W tytule jest jedno przekłamanie – używam nazw państw współcześnie istniejących, odnosząc się do wymiany niewolników pomiędzy terenami, które dziś obejmują. XV wiek to koniec średniowiecza, pierwsze wielkie odkrycia geograficzne, których następstwem jest budowa zamorskich imperiów europejskich. Do tego wszystkiego potrzebni są niewolnicy, którzy z wybrzeży Afryki transportowani są na cały „świat”.

Dodajmy, że na cały ówcześnie znany i odkryty świat, bo to Kolumb płynął, bazując na stwierdzeniu, że Ziemia jest okrągła.

Jest rok 1512, mija lekko ponad 20 lat od pierwszego kontaktu mieszkańców Królestwa Konga z Europejczykami. Portugalczycy budują swoją kolonię na Sao Tome, o której pisaliśmy w jednym z wcześniejszych wpisów. Niewolnictwo staje się przemysłem i do tego roku z całej Ameryki Środkowej wywieziono około 4-5 milionów ludzi.

Od 1517 niewolnicy zaczynają napływać na Kubę – po tym jak król Hiszpanii, Karol I, wydaje licencję. Ten proceder trwał do 1880, kiedy to wydano zakaz handlu niewolnikami na Kubie.

Szacuje się, że – pomiędzy 1674 a 1866 rokiem – 12 proc. wszystkich niewolników napływających do obu Ameryk schodziło na ląd w koloniach hiszpańskich, z czego 19 proc. trafiało na tereny kubańskie. Dokładnych liczb nie ma. Jedne mówią o 60 tysiącach osób, inne są procentowe. W 1867 roku 35 proc.  ludności kubańskiej stanowili właśnie niewolnicy.

Znacząca ich większość, która trafiała na Kubę, wywodziła się właśnie z terenów Królestwa Konga. Szybkie statystyki:

Jedna trzecia, czy jedna czwarta, to może nie ogrom, ale poziom wystarczający, aby odcisnąć swoje piętno na kulturze i miejscach, do którego się przybyło. Kongo stanowiło najliczniejszy krąg kulturalny, który przybył z Afryki, ale znaleziono ślady 103 innych, mniejszych populacji.

Fakt dominacji niewolników z tego rejonu związany był z wojną pomiędzy Kongiem a okolicznymi królestwami, która doprowadziła do interwencji Portugalii oraz wybudowania ich fortu w Luandzie – dzisiejszej stolicy Angoli.