Przed przyjściem na świat Amelii wielu i wiele z Was mówiło i pisało nam, że niedługo rozpocznie się dla nas prawdziwa podróż życia, przy której zjechanie całego świata, zaliczenie ośmiotysięcznika, czy przepłynięcie oceanu to bułka z masłem. No i co? – No i się zaczęło.

W ostatnim czasie trudno mi pisać, bo albo karmię, albo przewijam, albo usypiam Małą, albo nadrabiam sen, bo Amelia właśnie śpi. Dziś korzystam z tego, że dziecko śpi, Kuba śpi, a ja – jakimś dziwnym trafem – jestem wyspana :) Nasza córka skończyła właśnie cztery tygodnie. Bylibyśmy wyrodnymi rodzicami, gdybyśmy na nią narzekali, choć jest malutkim noworodkiem, który może i ma prawo uprawiać całe zło tego świata, czyli płakać i krzyczeć całymi nocami, marudzić, narzekać, nie spać, ciągle brudzić pieluszki itd. itp. Ale ona tak nie robi, to znaczy – nie cały czas, więc daje chwilę na złapanie oddechu. – Śpi po 3-4 godziny (a zdarzało się nawet 7-8), sama wybudza się na jedzenie, nie płacze bez powodu, tylko daje głośne znaki, gdy jej podstawowe potrzeby są niezaspokojone. Do tego jest przesłodka i przecudna. Od urodzenia ma szeroko otwarte oczy, wilczy apetyt i wielką potrzebę bliskości. Od dwóch tygodni odbywamy z nią pierwsze mini podróże wózkiem i jest zachwycona. Na początku, zawsze zasypiała, ale teraz ma szeroko otwarte oczy, choć nie widzi nic w dalszym zarysie.

I co? – Wydaje się, że sielanka. Jest pięknie, prawda? Nic, tylko się rozmnażać. A co z tymi, którzy mówili o najdłuższej i najtrudniejszej podróży w naszym życiu?

No cóż. Już poród był niezłym wprowadzeniem do tej podróży. To, że odbył się naturalnie i bez znieczulenia, myślę, że w dużej mierze mogę zawdzięczać naszemu aktywnemu trybowi życia oraz temu, jak przebiegała ciąża, czyli generalnie poza domem. No i naszemu współdziałaniu. Byliśmy z Kubą dobrym teamem :)

Życie matki nie jest łatwe. Strasznie podziwiam panie, które cieszą się z każdej kupki, z tego, że cały swój czas mogą poświęcić uroczemu bobasowi. Ja tak nie mam. Przez ostatnie tygodnie byłam załamana, że Amelia potrzebuje tak dużo uwagi, że nie mam czasu dla siebie, że jak nie kupa, to karmienia. A ona tyle je. Obecnie wiem, że tak jest i że tak będzie, staram się lepiej organizować i wzruszam się na samą myśl, że Mała potrzebuje mojej bliskości, że musi czuć mamę, że nawet jak nie jest głodna, to chce być blisko (tak, stałam się odrobinę sentymentalna).

A mama? – Jest zmęczona, wkurzona, nie ma dla siebie czasu, więc wkurzona, a wkurzona, bo nie wyspana. A i jeszcze głodna, bo są dni, że nie zdąży przygotować sobie nic do jedzenia :)

Mobilność i ukochana wolność? – Można na razie o nich zapomnieć. Obecnie wolnością jest samodzielne pójście do Lidla, który jest niedaleko :) Wczoraj po raz pierwszy wyszłam na prawie trzy godziny na soczek z koleżanką. No i się udało, ale to był maks, bo dokładnie po tym czasie się wybudziła. Tata miał jednak butelkę w pogotowiu :)

Życie ojca też nie jest łatwe. Nie miał przez dziewięć miesięcy w brzuchu malucha, z którym rozmawiał, nawiązywał kontakt, przyzwyczaił się, że jest. Nie, on po prostu musiał zostać ojcem. Jego życie jest trudne głównie przez to, że nawet jak się stara, to i tak nie uda mu się zastąpić mamy. Czasami Kubie uda się uśpić Amelię, czasami wystarczy butelka z moim mlekiem lub wzięcie na ręce i przytulenie. Często jednak te metody zawodzą, bo potrzebna jest mam i jej cyc :)

Życie rodziców – oj, zmienia się. Jest zdecydowanie mniej czasu dla siebie. Żeby obejrzeć odcinek jakiegoś serialu, przerywa się go czasem nawet kilka razy :) Kłótni jest więcej, bo i zmęczenie jest większe, a poza tym matki są straszne, lubią się wymądrzać i zawsze wiedzą lepiej :) Tak jest, ale w tym wszystkim staramy się i znajdujemy czas dla siebie. Chociaż trochę i nie tylko na spacerze z Amelią.

Pierwsze tygodnie nie były więc łatwe, ale to jednak nowa sytuacja. Nie wiedziałam i nie rozumiałam wielu rzeczy, na przykład tego, czemu Mała nie śpi, a przecież ma wszystkie warunki spełnione, i podejrzewałam ją o złośliwość w stosunku do matki :)  – Tak było. Od kilku dni mamy jednak przełom. Coś się zmieniło. Stałam się bardziej wyrozumiała i wsłuchuję się w Amelię. Nauczyłam się rozpoznawać rodzaje płaczu i zrozumiałam, że faktycznie taka umiejętność istnieje i nawet można ją posiąść :)

Jak widać, ta nowa podróż nie jest prosta, bo nieprzewidywalna i niemożliwe było się do niej przygotować, jednak z dnia na dzień robi się coraz bardziej fascynująca. Amelia jest cudowna. Nie mogę się doczekać, kiedy zacznie więcej rozumieć, kiedy ze świadomością uśmiechnie się do nas i kiedy będziemy się pakować w pierwszą podróż.

P.s.

Chyba nigdy wcześniej nie wstawiłam tylu uśmiechów do jednego tekstu. To znak, że naprawdę jest dobrze i … wesoło :)