Pamiętam nasze pierwsze zaskoczenie, gdy napisaliśmy jeszcze z Polski do naszej koleżanki z Buenos Aires, czy w Argentynie można kupić gotowe jedzenie dla dzieci, a ona odpisała, że wszyscy tu gotują w domach. Przeraziło nas to, ponieważ nie mieliśmy raczej w planach siedzenia w domu. Na szczęście okazało się, że nie jest tak źle.Z punktu widzenia rodzica Argentyna jest najzwyklejszym na świecie krajem. Naprawdę. Nie mieliśmy tutaj sytuacji, że czegoś nie mogliśmy zrobić dla dziecka czy mieliśmy jakieś problemy z dostaniem czegoś. Oczywiście, nie wszystkie produkty są tak dostępne, jak w Polsce, ale absolutnie można się w nie wyposażyć.

Poniżej przygotowaliśmy zbiór praktycznych informacji, które każdemu rodzicowi powinny się przydać.

Szczepienia
Jeżeli szczepicie dzieci, to mamy dla Was dobrą informację – w Argentynie nie są potrzebne jakieś niesamowite szczepienia czy wielka ostrożność. Zalecany jest podstawowy pakiet, czyli: WZW A, WZW B, tężec, dur brzuszny, błonica.

Przelot
Lot z dzieckiem do Argentyny może być pewnym wyzwaniem, ponieważ trochę czasu w przestworzach trzeba spędzić. My lecieliśmy do Amsterdamu liniami KLM (niecałe 2 godziny) i potem do Buenos Aires (13 godzin). Więcej na ten temat znajdziecie tutaj . Ważna informacja jest taka, że dziecko niemające jeszcze 65 cm i nieważące 10 km dostaje tzw. kołyskę, którą można zamontować przed rodzicami. Niestety jest tylko kilka takich miejsc w samolocie, więc zwróćcie na to uwagę przy wyborze fotela. To jest świetna opcja, z której kto tylko może niech korzysta.

Z innych rzeczy – nie wiedzieliśmy, że dziecku oprócz bagażu podręcznego i wózka przysługuje też 10-kilogramowy bagaż, który można nadać. To była najlepsza informacja w dniu pakowania i okazja do dopchnięcia rzeczy, o których myśleliśmy, że już z nami nie pojadą. :)

jedzenie dla dziecka

jedzenie dla dziecka

Jedzenie
W samolocie możecie mieć ze sobą oczywiście jedzenie i picie dla dziecka. Przy kontroli będzie dokładnie obejrzane, ale takie są wymogi bezpieczeństwa. Natomiast, gdy już dolecicie na miejsce zasadniczą kwestię będzie pokarm. My wzięliśmy ze sobą jedzenie dla Amelii na tydzień, aby powoli oswajać ją ze zmieniającą się florą bakteryjną. Te maluchy, które żyją tylko na mleku mamy nie mają problemu, ale Amelia miała 7,5 miesiąca, więc jadła zdecydowanie więcej.

– kasze – w każdym sklepie są kasze Nestum, które można przygotować z mlekiem modyfikowanym. Nie chcieliśmy ich jednak, ponieważ wolimy takie robione na wodzie. Nasza znajoma – matka trójki dzieci – powiedziała, że tą kaszę przeznaczoną do mleka zalewała wodą i sokiem, ale gdy ja tak zaczęłam robić, to Amelia dostała biegunki i nie chciała jej jeść. Odnaleźliśmy więc kaszę zalewaną wodą (też firmy Nestum). Bardzo rzadko była dostępna (najczęściej w hipermarketach COTO), więc jak już ją widzieliśmy, to kupowaliśmy przynajmniej 5 opakować. Kasza gryczana czy jęczmienna oraz ryż są natomiast w prawie każdym sklepie. Ceny zbliżone do naszych polskich (może droższe o 5 proc.).

– mleko modyfikowane – to towar, bez którego młode pokolenie Argentyńczyków, nie miałoby szans na przetrwanie. Jest wszędzie, nawet w najmniejszym sklepie w najmniejszym miasteczku i w każdej aptece. Ze znanych nam marek jest Nan Pro od Nestle, Nutrilon (czyli nasz Bebilon firmy Nitricia), Bebe (czyli nasz Enfamil), a także Nido i Vital (to drugie też Nutricii, ale prawie dwa razy tańsza od Nutrilonu). Amelię karmiłam piersią do 12 miesiąca, potem przeszła na Vital, który dobrze się przyjął. Ceny tu także ceny zbliżone do polskich, no może plus 5-10 proc.

– warzywa – myślałam, że będzie ich tu niesamowity i oryginalny wybór, ale jest praktycznie to samo, co w Polsce. Często nie mogliśmy znaleźć pietruszki (była tylko natka), ale umówmy się – nie jest to ulubiony przysmak Amelii. Brokuły, marchew, kalafior są dosłownie wszędzie.

– owoce – no cóż, nie są one najsilniejszą stroną Argentyny, a myślałam, że będzie inaczej. Jabłka są tylko takie sztuczne „polerowane”, jak u nas zielone i czasami czerwone. Można natomiast znaleźć pyszne gruszki, śliwki i czereśnie, no bo przecież było lato.

– gotowe jedzenie – choć na początku nas nastraszono, że nigdzie nie można go kupić, to okazało się, że w większych miastach nie ma z nim problemu. Gdy jeździliśmy przez Argentynę, nie mieliśmy kuchni, wyjeżdżaliśmy rano i dojeżdżaliśmy gdzieś wieczorem, to było dla nas zbawienie. Zawsze, gdy je widzieliśmy, kupowaliśmy zapas przynajmniej na dwa tygodnie, a i tak ze dwa razy byliśmy pod ścianą. Obiektywnie to jedzenie bardzo Amelii smakowało, choć zupełnie nie rozumiem dlaczego, bo ma zapach i konsystencję jedzenia dla zwierząt. Do tego jest w plastikowym opakowaniu. Gdy byliśmy w Chile czy Urugwaju i znaleźliśmy tam typowe słoiczki (praktycznie takie, jak w Polsce), gdy je otwieraliśmy, czuć było całkiem naturalny zapach obiadu, to Amelia ich nie chciała. Wolała swoje argentyńskie żarcie o czterech możliwych smakach: makaronu z warzywami, kurczaka z warzywami, mięsa z warzywami i ryżu z mięsem i (i oczywiście) warzywami.

Z deserami było prościej, bo można je było znaleźć praktycznie wszędzie (też w plastikowych opakowaniach). Smaki – jabłko, gruszka i wieloowocowy.

– przekąski – jest ich bardzo niewiele. Chyba jedna firma produkuje ciastka dla dzieci. Ja kupowałam dla Amelii zwykłe wafle ryżowe bez soli, którymi się zajadała. Dostępne praktycznie w każdym sklepie.

Picie
– woda – pamiętam, ile w Polsce czasu spędziłam, żeby wybrać wodę o odpowiednim składzie dla Amelii. Tam nie ma takiego problemu, bo woda dla dzieci nie istnieje. Dzieci piją tę samą, co dorośli i tyle.

– soki, napoje – my nie praktykujemy, ale też nie widzieliśmy specjalnych dla małych dzieci.

Pieluchy
To było jedno z większych moich zmartwień, ponieważ Amelia ma bardzo delikatną skórę. W pierwszym tygodniu jej życia uczuliły ją pieluchy Dada albo Pampers (trudno stwierdzić dokładnie, bo były stosowane równocześnie), więc zaczęliśmy korzystać z pieluszek rossmanowych (Baby dream) i korzystamy z nich do dziś, bo sprawdziły się super. W Argentynie jednak Rossmanów nie ma. Mieliśmy następujący wybór: Pampers, Huggies i Babysec. Pampersa odrzuciliśmy już na samym początku. Bardzo cieszyłam się z Huggies, ponieważ mają bardzo dobrą opinię, ale niestety w momencie przyjścia na świat Amelii, wycofały się z rynku polskiego. Kupiliśmy więc, no i było super od samego początku. Żadnych podrażnień, super wygoda. Babysec wzięliśmy tylko raz z ciekawości i było w miarę ok. Huggies jednak nas zachwyciły. Z dobrych informacji – dostępne są wszędzie, praktycznie w każdym sklepie nawet w małej mieścinie. A ceny. Najdroższe oczywiście są pampersy. Huggiesy i babyseki kosztują porównywalnie – duża paczka (58 sztuk)  ok. 40 zł.

pieluchy

Kremy do pupy
Tych nie musiałam kupować, bo używamy tylko Sudocremu. Mamy w domu 7 różnych maści, z których każda uczuliła Amelię i tylko Sudocrem pomógł. Zabrałam więc odpowiednią ilość. Jeżeli jednak nie macie lub nie musicie mieć swojego ulubionego kremu, to w sklepach, marketach czy aptekach dostaniecie wszystko, co jest potrzebne.

Inne rzeczy higieniczne
– chusteczki do pupy – bez problemu oczywiście znajdziecie – królują Pampers i Huggies
– waciki do pupy – z racji wrażliwości skóry Amelii, najczęściej używamy zwykłych wacików, które maczamy w wodzie. Dobry patent i trochę tańszy niż chusteczkowy
– podkłady do przewijania – takie tu nie istnieją
– szampony, oliwki, kremy, pasty do zębów – wszystko tu znajdziecie, nie musicie brać ze sobą.

Zabawki
– oczywiście mnóstwo ich i każdego rodzaju. Absolutnie możecie zaoszczędzić miejsce w walizce. Amelia najchętniej bawi się kablami, ładowarkami, częściami aparatów i kamer, więc w ogóle mamy nieźle, choć jej kochany piesek (maskotka) przyjechał z nami właśnie z Argentyny.

Ubrania
W zależności od tego, na jak długo jedziecie, ale nie musicie brać ich na zapas. Ceny są porównywalne do naszych polskich (przynajmniej w marketach) i zawsze można coś wybrać. Problem jest trochę z rozmiarami. Mam wrażenie, że polskie dzieci są większe. 11-miesięczna Amelia nosiła spodenki odpowiednie dla 18-miesięcznego dziecka. Kwestia indywidualna może – zwróćcie jednak na to uwagę.

Lekarze
Publiczna służba zdrowia jest dostępna dla wszystkich. Oczywiście mogą być kolejki, więc jeżeli bardzo zależy Wam na czasie, to można skorzystać z prywatnej opieki medycznej. Cena wizyty dla dziecka to ok. 120 zł.

Lekarstwa
Gdy Amelia miała 10,5 miesiąca, po raz pierwszy w jej życiu pojawił się mały katar, więc postanowiliśmy to sprawdzić u lekarza. Pani doktor po zbadaniu wyjęła dla niej lekarstwo, za które nie musieliśmy płacić. Ta sytuacja nas bardzo zaskoczyła, bo w Polsce się nie zdarza. Generalnie lekarstwa kupuje się tu w aptece. :)

Ubezpieczenie
My skorzystaliśmy z April i w przypadku załatwienia wizyty do lekarza działali bardzo sprawnie. Nie wiemy, jak w innych kwestiach, bo nie musieliśmy sprawdzać.

Fotelik samochodowy
To niesamowicie droga rzecz w Argentynie (do polskiej ceny trzeba doliczyć czasami i 40-50 proc). Będąc tu, absolutnie nie opłaca się kupować. My pożyczyliśmy od znajomej, ale jeżeli nie mielibyśmy takiej okazji, to wypożyczylibyśmy wraz z samochodem (jest taka opcja łączona).

Fotelik do jedzenia
Są strasznie drogie (zwykły Chicco kosztuje ok. 600 zł), ale warto rozejrzeć się w marketach. Nam udało się znaleźć brzydrzy, trochę większy, ale tak samo funkcjonalny w promocji za 20 zł. Zjechał z nami całą Argentynę, był w Chile i Urugwaju i z czystym sumieniem mogliśmy go tam zostawić. Zużył się znakomicie.

Fajną rzeczą – zamiast fotelika – może być też takie przenośne krzesełko do karmienia, które pasuje na każde krzesło.

Spanie
Bardzo rzadko Amelia miała możliwość spać w łóżeczku, bo po prostu w hostelach ich nie było. Najczęściej więc spędzała noce w swoim namiocie firmy Deryan (oto nasz model) i generalnie spało jej się świetnie, choć Amelia nie jest może odpowiednią osobą do oceny, bo ona kocha spać i zaśnie wszędzie. Zdecydowaliśmy się na namiot, a nie na łóżeczko turystyczne przede wszystkim ze względu na wagę i objętość. Namiot robił za mój bagaż podręczny, a do środka mogliśmy jeszcze włożyć inne rzeczy. Polecam.

Mycie
Można kupić wanienkę turystyczną, ale my kupiliśmy dużą dmuchaną żabę, w której Amelia kąpała się na podobnych zasadach. – Różnice? – Kosztowała tylko 20 zł, a po złożeniu dało się ją włożyć wszędzie.

To chyba tyle z najważniejszych rzeczy. Jeżeli mielibyście jeszcze jakieś prośby czy pytania, to dajcie znać w komentarzach. Z przyjemnością dopiszę. Tymczasem jedźcie do tej Argentyny i korzystajcie. :)

*Wszystkie ceny, o których wspominam, uwzględniają wymianę dolarów po kursie nieoficjalnym.