– Czy słyszałeś o High Line w Nowym Jorku? – zapytano mnie parę lat temu. – Nie – odparłem. To ciekawe miejsce, odnowiony tor kolejowy, który całkowicie odmienił charakter Chelsea na Manhattanie – drążył znajomy. Jak będziesz tam następnym razem, koniecznie zajrzyj. Zakodowałem to w pamięci i w końcu okazja nadarzyła się dwa miesiące temu – wtedy wpadłem tam po raz pierwszy. A potem wróciłem ponownie już parę dni temu. I choć to pozornie historia o starym torze kolejowym, to pozory mylą, bo to historia o odwadze i wizjonerstwie. 

Spojrzenie pierwsze – przypadkowe

Jeśli nie znamy historii High Line, to nasze pojmowanie jej przebiega w sposób następujący – wałęsamy się po Manhattanie, oddalamy trzy, cztery ulice od ostatniej linii metra w kierunku zachodnim i tak sobie maszerując, nagle widzimy tor kolejowy zawieszony nad ulicami wypełniony po brzegi ludźmi i biegaczami. Mnie na początku chyba nawet trochę odstraszył, bo z daleka wygląda jak dziwna arteria, na której jest spory przepływ ludzi, a z drugiej co chwila ktoś przystaje i robi sobie zdjęcia. Nie za bardzo rozumiałem, po co miałbym tam wejść. Szczególnie gdy nie wejdziemy prosto na wejście i musimy pójść ulicę lub dwie w bok, by znaleźć schody prowadzące na górę. Ciekawość jednak wzięła górę i po pokonaniu dwóch, trzech pięter znalazłem się na wąskiej ścieżce. Byłem akurat w dolnej części Manhattanu, skręciłem zatem w prawo, gdyż tam miałem przed sobą dłuższy fragment do przejścia. Chciałem też zrobić zdjęcia murali, które z poziomu High Line są lepiej widoczne i gdzieś w połowie trasy dotarłem do tego najbardziej znanego z nich, czyli malowidła autorstwa Kobry. Poszedłem dalej i trochę bardziej zainteresowałem się tym miejscem.

Spojrzenie drugie – efekt

W te okolice Manhattanu nie dojeżdża metro. Choć, by do niego dojść ,wystarczy kwadrans, a szybkim krokiem może 10 minut, to na standardy tej wyspy to „daleko”. Nie są to też najlepsze linie i z reguły musimy się gdzieś dalej przesiąść. Stąd też – pomiędzy High Line a okolicami najbliższej linii – widzimy zauważalną różnicę na niekorzyść mijanych przez nas miejsc. Bo nim oficjalnie otwarto park w 2009 roku, te okolice nie miały dobrej prasy. I tu jeszcze dygresja – otóż oficjalnie High Line jest parkiem i została pomyślana właśnie jako „park w niebie”, „podniesiony park”, „park kolejowy”. W ten sposób grupa twórców, która dziś nazywa się „Friends of the High Line” lobbowała za tym przedsięwzięciem u władz miasta. Przekonując, że ta inwestycja przyciągnie co najmniej 400 000 turystów w skali roku i wygeneruje też zyski z podatków sięgające 300 milionów dolarów w perspektywie 20 lat. Te liczby robią wrażenie.

Jak pisałem naprawdę ciężko tu znaleźć fragment wolnego miejsca w godzinach około południowych. O siódmej rano, kiedy wszystko się otwiera, jest naprawdę przyjemnie, a cała linia ma 2.4 kilometra, czyli jeśli przebiegniemy ją od początku do końca i z powrotem wyjdzie prawie, że znamienne 5 kilometrów dla biegaczy ;) A w Nowym Jorku poza Central Parkiem ciężko o przestrzenie do biegania, które nie są przerywane przez kolejne ulice i jadące samochody. Stąd też wielki sukces wśród mieszkańców, jak i inwestorów, gdyż w okolicy rozpoczęto stawiania i odnawianie budynków. Bycie w pobliżu High Line stało się atutem i czynnikiem, który winduje ceny nieruchomości bardzo mocno. I tak z szalonej wizji mamy gro namacalnych efektów, które dziś inne miasta próbują replikować i tworzyć swoje „podniebne parki”.

Spojrzenie trzecie – wizja

Moja ulubiona część High Line to kilkuset metrowy odcinek położony tuż na tyłach Pennsylvania Station, gdzie po pierwsze jest znacznie mniej ludzi, a po drugie – bardziej nawiązuje się do kolejowych początków całości. To w końcu na bazie toru zbudowanego jeszcze w latach 30. XX wieku powstał dzisiejszy park i to, że stał nieużywany i niszczejący przez dobre kilkadziesiąt, zainspirowało Joshuę Davida i Roberta Hammonda do walki o stworzenie tego miejsca.

Idąc od strony Penn Station, dostajemy na pozór niezauważalną lekcję historii tego miejsca. Zaczyna się po prostu trasa, po środku są szyny i tak z każdym krokiem przybywa zieleni i pojawiają się dookoła coraz bardziej futurystyczne budynki, więcej roślinności, ławki, nawet mały amfiteatr, kawiarnia, niedawno otwarte muzeum World Trade Center. Dookoła biegacze, turyści, dzieci, koncerty i inne wydarzenia. Pod nami miasto w swoim codziennym rytmie, a my nad tym wszystkim możemy złapać chwilę spokoju. Ciekawe uczucie, szczególnie w takim miejscu jak szybki Manhattan, i zakładam, że stąd też tyle dobrego Nowojorczycy mówią o High Line.

Cofnijmy się na chwilę w czasie i wyobraźmy sobie, że twórcy po raz pierwszy wpadają na pomysł i mówią na głos – Ej, zróbmy z tego toru park. I potem z mozołem przekonują wszystkich opornych i niedowiarków, że to nie tylko pomysł, by zrobić cokolwiek z tym miejscem, ale że jego efekty mogą być aż takie.

To tyle spojrzeń na High Line. Na koniec jeszcze jedna porcja zdjęć: