Od wczoraj jesteśmy w Colombo. Witkacy długo tu nie bawił i całkowicie się z nim zgadzamy. Dziwne to miasto… Skupiamy się na odwiedzeniu miejsc, w których i on był i sprawdzeniem, jak bardzo się od tego czasu zmieniły. Najnowszy trend architektoniczny w stolicy Sri Lanki to odgradzanie wszystkiego wielkim murem i kolczastą zasieką. Zrobienie zdjęcia, na którym coś widać i  które coś mówi – nie wspominając o filmie – nie jest proste, ale tylko zwiększa naszą kreatywność. W międzyczasie domawiamy szczegóły spotkania z Colombo National Museum i udajemy się na przeszukanie archiwum ich zbiorów.

Samo muzeum nie powala. Jak na tutejsze warunki – drogie, ale w porównaniu z innymi muzeami w tym kraju – bardzo tanie. Być może z tego powodu, że turyści w zasadzie tylko lądują w stolicy, więc nie ma po co ich jeszcze dodatkowo odstraszać „zaporowymi cenami”. Może ktoś zostanie dzięki temu jeszcze dzień dłużej… To co najlepsze w muzeum, to jego budynek i położenie w Cinnamon Gardens – ciekawej (starej i prestiżowej) części miasta,. Zwiedzamy sale rozpoczynając od czaszek pierwszych albo jednych z pierwszych mieszkańców wyspy aż po zabezpieczony gabinet ostatniego gubernatora Cejlonu. Jedyne co nas bardziej interesuje, to sala poświęcona malarstwu. Nie mamy informacji czy Witkacy odwiedził muzeum (choć istniało już wtedy, bo powstało w 1877 r.) ani czy kiedykolwiek się inspirował tamtejszą sztuką. Ale „Szukając Witkacego” to szukanie jego inspiracji. W kolejnym wpisie przedstawimy malarstwo cejlońskie szerzej.

Po zakończeniu części zwiedzającej udajemy się do jednego ze skrzydeł muzeum i choć napis głosi „Members Only”, dzielą nas dwa łańcuchy to zostajemy wpuszczeni do środka, ponieważ byliśmy umówieni . Rozpoczynamy od wertowania archiwalnych numerów magazynu „Ceylon Observer” wydawanych przez rodzinę Fergusonów. Z Ronaldem – ostatnim redaktorem naczelnym – Malinowski spotkał się tuż po przypłynięciu na wyspę. Niestety, ku naszemu dużemu rozczarowaniu, akurat rocznika 1914 nie ma w bibliotece. Liczymy, że odnajdziemy go w innych oddziałach (w Kandy, do którego udamy się niebawem) albo w National Library of Sri Linka.

Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Odkopujemy sporo śmiesznych reklam miejsc, w których Witkacy był. Zdjęcia są drogie – 100 rupi za jedno (ok. 3 złotych), ale tyle samo płacimy za pokaźny plik kserokopii.

Nie przeczuwając sukcesów, zapisujemy bibliotekarzowi na kartce nazwiska Witkiewicz i Malinowski. Po pół godzinie z dumą wyłania się z odmętów archiwum i z wielkim uśmiechem kładzie jakąś książkę przed nami. Radość trwa sekundę – to oczywiście jakieś tomiszcze Malinowskiego. Ale on jest wszędzie. Nigdy byśmy nie przypuszczali, że odkopiemy tutaj Witkacego, ale będziemy dalej próbować – jeszcze kilka miejsc przed nami.

Ania przegląda stare numery Ceylon Observera
Ania przegląda stare numery Ceylon Observera
Malinowski
Malinowski

 

Reklama RMS Orsova z 1915 - tym statkiem Witkacy przypłynął na Cejlon

Reklama RMS Orsova z 1915 – tym statkiem Witkacy przypłynął na Cejlon