Do Pawłowska przyjechaliśmy chwilę po tym, gdy okazało się, że kolejka w Carskim Siole przekracza nasze najśmielsze oczekiwania i… cierpliwość. No cóż, akurat tego dnia wszyscy mieli ochotę zobaczyć Bursztynową Komnatę. Trudno. W Pawłowsku też mieliśmy kilka rzeczy do zrobienia.

Po pierwsze – chcieliśmy odnaleźć szkołę oficerską, w której kształcił się Witkacy. Po drugie – mieliśmy ochotę zobaczyć, jak wygląda ten Pawłowsk, który wychwalali wszyscy zapytani przez nas petersburżanie. Wsiadamy zatem w autobus, w stylu naszych miejskich,  jadący z Carskiego Sioła w kierunku Pawłowska. Przyklejamy nosy do szyby na jakieś pół godziny. Pogoda jest średnia, ale przynajmniej w końcu przestało padać. Autobus nie zatrzymuje się często, więc mamy wrażenie, że dosłownie po chwili dojeżdżamy na miejsce. Wysiadamy na małym dworcu, jednak nie znając tego miasta, gubimy trochę orientację i stwierdzamy, że najlepiej przyjąć pałac za punkt kluczowy. Pytamy więc pierwszego z przechodzących mieszkańców, gdzie znajduje się nasz obiekt. Okazuje się, że naprzeciw dworca jest wejście na wielki teren leśny, który musimy pokonać, aby – gdzieś na końcu – zobaczyć nasz cel.  Mamy więc – upraszczając – dłuższy spacer po lesie, bo dojście do naszego pałacu zajmuje około 45 minut. 

Pałac w Pawłowsku położony jest w środku tego ogromnego kompleksu parkowo-pałacowego. Skąd się wziął pomysł na niego? – Otóż, caryca Katarzyna II – w momencie, kiedy urodził się jej pierwszy wnuczek, Aleksander – postanowiła obdarować jego rodziców, księcia Pawła I i Marię Fiodorownę, tą cudowną posiadłością położoną w dolinie rzeki Sławianki, ok. 30 km od Petersburga. Całością zaopiekowała się Maria Fiodorowna, która zatrudniła Charlesa Camerona, ulubionego architekta Katarzyny II i wielkiego miłośnika antyku, co – nie da się ukryć – widać na każdym kroku w zamku i jego okolicy. Pałac wybudowano w latach 1782-86, a następnie przebudowano i powiększono według projektu Vincenza Brenne. Dobudował on dwa skrzydła boczne i dziś oglądamy zamek w kształcie podkowy z kopułą wspartą na 64 kolumnach. W środku można obejrzeć 45 sal. Z pierwotnego wyposażenia wnętrz praktycznie nic nie zostało, ponieważ na początku XIX wieku spłonęły w pożarze. Pałac szybko jednak odbudowano, odrestaurowując sale Włoską, Grecką i Tronową oraz galerię obrazów z płótnami włoskich i holenderskich malarzy. Warto to zobaczyć i wejść do środka na chwilę.

Jednak Pawłowsk to nie tylko pałac. To przede wszystkim ogromny kompleks zieleni fenomenalnie położony na lekko pagórkowatym terenie. Ten park krajobrazowy jest ogromny i zajmuje ponad 600 ha. To na nim warto się skoncentrować, przyjeżdżając tutaj. Wyobrażam sobie, że szczególnie latem i wiosną jest tu uroczo. – Park z aleją lipową, Ptaszarnią i Pawilonem Trzech Gracji mają urok, pewnie zdecydowanie większy, gdy nie jest pochmurno… Trochę taki bajowy klimat tu panuje – pałac, rzeczka, Most Centaurów, Świątynia Przyjaźni, budynek z 16 kolumnami i statuą bogini Minerwy, który miał być podziękowaniem dla Katarzyny II za ten boski prezent. Wiele tam romantycznych zakątków dla zakochanych, takich jak Wyspa Miłości czy Kolumnada Apollina oraz wąskie alejki wśród których każdy chciałby się zgubić. Mniejsi romantycy, a z kolei miłośnicy sztuki, mogą wziąć udział w spotkaniach muzycznych i literackich, które odbywają się w Pawilonie Róż.

Ważne, że udało się tu uniknąć kiczu i zbędnego przepychu. To jedno z niewielu miejsc, gdzie czujesz się zupełnie niezobowiązująco. Jest miło i nic się nie dzieje, szczególnie w środku tygodnia.

Mieszkańcy Petersburg od lat uwielbiają Pawłowsk szczególnie wiosną i latem. I trudno się dziwić. W XIX wieku był  pierwszą letnią filharmonią. A wszystko dzięki kolei, która połączyła dworzec w Petersburgu z hotelem w Pawłowsku.  Dzięki temu mieszkańcy, ale również przyjezdni, mogli tam szybko i bezproblemowo dotrzeć. Sezon w Pawłowsku trwał od maja do października, i w tym czasie ludzie przyjeżdżali, żeby wziąć udział w balach, koncertach i spędzić miło czas. A kogo można było posłuchać? – Piotra Czajkowskiego, Ferenca Liszta, Antona Rubinsteina i innych znakomitych. Bywali tam m.in. Lew Tołstoj, Fiodor Dostojewski, Honore de Balzac, czyli sama śmietanka towarzyska i intelektualna.

W takim miejscu i teraz super się odpoczywa, choć byliśmy w tygodniu, kiedy totalnie nic się tam nie działo. I to chyba było najpiękniejsze. – Dzięki temu udało nam się złapać lekkiego lenia. Gdyby tylko było trochę cieplej… Już widziałam się na trawce z książką. Gdy będziecie w Petersburgu, wyrwijcie się z miasta i pojeździjcie trochę po okolicy. Transport miejski jest tu bardzo dobrze skomunikowany, a te małe miasteczka mają swój artystyczny, rosyjski klimat.