Ten wpis kierujemy do naszych Czytelników, żeby wyjaśnić pewne rozterki i frustracje, z którymi – jako autorzy bloga – spotykamy się na co dzień. Wśród czytelników są też inni blogerzy, od których docierają do nas podobne sygnały i coraz więcej osób mówi: „muszę znaleźć sposób na Facebooka”, a to gówno prawda.

Gdy dawno temu zaczynałem przygodę z blogowaniem, to ukułem sobie stwierdzenie, że im więcej trudu włożę, aby dany wpis powstał, tym więcej czytelników on zgarnie. To był uczciwy układ. Na każdy kilometr przejechany, na każdy sprawdzony fakt, zacytowaną książkę, zdjęcie – przypadały kolejne odsłony. Innymi słowy, im się ktoś bardziej starał, tym był bardziej nagradzany.

Tak było kiedyś.

Dziś do nakładu pracy dochodzą inne czynniki:
– pory dnia,
– seksowność tytułu,
– bliżej nieokreślone PMS Facebooka,
– nasza umiejętność socialowego zeszmacenia tego, co właśnie stworzyliśmy,
– suma tego zwana EdgeRankiem.

I to one określają, czy praca będzie wynagrodzona, czy nie. Są chwile, kiedy z dumą publikujemy wpis, w który Ania włożyła wiele dni przygotowań, i – żeby rozpocząć dystrybucję – wrzucamy go na fejsa. Mija sekunda, dwie, pięć minut i już jest jasne, że nikt tam nie zajrzy. Nie sprzedał się. Akurat tego dnia o 13:30 rzucili coś z wiocha.pl i Oko Facebooka poleciało w inną stronę.

W czasie pierwszego Wachlarza Andrzej Budnik z LosWiaheros wspominał o wpisie, nad którym Alicja myślała tydzień. Napisała. I „nie poszło na fejsie”. Wpis jest tutaj. Cudowny, literacki, długi. Brać.

Dlaczego kliknęłaś/eś lajk i śledzisz nas na Facebooku?
– bo nas lubisz?
– bo chcesz nas regularnie czytać?
– bo popierasz to, co robimy?
– bo jesteś debilem?

Szczególnie to ostatnie pytanie jest istotne. Uważam, że Ty, Czytelniku, jesteś mega inteligentną osobą, ale fejs każe mi Cię traktować w ten właśnie sposób. Chcesz tego?

[Czy Facebook jest blogowaniem?
Postanowiliśmy na to pytanie odpowiedzieć, bo mogą się pojawić głosy, że to nowa forma blogowania. Tak, jest to swego rodzaju nowa forma i są osoby, które promują/nadają na „fanpejdżach” albo promują subskrypcję profili prywatnych. Dla nas jednak nie jest to główne miejsce, gdzie chcemy z Wami rozmawiać – to „kanał wspierający”.]

Jako twórcy czujemy się zobowiązani przede wszystkim… tworzyć. I w to wkładamy całe nasze serce. Proszę nam nie mówić, że „tak teraz jest” i że „social/open graph”, „long tail” rządzą. Bo każdy ogon ma początek. I jeśli ten początek ubijemy, to właściwe nie wiadomo, co będzie. Amazonkę można ubić, zatykając mały strumyczek. Ale chodzi też o to, żeby wszystko było bardziej naturalne – zarówno dla twórców, jak i odbiorców. My chcemy nadawać, Ty chcesz odbierać. Jeśli pośrednik wkłada w to algorytm (na co myśmy zgody nie wyrażali), to znaczy, że coś jest nie tak. Są pośrednicy, których trzeba ubić.

Jest jedna rzecz, przed którą się bronimy najbardziej, najważniejsza dla nas. Jeśli wejdziemy w to tango z tymi statystykami, porami dnia i innymi gównami, to przestaniemy się szanować, bo nie będziemy szanować Was jako czytelników. Staniecie się dla nas „targetem”, do którego mówi się tu i tam, w taki a nie inny sposób, który reaguje na takie focie z Instagrama, a na takie – nie. Nie chcemy tego, bo to koniec naturalności i emocjonalności – istoty blogowania. To dla marek, one muszą tworzyć sztuczne twory. My chcemy pozostać sobą.

Pytanie, które sobie zadajemy to, czy tak być powinno? Być może jesteśmy już internetowymi konserwatystami, ale naszym zdaniem ten cały „graph” prowadzi nas w złą stronę i wymaga korekty.

Nie żegnamy się z Facebookiem, ale będziemy się bardziej radować z bloga. Zapraszamy do tej „oldskulowej” formy komunikacji: tu jest newsletter. Gdy tylko powstaną nowe formy, umożliwiające w sposób uczciwy natężenie i nasycenie informacjami od nas, to będziemy je natychmiastowo wprowadzać.

Jestem przekonany, że wielu twórców nie może przez fejsa spać i ciągle o nim myśli, a jeśli tak jest, to znaczy, że nie myślą o tworzeniu – czyli bezsens.