W Amsterdamie transport miejski jest na każdym kroku zaskakujący. Kuba wspominał już o rowerzystach, których jest mnóstwo i rzadko stosują się do jakichkolwiek przepisów – nie zważają na samochody, o pieszych nie wspomnę… Istnieje jednak zupełnie inny, bardziej rozważny typ rowerzysty, czyli rodzice z małymi dziećmi. 

Do tego stopnia jest to powszechne zjawisko, że rodzice jeżdżą na rowerach już z kilkutygodniowymi maluchami, trzymając jedną ręką kierownicę, drugą – głowę dziecka. Starsze dzieci podróżują w fotelikach przyczepionych na kierownicy albo z tyłu roweru. Te sposoby są nam znane, więc nie budzą naszej wielkiej fascynacji. Zupełnie inaczej wygląda jednak sytuacja z taczkami.

Są one zamontowane zawsze do przedniego koła roweru. Można do nich wstawić fotelik, czyli coś dla mniejszego bobasa, albo zwykłą ławkę, na której siedzą starsze dzieciaki. W tej klasycznej wielkości mieści się swobodnie dwoje lub troje dzieci i jeden pies, co było dość częstym widokiem. Maksymalnie dużą taczkę widzieliśmy na sześcioro dzieci, ale była ona sterowana ręcznie.

Spytacie pewnie, no ale czy to bezpieczne? Szczerze – mamy wrażenie, że tak, mimo iż na ulicach zawsze sporo się dzieje, stwarza to pozory normalności i bezpieczeństwa.

Kuba stwierdził nawet, że warto taki wózek z taczką sprowadzić z Holandii, bo i na zakupy rewelacyjnie się nadaje, i dzieci mają ekstra zabawę, gdy tym jeżdżą po mieście. I faktycznie, wszystkie były zafascynowane, bacznie obserwowały, co się dzieje, a czasami zasłaniały twarz rączkami, gdy prędkość była większa i nieśmiało się uśmiechały. Kto by pomyślał, że codzienna droga do żłobka/przedszkola/szkoły może być taka interesująca :)