wielu bariera nie do pokonania. Może nie zdają sobie sprawy, że tak myślą, ale to przełamanie jest ważne.

Język
Potem trzeba się porozumieć. Można się nabijać z wycieczek zorganizowanych, ale jest spora grupa osób, która z chęcią wyoutsourcowuje potrzebę komunikacji i logistyki. Kupuje pakiet i jazda. Sami twierdzą, że nie wydostaliby się z lotniska przy założeniu, że poradzili sobie podczas przesiadki i znaleźli dobrego gate’a, odebrali boarding pass i train to terminal 3.

Ogarnianie
Jak już dobijemy do portu, to trzeba się z niego wydostać, czyli wcześniej trzeba było zaplanować, zarezerwować, przeczytać – strasznie dużo roboty. Jeśli jedzie grupa zorganizowana, to daję się powiesić, że jedna osoba miała na barkach całą logistykę i zagrzewała resztę do nierezygnowania z wyprawy. Część dorzuciła mały wkład, reszta posłusznie wykonała przelewy.

Inność
Im egzotyczniej, tym bardziej kolorowo, ale też inaczej. Kultura chrześcijańska jest tylko na Discovery, ale zwyczaje i normy są zupełnie inne. Łatwo o gafę albo brak zrozumienia biednego turysty. Jeszcze może trzeba się kłócić z policjantem, żeby nie brał łapówki, bo przecież nic nie zrobiliśmy a on się tylko doczepił. Taki system.

Samotność
Są jeszcze Ci, jak na przykład ja (nie zawsze, ale często), którzy podróżują samotnie. Nie jestem wędrowcem czy backpackerem, taka praca, ale zapuszczam się nieraz w dziwne rejony. Lubię ciszę, choć do spokojnych nie należę, czasem gadam do siebie… Może dlatego, że takie okoliczności. W ogóle podróżowanie, wyzwala sporo adrenaliny i to przełamuje hipotetyczne przerażenie.

Są jednak tacy, którzy myślą inaczej – Ambasada Polski daleko, połączenie w roamingu tragicznie drogie, a jeśli zajdzie potrzeba, kto nam pomoże? Długo, długo można by wymieniać.

I jest sobie taki Witkacy z kumplem, w dżungli, przebili się do Dambulli, wtedy po stronie dzikiego Cejlonu, gdzie Europejczycy się raczej nie zapuszczali, ani nawet nie próbowali go kolonizować zaspokoiwszy się portem w Kolombo, herbatą i Kandy. Artysta (czytaj: z duszą artysty), malarz wpada do jaskini i atakują go zewsząd posągi Buddy. Jeden wielki śpi, kilkudziesięciu mu się przygląda a na suficie uśmiechają się a’la Joker jeszcze inni. Niespotykane.