Ponad rok od rozpoczęcia Telefonu Dookoła Świata czas podsumować całą inicjatywę, która od pierwszych minut jej ogłoszenia nie kończy nas zaskakiwać.

Pamiętam, jak siedzieliśmy w kawiarni w Tbilisi, kończyliśmy pisać tekst ogłaszający start, robiliśmy zdjęcia na okolicznych ulicach. Aż w końcu nagraliśmy też filmik, który po krótce objaśniał, co się będzie działo. Poszła publikacja, a my zmęczeni tym maratonem, poszliśmy coś zjeść i spotkać się z przyjaciółmi.

Spodziewaliśmy się, że telefon wywoła jakieś poruszenie, większe niż zwykle, ale nie wiedzieliśmy, na ile zostanie to odebrane serio, a na ile jako dowcip. Koło 23:00 nagle mój telefon zaczął szaleć. Odpaliłem komputer a tam…. 4 tysiące nowych osób nas śledzi a z każdym odświeżeniem strony jest ich coraz więcej.

Szok.

Potem poszły media. I to wszystkie. Kolejny szok. Radio, telewizja, prasa, internet. Po dziś dzień o telefonie napisano w ponad 50 polskich topowych mediach oraz w blisko 10 zagranicznych. To też było fajne. Bardzo chcieliśmy wyjść poza granice Polski i tak się stało. Kilka tygodni temu napisał do nas student z Tajlandii, mówiąc że miał ten sam pomysł i odkrył w wyszukiwarce, że jednak ktoś już to zrobił. Postanowił więc wysłać ich od razu kilkanaście – trzymamy kciuki mocno :)

Inni też byli w szoku. Parę osób pytało nas w wielkiej skrytości, czy to aby na pewno nie jest jakaś wielka akcja marketingowa i czy zaraz coś nie wyskoczy z kapelusza. Nie wyskoczyło. Ach te zazdrosne agencje :) Część osób mówiła, że zaraz ktoś go ukradnie. Nie ukradli. Była też taka sytuacja, kiedy zadzwonił kolega z Łodzi opowiedzieć scenę z rodzinnego obiadu. Babcia mówi – a słyszeliście, że jacyś wariaci wysłali telefon dookoła świata? Na Polsacie mówili wczoraj :)

Początek

Tbilisi, Baku, Dubaj, Australia, Nowy Jork, Malezja, Holandia, Kambodża, Tajlandia, USA – to tylko część państw, które trafiły na jego trasę. Nie znaliśmy nikogo poza pierwszymi dwiema osobami, potem to już były nowe znajomości. Z wieloma osobami do dziś jesteśmy w kontakcie i naprawdę dobrze się kolegujemy. Współudział w szalonym przedsięwzięciu naprawdę umacnia znajomość.
Początek projektu to była torpeda, która leciała i leciała i nie chciała się zatrzymać. A poza tym, że nas to cieszyło, to wraz z nowymi osobami, które rozpoczynały śledzenie inicjatywy – rosło nasze zobowiązanie względem Was, żeby całość dobrze wyszła. Nie spodziewaliśmy się, aż takiej presji :) Ale co tam – raz się w końcu żyje. To też napędza do działania.

Czego nie przewidzieliśmy

Jedyne założenie, które mieliśmy – to niech ludzie przekazują go sobie z rąk do rąk bez narzucania tego, co mają zrobić. Poza jakimś tam zdaniem – rób co chcesz, pokaż swój świat. I każdy robił to inaczej. Jednak Telefon Dookoła Świata wcale nie miał być aż tak społecznościowym projektem. Albo inaczej – te tysiące ludzi śledzące jego losy codziennie nie mogły się doczekać nowych rzeczy, a my nie zawsze mogliśmy je dostarczyć. Tzn. nie my, tylko osoby, które akurat miały go w ręku. Nie chcieliśmy stwarzać presji, że muszą codziennie coś zrobić. Niektórzy po prostu co godzinę wrzucali zdjęcia, filmy. Nawet vlogowali, pokazując Malezję czy Kambodżę, i to było super. Dla nas też. Ale byliśmy też szczęśliwi, kiedy ktoś wrzucał inne rzeczy. Super było to, że każdy wnosił coś innego. Jedni filmy, drudzy fajne fotki na Instagramie.

W pewnym momencie padła bateria i coś się zawiesiło. Konieczny był reset do ustawień fabrycznych. To sprawiło, że zdalnie musieliśmy go konfigurować. Wszystkie hasła, konta, naprawa, dostarczenie. To zajęło mnóstwo czasu. Z dwa miesiące i to była spora wyrwa, może trochę za duża dla ciągłości, ale też nieprzewidywalna. Mogła się wydarzyć już na początku i wtedy to dopiero byłyby jaja.

Powrót na szlak

Ale udało się w końcu – telefon wrócił na trasę, pojawiły się nowe osoby. Zrobiliśmy taki też trochę restart całości – nowy narybek do nas dołączył i kolejne miesiące telefon spędził w podróży, trafiając na coraz to nowe kontynenty.

Kiedy koniec?

Ostatecznie wyzionął ducha w Kanadzie. Pomimo paru prób naprawy, starość i trudy wyprawy go dopadły. Uznaliśmy, że i tak dokonał swojego i choć fajnie było śledzić jego losy to czas już nadszedł. Moglibyśmy jeszcze długo z nim jechać, bo dla nas to była świetna zabawa.Trzeba jednak było wybrać moment na zakończenie. Na początku powiedzieliśmy sobie, że jak coś się stanie z telefonem – to kończymy. Miał robić swoje i bardzo długo robił. Mogliśmy jednak wysłać nowy i jechać dalej. Ale nie. Po co?

I tak półtoraroczny projekt dobiega końca. Oj napociliśmy się wielokrotnie. Namartwiliśmy, ale dumni jesteśmy, że trwał tyle i że pomimo paru sytuacji losowych dokończyliśmy całość.

Korzystając z okazji, chcieliśmy Wam bardzo serdecznie podziękować za całe zaufanie. Za to, że byliście z nami oraz z telefonem, że śledziliście nowe osoby i wchodziliście z nimi w interakcję. To dawało energię im i nam, a Wam dobrą zabawę.

Niech te wartości pozytywnego szaleństwa, entuzjazmu i zaufania, które Telefon Dookoła Świata miał promować, towarzyszą Wam dalej.

P.S.
Wielka galeria zdjęć na sam koniec. Miłego oglądania.